Epilog

2.9K 118 37
                                    

               DWANAŚCIE MIESIĘCY PÓŹNIEJ


Luca


Stoję trzymając za rękę Melisę nie wierząc, że minął już rok. Rok, który był najtrudniejszy w całym moim życiu.

Nie wierzę, że pozwoliłem, aby moja nienawiść do Russo doprowadziła do takiej tragedii. Gdybym tylko wiedział, że taką cenę przyjdzie mi za to zapłacić odpuściłbym bez najmniejszego zawahania. Ale niestety oślepiła mnie chęć zemsty na Emilliano za to, że próbował zająć moje miejsce.

Gdy Dorian osłonił własnym ciałem Ritę i zauważyłem, że oberwał bez mrugnięcia okiem odwrócił się w stronę strzelca i nacisnąłem na spust zabijając człowieka, który celował do mojej jedynej córki, ale która została uratowana przez Doriana.

Dopiero wtedy się otrząsnąłem. Ten kubeł lodowatej wody uświadomił mi co robiłem. A w ostatnim czasie nie robiłem niczego dobrego.

Doprowadziłem do tego, że moje dziecko odsunęło się ode mnie, bojąc się że nie zaakceptuję uczuć, które żywi do syna mojego wroga. I miała rację. Nie potrafiłem zachować się jak ojciec. Postawiłem bycie Donem, nad ojcostwem co było w chuj słabe.

Obaj z Emilliano polegliśmy na tej płaszczyźnie. Polegliśmy jeśli chodzi o podejście do naszych dzieci. Zamiast zacisnąć zęby, schować dumę do kieszeni i spotkać się jak cywilizowani ludzie, by omówić tę kwestię chcieliśmy, aby z siebie zrezygnowali.

Jakby mieli na to jakiś wpływ. Jakby mieli wpływ na to, by przestać się kochać. Nie mieli. Nie mieli go oni i nie miałem go ja gdy poznałem Melisę...

To smutne, że zatraceni we własnych pragnieniach zapomnieliśmy z Emilliano co powinno być dla nas najważniejsze...

Rodzina.

To przecież dzięki niej jesteśmy silni. To dzięki niej jesteśmy gotowi stawić czoła wszystkiemu, by nasi najbliżsi byli bezpieczni. A ja tak ceremonialnie to spieprzyłem.

Spieprzyłem to o co starałem się dbać i co kochałem. Długo nie mogłem sobie tego wybaczyć... Nadal nie mogę i wątpię, by kiedykolwiek mi się to udało.

Rok temu zawiodłem najważniejszą dla mnie osobę. Zawiodłem całą rodzinę. Pokazałem się z najgorszej ze strony, choć przysięgałem w duchu, że będę dla niej najlepszym opiekunem, gdy dowiedziałem się, że będę miał córkę. Obiecałem być najlepszym mężem, ojcem i ochroniarzem.

Przysięgłem to również żonie, dzieciom i naszym bliskim. A tymczasem zawiodłem na całej linii.

-  Nie mogę uwierzyć, że minął już rok – Melisa ciężko westchnęła mocniej ściskając mą dłoń.

- Ja również – przyznaję wpatrując się  w widok przede mną.

Nienawidzę tu być. Nienawidzę odwiedzać tego miejsca, bo przypomina mi co zrobiłem. Jak się zachowałem.

- Czy kiedyś będzie znowu normalnie? – zapytała spokojnie, choć z odrobiną nadziei.

- Nie wiem. Bardzo bym tego chciał, ale nie sądzę, aby było to możliwe.

- Nie mogę się z tym pogodzić. Ciągle mam do siebie pretensje. Gdybym tylko z tobą porozmawiała... – przyznaje nie wiem, który już raz przez ostatnie miesiące.

- Ciii kochanie – przyciągam ją do siebie. – To nie twoja wina. Chciałaś dobrze. To ja za to odpowiadam.

- Nie mów tak – spogląda na mnie szklącymi oczami. – Wszyscy jesteśmy winni. Wszyscy, którzy byli w to zamieszani.

- Może i tak, ale co to teraz zmieni?

- Nic – odpowiada i spuszcza głowę.

- No właśnie... Nic... – Obejmuję Melisę mocniej i pozwalam zatopić się jej w swoich objęciach i ciszy.

- Tęsknię za nią – mówi po chwili szlochając.

- Wiem... Ja też...

- Dzień dobry – dobrze znany mi głos przerywa naszą chwilę zadumy.

- Witajcie – odpowiada Melisa, ocierając łzy, chcąc je ukryć.

Skinieniem głowy witam się z przybyłym mężczyzną, a kobiety przytulają się i składają na swoich policzkach pocałunki.

- Długo tu już jesteście? – zapytała Olivia, kładąc kwiaty białych róż na pomniku.

Pomniku, który należy do mojej córki i jej syna.

Rita Moretti i Dorian Russo...

Nienawidzę patrzeć na ten napis i miejsce. To jedyna rzecz, której nie trawię na tym świecie tak bardzo jak tego. Miejsca pochówku Doriana i Rity, oraz napisu, który przypomina mi o tym, że naszych dzieci nie ma wśród nas. Napisu przypominającego o tym, że Rita i Dorian już nie istnieje.

- Jakiś czas – odpowiada Melisa. – Ale będziemy się zaraz zbierać. Nie chcę być tu dłużej niż to konieczne. To nie wpływa na nas dobrze.

- To prawda. Dla nas również to bardzo trudne – przyznaje blondynka.

- Dla nikogo nie jest – dopowiadam patrząc w jej zamyśloną twarz.

- No nic... – wzdycha moja żona. – Będziemy się zbierać. Widzimy się później, tak? – pyta spoglądając na Emilliano, by się upewnić.

- Tak, tak – potwierdza mężczyzna. – Na pewno będziemy.

Jak smutne jest to, że nasze rodziny pojednały się dopiero gdy dosięgła nas tragedia. Ja i Emilliano nie wchodzimy sobie już w drogę, a nawet zdarza mam się działać razem gdy jest taka potrzeba. Nie przemawia już przez nas chęć zaszkodzenia sobie nawzajem, a wręcz przeciwnie. Współpracujemy, by nie dopuścić do wydarzeń sprzed roku.

Olivia natomiast już oficjalnie pracuje z Melisą w fundacji. Spędzają tam tyle samo czasu angażując się coraz bardziej. Wiem, że fundacja pomogła im przetrwać ten trudny czas. Kobiety bardzo się ze sobą zbliżyły i zaprzyjaźniły, bo rozumiały się najlepiej. W końcu obie przechodziły przez to samo. Zresztą od początku wiedziałem, że Melisa i Olivia znalazłyby wspólny język gdyby tylko miały taką możliwość.

- Może jednak pójdziecie z nami już teraz? – pytam gdy prawie już odchodzimy. – Stanie tutaj i tak nie ma znaczenia – dodaję.

- Masz rację – przyznał Emilliano. – Chodźmy Olivio. Mamy jeszcze kilka rzeczy dziś do zrobienia – kobieta przytakuje i podaje dłoń mężowi.

We czwórkę oddalamy się od miejsca, które przypomina nam o Ricie i Dorianie...

Ich już nie ma...

Rita i Dorian już nie istnieje...

Przynajmniej dla tego świata...


Wbrew zasadom ( Seria mafijna #3 )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz