Rozdział 33 R

2K 92 11
                                    

Rita 33


Stłumione głosy sprawiają, że zaczynam odzyskiwać świadomość, choć nie do końca mogę jeszcze zrozumieć ich sens. Są jak paplanina nieznanego dla mnie języka.

Silny ból głowy powoduje, że chcę wydobyć z siebie jęk i złapać się w jego miejscu, ale moje ręce są związane na plecach, a usta zakneblowane taśmą. Nie mogę się ruszyć, ani wydobyć z siebie żadnego słowa. Lewy bok na którym leżę też powoli daje mi się we znaki co oznacza, że muszę być w tej pozycji już dłuższy czas.

Otwieram zamglone oczy i jeszcze niezbyt wyraźnie przyglądam się miejscu, w którym jestem. To jakaś opuszczona, drewniana szopa. Prawdziwa ruina, która przy większym wietrze grozi zawaleniem. Między starymi deskami wpadają promienie słońca co utwierdza mnie w przekonaniu, że jestem tu dłużej niż być powinnam...

Mam przebłyski, że znajdowałam się w samochodzie razem z Dorianem i gdzieś nas więziono. Najwidoczniej odzyskałam na chwilę przytomność, by  znowu ją stracić. Ale nie wiem czy zrobiłam to sama, czy ktoś mi w tym pomógł.

Intensywniejsze mruczenia przykuwa moją uwagę i dopiero teraz po drugiej stronie dostrzegam siedzącego i podobnie jak ja związanego bruneta. Chłopak ma jednak limo pod okiem i rozcięty łuk brwiowy z którego sączyła się krew, ale obecnie jest już zaschnięta.

Zmartwiona faktem, że został pobity próbuję się do niego przyczołgać, ale nie mam za grosz siły by to zrobić. Czuję jakbym była naszprycowana czymś otępiającym bo moje mięśnie całkowicie odmawiają mi posłuszeństwa. Zrezygnowana odpuszczam, gdy Dorian sam się do mnie mozolnie zbliża.

W pomieszczeniu nie ma nikogo oprócz nas, a rozmowy, które faktycznie toczą się w innym języku słyszalne są z zewnątrz.

Dorian praktycznie jest już przy mnie gdy skrzypnięcie drewnianych drzwi przykuwa moją uwagę, a w nich staje ten sam mężczyzna, który nas porwał.
Zza jego pleców wyłania się drugi, którego dopiero teraz mogę zobaczyć.

Jest o wiele bardziej odrażający niż ten pierwszy i lepiej zbudowany. Nic dziwnego, że nie miałam z nim żadnych szans. Ja przy nim wyglądam jak prawdziwe chucherko. Mężczyzna jest łysy i ma krzywy nos co od razu rzuca mi się w oczy. Na pewno spowodowane jest to kilkoma złamaniami. Twarz pokrywają zagłębienia i nie wiem czy są one efektem przebytych urazów czy trądziku w wieku młodzieńczym.

- Ooo, widzę że książęca para się obudziła – zaśmiał się wrednie ukazując swoje paskudne uzębienie. Szereg złotych i srebrnych zębów spowodował we mnie uczucie wstrętu.

- Nic mi tu nie kombinować – podszedł pierwszy i kopnął Doriana w brzuch, aż brunet osunął się na podłogę i skulił od bólu. Nie wydobył z siebie jednak żadnego jęku ukazującego swą słabość.

Próbuję ponownie zbliżyć się do Doriana, by sprawdzić czy z nim wszystko w porządku, chociaż wątpię aby tak było skoro został skopany. Mam nadzieję, że nie będzie miał żadnych obrażeń wewnętrznych oprócz mocnego stłuczenia, które i tak będzie bolesne.

- A panienka gdzie się wybiera? – łysol kuca przede mną i łapie mnie za włosy pociągając do tyłu.

Jękami protestuję, bo inaczej nie mogę, ale on nic sobie z tego nie robi. Zamiast mnie puścić patrzy na mnie swym odpychającym wzrokiem pełnym pożądania. Nawet nie stara się tego ukryć, a wręcz przeciwnie. Oblizuje ochoczo wargi i zawiesza swój wzrok na mych piersiach. Panika we mnie wzbiera, bo on naprawdę jest przerażający i wygląda jak dzikie zwierzę wypuszczone na wolność.

Długo nie muszę czekać, aż jego wielka łapa znajdzie się na mej piersi. Chwyta ją mocno i boleśnie. Ugniata ją sapiąc coraz głośniej, a ja mimo prób przeszkodzenia mu w obmacywaniu mnie nic nie wskórałam. Bo jaką mam szansę będąc związaną?

Dorian próbuję zareagować, lecz w zamian dostał ponowne kopnięcie, ale tym razem w żebra. Staram się krzyczeć jakby to mogło ich w jakiś sposób powstrzymać. Ale oni nie mają litości dla żadnego z nas. Ich szydercze śmiechy świadczą o tym, że wyrządzane nam krzywdy sprawiają im przyjemność. Im bardziej cierpimy, tym bardziej są z siebie zadowoleni.

Łzy samoistnie opuszczają moje powieki i płyną rzewnym strumieniem. Rozpaczam nad naszym losem, który nie jest usłany różami, lecz nie  mamy żadnego wpływu na to co nas tu spotka, ale na pewno odbije się to na nas w przyszłości. Jeśli uda nam się takowej doczekać.

Bydlak, który mnie molestuje przewraca mnie na plecy, przez co ma  jeszcze lepszy dostęp niż wcześniej. Kręcę głową i wierzgam nogami próbując go od siebie odepchnąć, ale w odpowiedzi dostaję jedynie mocny policzek. Pisk, który chciał opuścić me usta był jedynie stłumionym, ledwo słyszalnym dźwiękiem.

- Nie rzucaj się, suko! – burczy niezadowolony gdy nie odpuszczam i kolejne uderzenie ląduje na mojej twarzy, która jest mokra od łez.

Chcę walczyć i bronić swojej godności, ale wiem, że choćbym nie wiem co robiła nie uda mi się go powstrzymać. Rozpaczliwy szloch wstrząsa całym mym ciałem, bo jestem przegrana i najprawdopodobniej za chwilę zostanę pozbawiona godności.

Mężczyźni chełpią się tym co z nami wyprawiają i co rusz podpowiadają sobie co z nami zrobią, ale ja już ich nie słucham. W uszach odbija mi się jedynie mój własny szloch, który ogłusza wszystko dookoła, choć jest stłumiony przez naklejoną taśmę.

- A może by ją tak odklebnować? Chcę słyszeć jak będzie krzyczeć gdy będę ja pieprzył – powiedział łysy spoglądając na kolegę.

- Rób co chcesz. I tak nikt jej nie usłyszy w tej puszczy – odpowiedział tamten.

Łysy złapał za plaster i jednym, mocnym pociągnięciem zerwał go z moich ust, powodując ból i pieczenie.

- No, to teraz się zabawimy – rzucił zadowolony.

- Zostaw mnie, błagam! – krzyczę w niebo głosy.

- Będziesz mnie błagać, ale o coś innego – rzuca rozochocony

- Czego od nas chcecie? Pieniędzy? Nasi ojcowie zapłacą tyle ile będziecie chcieli, tylko nie róbcie nam krzywdy – próbuję wyciągnąć z nich informacje i  przekonać, że dostaną forsy ile tylko zapragną jeśli puszczą nas wolno.

- W dupie mamy wasze pieniądze! A teraz przestań zadawać głupie pytania! – warczy groźnie.

Ponownie położył mi jedną łapę na biuście, a drugą na kroczu i zaczął go brutalnie pocierać. Nic nie pomogło moje wierzganie nogami.

- Zostaw mnie! Zostaw! – krzyczę raz za razem, ale moje błagalne wołanie pozostało bez żadnego odzewu.

- Zobacz jaka waleczna. Podoba mi się jaką próbuje grać niedostępną – powiedział zadowolony do kolegi, a potem spojrzał cwaniacko na Doriana i zwrócił się do niego. – Przed tobą też tak udawała, czy może ochoczo rozstawiała nogi?

Odwracam głowę w kierunku bruneta i widzę mord w jego oczach jak również wściekłość, że nie może nic zrobić. Wiem, że gdyby miał taką możliwość zrobiłby wszystko by mnie uratować przed tym co nieuniknione.

Staram się kręcić jak mogę, by zrzucić z siebie łapska tego zwyrola, ale czuję jak powoli opadam z sił. Choć jestem zdeterminowana by bronić się dalej to ciało odmawia mi posłuszeństwa. I wtedy chyba nadchodzi zbawienie. Telefon mężczyzny zaczyna dzwonić, a ja modlę się by go nie zignorował. I na szczęście zabiera za mnie łapy, wstaje i wyjmuje komórkę z kieszeni.

Niestety rozmawia w obcym języku, ale domyślam się, że mowa jest o mnie i o Dorianie, ponieważ wychwytuję nasze imiona. Mężczyzna nie jest zachwycony z prowadzonej rozmowy, bo mimo tego iż przytakuje na jego twarzy pojawia się grymas niezadowolenia. Najwidoczniej otrzymał rozkazy, które pokrzyżowały mu plany, które chciał przed chwilą wykonać.

Błagam w myślach, aby moje przypuszczenia okazały się słuszne. Aby to nie było moim pobożnym życzeniem i mężczyźni przestali się nad nami pastwić.

Po zakończonym połączeni porozumiewają się między sobą, a ja dalej roztrzęsiona, staram się też coś wychwycić z ich zachowania, bo słów kompletnie nie rozumiem.

Ku naszemu ogromnemu szczęściu porywacze zostawiają nas bez słowa samych i zamykają drzwi na kłódkę. A potem słychać trzaśnięcia drzwi samochodu i warkot silnika który się oddala.

Przymykam oczy i szlochając dziękuję Bogu, że nad nami czuwa. Nie jestem zbyt pobożną osobą, ale bez wątpienia mamy czyjeś wsparcie. A kto nam go może teraz użyczyć jak nie Wszechmocny?

Czuję przy sobie obecność Doriana, więc obracam się w jego stronę. Brunet ma poczucie winy wypisane na twarzy jakby to było jego winą, że spotkało mnie tyle złego. A przecież on wygląda gorzej niż ja. To on został bardziej poturbowany, a zamiast przejmować się sobą to martwi się o mnie.

- Nic mi nie jest – wyszeptuję, by się nie martwił. Dorian mruczy coś w odpowiedzi, ale nic nie rozumiem. – Wiem, że chcesz mi coś powiedzieć, ale nie rozumiem. Przepraszam – dodaję że skruchą.

Chłopak zaczyna pocierać twarzą o ziemię jakby chciał pozbyć się taśmy z ust. I ...on faktycznie to robi... próbuje się uwolnić.

Zastanawiam się jak mu pomóc... Co mogę zrobić, by nas stąd uwolnić. Nie mamy wyjścia jak wykorzystać szansę, która się nadarzyła, że zostaliśmy bez obstawy, bo taka może się więcej nie powtórzyć. Ożywiona tą myślą rozglądam się po pomieszczeniu zabitym dechami w poszukiwaniu czegoś co może nam się przydać.

Na jednej ze ścian wisi kilka sznurów o różnej długości i grubości, oprócz tego znajdują się jedynie dwa drewniane krzesła i skrzynka, która chyba pełni funkcję stolika. W jednym kącie rzucony jest starodawny koc w kratę, który pokryty jest warstwą kurzu jak wszystko co się tutaj znajduje.

Nic z tych rzeczy nam się nie przyda. Już mam zacząć znów płakać i załamać ręce gdy czuję na dłoniach łaskotanie przez które się wzdrygam.

Dorian uspokaja mnie mruknięciem i dopiero odwracam twarz w jego kierunku. Chłopak przekręcił się na drugą stronę i leżąc do mnie plecami próbuje rozwiązać sznury na moich nadgarstkach. Palce mu się plączą chcąc wyczuć najlepsze miejsce, aby poluzować liny.

- O tak, tak. Właśnie w tym miejscu – podpowiadam, gdy sama wyczuwam gdzie zawiązany jest pęceł, który musi zlikwidować.

Brunet chwyta za jeden koniec sznurka i go pociąga. Początkowo nic się nie dzieje, ale gdy szepertuje tam jeszcze przez chwilę czuję jak pętle się poluźniają. Poruszam dłońmi do przodu i w tył, by sprawdzić czy jestem w stanie już się uwolnić i ku mojemu zaskoczeniu po chwili udaje mi się wyciągnąć jedną dłoń.

Natychmiast klękam przed brunetem i pierwsze co robię to odrywam mu delikatnie tę przeklętą taśmę.

- Jak się czujesz? – zapytał od razu z przejęciem i troską.

- To chyba ja cię powinnam o to zapytać? Bardzo cię boli? – dotykam dłonią ostrożnie jego skroni i przejeżdżam po niej kciukiem, czując pod nim zaschniętą krew.

- Nic mi nie jest. Nie pierwszy raz oberwałem – uspokaja mnie, chociaż wiem, że nawet jeśli go boli to się do tego nie przyzna. – Rozwiąż mnie. Nie mamy czasu. Musimy jak najszybciej stąd wiać – przypomina.

- Dobrze.

Przechodzę za Doriana i mocuję się z liną. Jego węzły są mocniej zaciśnięte niż te moje. Próbuję już któryś raz z rzędu, ale nie daję rady.

- Pośpiesz się – ponagla mnie chłopak.

- Strasznie mocno to zawiązali.

- Wiem. Zostaw. Spróbuję się podnieść i poruszać się z rękoma na plecach.

- Daj mi jeszcze chwilę, może mi się uda – mówię i cała w nerwach nie odpuszczam i w końcu udaje mi się go uwolnić.

Zadowolona, że za moment opuścimy te okropne miejsce pomagam brunetowi się podnieść. Moja radość nie trwa jednak długo, bo z zewnątrz dochodzą mnie zbliżające się ciężkie kroki...


Wbrew zasadom ( Seria mafijna #3 )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz