Rozdział 7

346 16 21
                                    

Nie wytrzymam dłużej. Minęły cztery tygodnie, a ja już mam ochotę rzucić się z dachu budynku głównego uczelni. Przecież nic tu nie miało sensu. Czego ja miałam się jeszcze nauczyć? Po co mi jebany papierek, skoro i tak miałam już wymarzoną pracę, dla której poszłam na studia?

Sfrustrowana uderzyłam głową w kierownicę. Jeszcze te korki. Nieważne która była godzina, w tym mieście zawsze był korek. To był jedyny aspekt, przez który mogłam zatęsknić za domem. Tam nie było korków. Nigdy.

Ale też nie było tam absolutnie nic ciekawego, więc wszyscy mieszkańcy wyjeżdżali do pracy i w poszukiwaniu rozrywki do większych miast dookoła. Lub, tak jak ja i moi przyjaciele, od razu po skończeniu szkoły wyjeżdżali z Grover Beach.

Kiedy po prawie godzinie jazdy weszłam do domu, usłyszałam histeryczny śmiech Susan. Zmarszczyłam brwi i weszłam w głąb mieszkania. Kiedy spojrzałam na Susan i Mię, stojące w kuchni od razu zrozumiałam rozbawienie Suzie.

Mia stała przy blacie. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że cała była w mące. Musiałam się bardzo postarać, żeby nie wybuchnąć śmiechem, bo bałam się, że dziewczyna rzuci we mnie resztkami mąki, które leżały przed nią na blacie. Bałam się nawet pytać, co się stało. Dzikie i wściekłe zwierze może zaatakować po usłyszeniu najcichszego dźwięku.

I miałam rację, bo Mia chwyciła rozerwane opakowanie, w którym była reszta mąki i rzuciła nim w twarz Susan. Zerwałam się z miejsca i pobiegłam do mojego pokoju, żeby uniknąć oberwania za stanie tam. Zamknęłam za sobą drzwi, przez które było słychać wściekłe wyzwiska, śmiech i szuranie mebli. Dla bezpieczeństwa chyba powinnam zamknąć się tu na co najmniej dwie godziny.

- Mam nadzieję, że wiecie że nie przyłożę ręki do sprzątnięcia tego burdelu, który urządziłyście w kuchni?! - krzyknęłam przez zamknięte drzwi. Upewniłam się czy drzwi na pewno są zamknięte na klucz. Bezpieczeństwo przede wszystkim, nie chciałam, żeby jakaś rozwścieczona bestia wpadła tu z mąką.

Nie usłyszałam odpowiedzi, ale nie usłyszałam też więcej okrzyków bojowych, a to chyba dobrze wróżyło. Lub wręcz przeciwnie. Może Mia zabiła Susan i teraz mam trupa na podłodze w kuchni. No ale cóż, w razie czego przecież nic nie widziałam. Odsunęłam się od drzwi i rzuciłam torebkę w kąt pokoju. Byłam wyjątkowo zmęczona, mimo że nie miałam aż tak wielu zajęć na uczelni. Chociaż mogłabym mieć piętnaście minut lekcji, a i tak byłabym zmęczona.

Od kiedy pamiętam moim marzeniem była praca z książkami. Czytałam tak dużo, że nie wyobrażałam sobie, że w przyszłości mogłabym robić coś innego. Oczywiście moja mama nie była zadowolona z mojego wyboru. Od zawsze chciała, żebym została światowej sławy lekarzem. Najlepiej chirurgiem. Ale ja nie potrafiłam zmusić się do nauki biologii. Przerastało mnie to.

Dlatego kiedy dostałam się na edytorstwo, mama była bardzo niepocieszona. Ledwo zgodziła się na pomoc w utrzymaniu. Gdyby nie interwencja taty, pewnie nie dostałabym żadnych pieniędzy.

Gdyby nie ona, pewnie rzuciłabym studia w momencie, kiedy podpisałam umowę u Alice. Szefowa mnie uwielbiała, a ja szybko zajęłam pozycję najlepszego i najszybszego recenzenta w wydawnictwie. Kiedyś rozmawiałam nawet z Alice o moim wypaleniu studenckim. Powiedziała, że nie muszę się tym przejmować i mogę je rzucić.

Ale nie zniosłabym komentarzy matki na temat mojej rzekomej porażki. Nie obchodziło jej, że miałam dobrze płatną pracę, piękne mieszkanie, zajebisty samochód. Obchodził ją tylko papierek.

Dlatego martwiłam się o brata i często z nim rozmawiałam. Nie chciałam, żeby poddał się presji ze strony naszej rodzicielki. Chociaż i tak miał dużo łatwiej. To ja zawsze przyjmowałam ciosy i presję. Ale odpowiadało mi to. Najważniejsze było szczęście mojego braciszka. Z naszym tatą było łatwiej. Chciał, żebyśmy robili to, co chcemy.

All My Tears Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz