Rozdział 3 R

3.1K 104 6
                                    

Rita 3


Będąc w kawiarni wśród koleżanek wreszcie czułam się wolna. To niesamowite uczucie, a przecież nie zrobiłam niczego wielkiego i nie jestem w miejscu, którym mogłabym się zachwycać, ale ja właśnie to robię.

Słucham dziewczyn i uśmiecham się od ich głupich tekstów jak wariatka. Żartobliwe docinki na temat facetów z roku i całej uczelni pochłonęły nas w stu procentach. Każda do kogoś wzdychała lub jest adorowana. Każda, poza mną... No i Niną, ale ona to inny temat, bo jest w szczęśliwym związku od dwóch lat i nie zanosi się by uległo to zmianie.

Słuchając ich opowieści uświadamiam sobie, że tylko ja z tego towarzystwa nie miałam nigdy chłopaka. Nie byłam zakochana, ani nawet zauroczona, a wszystko przez to, że byłam zamknięta w murach posiadłości. Byłam jak pieprzona Roszpunka uwięziona w wysokiej wierzy. Brakowało mi tylko tej wierzy, długich błąd włosów i rycerza, który by mnie ocalił.

Na myśl o rycerzu na białym koniu przed oczami pojawia się twarz mężczyzny z parku. Był naprawdę przystojny, a na dodatek jeszcze dobrze zbudowany. Biała koszula opinała jego ciało, któremu zapewne poświęca dużo uwagi na siłowni.

- Oooo ktoś tu się zaczerwienił – usłyszałam, a potem czuję jak siedząca obok mnie Rose szturcha mnie i uśmiecha się głupkowato.

- Że niby ja? – wskazuję na siebie palcem unosząc wysoko brwi.

- No raczej. Policzki ci płoną – odpowiada i chwyta mnie za jeden z nich i nim potrząsa tak jak małemu dziecku.

Krzywię się na ten gest, bo to wcale nie jest tak fajne jak myślą dorośli. Ktoś chyba powinien ich uświadomić, że sprawiają tym ból

- Chyba coś ci się pomyliło – strącam jej rękę, bo za chwilę naprawdę będę cała czerwona, albo co gorsza zrobi mi się siniak od tego tarmoszenia.

- To opowiadaj. Kim jest ten szczęściarz? – pyta siedząca na przeciwko mnie Nina i kładzie przedramiona na stole, a potem nachyla się i patrzy na mnie wyczekująco.

Wbija we mnie te swoje niebieskie ślepia jakby chciała z ich pomocą wszystko ze mnie wyciągnąć. Ale przecież nie ma czego. Długie, blond włosy zsuwają się z jej ramion okalając jej drobną twarz przez co wygląda jak Calineczka.

Uśmiecham się pod nosem na moje dzisiejsze porównania z bajek. Była już Roszpunka, teraz Calineczka... Może ktoś jeszcze? Rozglądam się po koleżankach i spoglądam na Rose. No tak...Merida Waleczna!

- Uśmiechasz się! – pisnęła ostatnia z dziewczyn, czyli Sabrina, która ma brązowe oczy i krótkie, czarne włosy.

- Nie wiem co sobie uroiłyście, ale to nie to o czym wszystkie myślicie – uświadamiam je zerkając na każdą po kolei.

- To skąd te wypieki? – drąży Rose, którą mam w tym momencie ochotę udusić, pomimo tego, że lubię ją najbardziej ze wszystkich dziewczyn z roku.

Rose jest zawsze wesoła i ma duże poczucie humoru. Jej oczy są zielone jak dwa szmaragdy, a twarz zdobią porozrzucane, ledwo widoczne piegi. Włosy ma rude i kręcone za ramiona z przedziałkiem na boku. Dziś założyła zieloną bluzkę z krótkim rękawkiem zakończonym koronką i białymi jeansami. Wygląda świetnie. Zresztą jak zawsze.

- Gorąco tu – odpowiadam na odczepnego machając na potwierdzenie swoich słów ręką przed twarzą.

- Dlaczego ci nie wierzę?

- Nie wiem, ale naprawdę nikt mi się nie podoba.

Nikt oprócz przystojnego bruneta, którego spotkałam w parku, ale to już zostawiam dla siebie. Zresztą co mam im powiedzieć? Że wpadłam na faceta, który jest chodzącym ideałem, a ja nawet nie zapytałam jak ma na imię.

Targało mną w tamtym momencie tyle emocji, że nawet nie myślałam o takich rzeczach. Chciałam jak najszybciej się stamtąd zmyć, gdyż bałam się, że ochrona mnie zobaczy, a wtedy miałabym przechlapane. Teraz pewnie też będę miała, bo przecież nikt nie wie gdzie jestem, a moi prywatni bodyguardzi z pewnością powiadomili już ojca, a ten wszczął alarm.
Daję sobie rękę uciąć, że w tej chwili namierzają mój telefon, który celowo zostawiłam na uczelni.

Nie chcę być w swojej skórze gdy wrócę po tym do domu. Już słyszę w głowie te krzyki i epitety kierowane w moją osobę przez ojca. Mogłam chociaż kogoś uprzedzić, ale nie wpadłam na to, a teraz jest już za późno.

Szkoda mi tylko mamy, bo pewnie będzie się o mnie zamartwiać. Przykro mi, że przez zachowanie taty ona również odczuje mój mały bunt, bo ostatnią rzeczą jaką chcę to stracić jej zaufanie. Mam w niej ogromne wsparcie i zawszę mogę liczyć na nią w każdej sprawie. Przez pojawiające się myśli zaczęłam mieć wątpliwości, czy dobrze postąpiłam. Przecież rodzicielka będzie myślała, że zostałam porwana i robią mi te wszystkie okropne rzeczy przez które sama przechodziła. A nie chciałabym by te traumatyczne przeżycia do niej powróciły. Jaka ze mnie idiotka! Karcę samą siebie.

- Przepraszam was na chwilę, ale muszę zadzwonić – mówię i wstaje z krzesła.

- Stało się coś? – odzywa się Nina.

- Nie, ale coś mi się przypomniało. Zaraz wracam – odpowiadam i idę w kierunku lady, za którą stoi wysoka, szczupła szatynka w średnim wieku. – Przepraszam czy mogłabym skorzystać z telefonu? – pytam uprzejmie kobietę. – Oczywiście zapłacę – dodaje, by ją przekonać.

- Naturalnie, że możesz – uśmiecha się serdecznie i podaje mi telefon. – Nie musisz płacić, bo to służbowy i są w nim darmowe nielimitowany rozmowy, więc śmiało.

- Dziękuję – posyłam jej wdzięczny uśmiech, biorę komórkę i odchodzę na bok.

Siadam przy wolnym stoliku i wybijam ciąg dobrze znanych mi cyfr. Przystawiam urządzenie do ucha czując jak bardzo zaczynam się stresować. Pojawia się pierwszy sygnał i przełykam ciężko ślinę, bo wyobrażam sobie minę matki, gdy zobaczy na wyświetlaczu nieznany numer. Boże! Przecież ona zawału dostanie!

- Halo! – słyszę jej drżący i zapłakany głos, przez co moje wyrzuty sumienia sięgają zenitu.

Mogłam jej zdradzić mój plan. Wiem, że by mnie zrozumiała. Może nie do końca poparła, ale na pewno wykazała się zrozumieniem. Przecież ona zawsze stoi po mojej stronie, a ja naraziłam ją na taki stres.

- Mamo – wyszeptuję wręcz, przez gulę w gardle, która w nim stoi.

- Boże! Dziecko! Nic ci nie jest? Gdzie jesteś? Kto cię porwał i czego chce? – zarzuca mnie z przejęciem serią pytań.

- Wszystko jest dobrze, mamo. Jestem z koleżankami – odpowiadam opierając łokieć o stolik i dłonią przecieram czoło.

- C-co?

- Jestem w kawiarni z dziewczynami z uczelni.

- I nic ci nie jest? Nikt cię nie porwał? – dopytuje chcąc się upewnić czy na pewno dobrze mnie zrozumiała.

- Nie. Ja ...

- Boże... – przerywa mi wzywając Najwyższego, a w jej głosie słychać ogromną ulgę. – Jak dobrze... A ja myślałam...

- Wiem... – Tym razem ja nie pozwalam jej skończyć. – Przepraszam.

- Czemu nie zadzwoniłaś wcześniej?

- Nie chciałam by ktoś wiedział, a teraz pomyślałam o tobie i tak jakoś źle mi się z tym zrobiło.

- Najważniejsze, że jesteś cała. Martwiłam się... A ojciec... – wzdycha ciężko, a ja mam świadomość, że postawił na nogi całą Katanię.

- Domyślam się. Bardzo jest zły?

- Zły? Skarbie, on jest przerażony! – mówi nieco głośniej.

- Planujemy iść na dyskotekę – uprzedzam, by nie martwiła się, że nie wracam w najbliższym czasie do domu.

- Wiesz, że to się źle skończyć, prawda? – pyta już spokojnie i bez wyrzutu za co jestem jej wdzięczna.

- Mamo, on musi zrozumieć pewne sprawy – mówię pewnie, bo nie mam zamiaru odpuścić. Mam dwadzieścia lat i chcę wreszcie móc decydować o sobie.

- Wiem. Postaram się go jakoś ugłaskać. A ty baw się dobrze. Tylko nie wracaj sama po nocy. Już wolę byś spała u którejś z dziewczyn. Tylko uprzedź mnie wcześniej.

- Dziękuję – odpowiadam i się rozłączam czując wewnętrzny spokój.

Wracam do dziewczyn, by dopić zimną już kawę i ustalić gdzie dziś balujemy. Jestem chyba najbardziej podekscytowana z nich wszystkich, ale staram się to ukryć by nie pomyślały, że przybyłam do nich z innej planety. To przecież rzadko spotykane, by dorosła dziewczyna nie była w klubie. O czym ja mówię?! Przecież jestem po raz pierwszy w kawiarni!

Po kilkunastu minutach wychodzimy i rozdzielamy się. Nina i Sabrina wracają do siebie, a ja idę do Rose. Jej szafa będzie dziś zdobić nas obie, a że mamy podobne sylwetki to jestem pewna, że wszystko co wybiorę będzie na mnie idealnie pasować.

Mieszkanie rudowłosej jest bardzo duże i nowocześnie zaprojektowane. Dominujące kolory to odcienie szarości i biel. Panuje w nim głucha cisza co oznacza, że jej rodzice są poza domem. Może są w szpitalu. Rose mówiła, że oboje są lekarzami i dużo pracują.

Przechodzimy do pokoju dziewczyny, który jest urządzony w podobnym klimacie co salon. Bardzo mi się podoba, bo lubię gdy wszystko ze sobą współgra. A poza tym jest podobny do mojego. Duże łóżko, biurko i szafka nocna w białym kolorze, które znajdują się także u mnie. Jedyna różnica jest taka, że nie ma własnej łazienki połączonej z pokojem i garderoby. Zamiast niej po jednej ze ścian jest zabudowana sporych rozmiarów biała szafa.

Zanim zabrałyśmy się za przygotowania na wieczór jeszcze trochę poplotkowałyśmy leżąc na łóżku pokrytym szarą narzutą. Na szczęście koleżanka nie dopytywała mnie o żadnego chłopaka, lecz sama gadała jak nakręcona o jakimś Martinie, a oczy jej przy tym błyszczały jakby patrzyła na najjaśniejsze gwiazdy. Coś mi się wydaje, że rudowłosa się zakochała, choć upiera się, że to jedynie zauroczenie. Jak na moje oko to coś więcej, ale ja się nie znam, więc może jest tak jak twierdzi.

Wieczór szybko nadchodzi, a my wystrojone w sukienki na ramiączkach do połowy ud stoimy przed klubem Diamond czekając na pozostałe koleżanki, które się spóźniają. Muzykę z budynku słychać, aż kilkadziesiąt metrów od wejścia i muszę przyznać, że lecą tu naprawdę fajne kawałki, a remixy są świetne. DJ zdecydowanie zna się na rzeczy.

Kolejka jest cholernie długa, ale szybko się zmniejsza więc nie marudzimy. Dla mnie zresztą nawet coś takiego wydaje się świetną frajdą. To przecież mój pierwszy raz! Ile ich jeszcze dzisiaj zaliczę? Aż sama jestem ciekawa na jak wiele się odważę zwłaszcza, że po tym jaki numer odstawiłam ojcu pewnie zabroni mi dosłownie wszystkiego. Ale w tej chwili mam to gdzieś. Zamierzam się dobrze bawić i nikt mi w tym nie przeszkodzi.

Czuję na sobie kilka spojrzeń przez co dziwnie się czuję. Od razu w mojej głowie przewijają się myśli, że ktoś mnie rozpoznał, ale to raczej mało prawdopodobne. Przecież ja nawet na zakupy jeżdżę do innego miasta co jest totalnie chore, ale co zrobić? Taki los.

- Ale laski! – Ktoś rzucił głośno, a potem zaczął gwizdać. Spoglądam w stronę skąd było to słychać i widzę dwóch chłopaków, którzy bezczelnie lampią się na mnie i Rose.

- Co za dupki – odzywa się rudowłosa. – Myślą, że jak palną taki pusty teks to zrobi to na nas jakieś wrażenie.

- No, na mnie nie robi – stwierdzam z grymasem.

- Na mnie też – odpowiada również się krzywiąc. – Ale fakt jest taki, że wyglądamy obłędnie i możemy prowokować facetów – dodaje, a na jej twarzy od razu pojawia się uśmiech.

I tu całkowicie się z nią zgadzam. Moja krótka, czerwona sukienka odsłania bardzo dużo, ale nie przeszkadza mi to. Wreszcie czuję się naprawdę kobieco, a mocniejszy makijaż i pofalowane włosy dodają mi trochę pewności siebie.

Po pół godzinnym czekaniu wreszcie weszłyśmy do środka w towarzystwie koleżanek, które niedawno przybyły. Sabrina założyła mała czarną, a Nina postawiła na białą bluzkę na grubych ramiączkach i jeansy. Podejrzewam, że celowo wybrała taki strój, by nikogo nie prowokować, bo przecież ma chłopaka. Ale prawda jest taka, że Nina jest zawsze dobrze wygląda, a poza tym jest śliczna, więc nawet jakby założyła najgorsze szmaty to i tak nie przyćmiłyby jej urody.

Siedzimy na hokerach przy barze i pijemy drinki starając się rozmawiać, ale nie jest to łatwe przez głośną muzykę. Parkiet jest pełny przez co nie bardzo mogę dostrzec wystrój całego lokalu. Ale kolorem dominującym jest brąz i złoto. A ciepły żółty kolor oświetlający półki z alkoholem idealnie je dopełnia.

Barmani mają masę roboty. Jest ich pięciu, a i tak ledwo wyrabiają z zamówieniami. Jeden z nich co chwilę na mnie niepewnie zerka, ale ja udaję, że tego nie widzę choć gdy nie patrzy sama uciekam wzrokiem w jego stronę. Ma ciemne blond włosy ułożone w całkowitym nieładzie co mu zupełnie pasuje, a gdy z uśmiechem podaje zamówienia w jego policzkach widać dołeczki. To naprawdę urocze gdy facet je ma.

Upijam kolejny łyk i na dłużej zatrzymuję wzrok na blondynie, który mnie przyłapuje i szeroko się do mnie uśmiecha. Zawstydzona, że zostałam złapana na gorącym uczynku odwracam głowę na tłum bawiących się ludzi.

Przejeżdżam po nich spojrzeniem i zatrzymuję je w momencie gdy dostrzegam coś znajomego. Przełykam ślinę zastanawiając się czy to co widzę w oddali jest prawdą czy jednak alkohol już zaczął działać i umysł płata mi figle.

Gdy jednak właściciel brązowych tęczówek, których niestety nie dostrzegam z tej odległości spogląda na mnie, wiem że to nie zwidy. Moje ciało oblewa fala gorąca, a mięśnie brzucha zaciskają się powodując nieznane dotąd uczucie. Nieznane do dzisiejszego popołudnia...

Po chwili, która trwała dla mnie zapewne dłużej niż dla każdej osoby znajdującej się w klubie brunet o pięknych oczach zaczyna iść w moim kierunku, a ja przestaję oddychać...


Wbrew zasadom ( Seria mafijna #3 )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz