- Jesteś Edriciem, prawda? - zapytał drżącym głosem. Naprawdę liczył, że ten odpowie "nie, kto to jest Edric? O czym ty gadasz w ogóle?".
- Stuart? - zapytał nagle z szokiem wymalowanym na twarzy. Wstał ostrożnie z krzesła, wpatrując się w jego twarz. Steve poczuł, że chce mu się płakać. Chciało mu się płakać, bo faktycznie zdał sobie sprawę z tego, że podoba mu się Eddie Munson.
- Jezu, nie - załkał i odłożył jego telefon na blat stolika, po czym odsunął się o kilka kroków do tyłu. Głowa znowu go rozbolała. Ten cudowny, wręcz idealny Edric okazał się być Edwardem Munsonem, chłopakiem, którego Steve nie potrafił zdzierżyć, który go denerwował, który był zbyt głośny, który miał aż za dużo problemów ze sobą. A jednak Harrington go polubił. Polubił Eddie'go, nie Edrica. Właśnie to pojął, że Edric nigdy jakoś szczególnie się nie różnił od Eddie'go. - Boże, nie, nie, nie, nie... - zaczął krążyć po pokoju, zaciskając gardło, żeby się nie rozpłakać zaraz.
- Dość...ciekawa sytuacja - wymamrotał, pocierając kark. Steve spojrzał na niego gniewnie.
- Kurwa mać! Pisałem z tobą ponad miesiąc! Jak ja mogłem nie dostrzec, że to cały czas byłeś ty?!
- Wow, okej, wydajesz się być zawiedziony tym faktem.
- Oczywiście, że jestem, kurwa, zawiedziony! - wrzasnął, nie odrywając od niego wzroku. Jego oczy zdawały się obecnie płonąć. Był wściekły, ale nie na Eddie'go. Był wściekły wyłącznie na siebie. - To nie miałeś być nigdy ty! Nigdy!
- A co to moja wina? - zapytał z wyrzutem, bo czuł się obecnie tak, jakby Harrington go właśnie oskarżał o to, że się zaprzyjaźnili przez internet. - Skąd ja miałem wiedzieć, że to byłeś ty? Nie mam pajęczych zmysłów, do cholery!
- Sprawiłeś, że mi na tobie zależy, ty cieciu! - szturchnął go mocno w ramię. Munson zmarszczył brwi, bo ta rozmowa była naprawdę dziwna.
- Dla ciebie to źle, że Edric okazał się być mną? Wolałbyś pewnie kogoś z lepszej warstwy społecznej, co?
- Tu nie chodzi wcale o to, z jakiej ty warstwy jesteś! Nie jestem aż taki płytki - prychnął. - Chodzi mi o to, że cały ten czas cię nie lubiłem, byłeś dla mnie jak jakaś małpa w cyrku, a jednocześnie byłeś dla mnie przyjacielem, kimś bardzo bliskim. Boże, ja się w tobie, kurwa, zakochałem! - wydarł się i wyminął go, wychodząc z domku, zamykając z trzaskiem drzwi, zostawiając zaskoczonego Edwarda samego.
Steve ruszył gniewnym krokiem na pomost. Doszedł do plaży i wlazł na drewniany pomost, po czym usiadł na jego krawędzi. Podkulił nogi i spojrzał na błękitną taflę. Światło popołudnia odbijało się od niej, tworząc jaskrawe obrazy. Woda szumiała przyjemnie i odbijała się od brzegu, oraz nóżek pomostu. Harrington załkał cicho, wreszcie pozwalając, by emocje z niego uszły. Łzy ściekły po jego buzi ozdobionej pieprzykami, a sam Steve czuł się jak ostatni idiota.
Nie winił o to wszystko Eddie'go. Winił siebie. Czuł się jak ostatni dureń. Jak on mógł tego nie zauważyć? Odpowiedź miał pod nosem, a odsunął ją od siebie i wolał dalej patrzeć na Edrica przez różowe okulary. A gdy patrzy się na kogoś przez takie okulary, wszystkie czerwone flagi zdają się być po prostu różowymi.
Pociągnął nosem, nie odrywając oczu od iskrzącego się jeziora. Usłyszał kroki i skrzypienie drewna pomostu. Nie poruszył się, siedział dalej skulony. Zerknął w bok, dopiero gdy ta osoba usiadła obok niego. Oczywiście, że to był Eddie. Brunet również spojrzał w jego kierunku i zmarszczył smutno brwi. Nie odzywali się. Po prostu się na siebie patrzyli w ciszy przy akompaniamencie szumu fal.
- Przepraszam - wymamrotał Steve i wytarł wilgotne policzki. - Byłem okropny dla ciebie... - westchnął ciężko i nieco się rozluźnił. Pozwolił nogom zwisać z pomostu. - Cały ten czas cię tak potwornie nie lubiłem.
CZYTASZ
❝Eternal Autumn Haze❞
Fanfiction❝ - Podobają ci się moje włosy? - uśmiechnął się pod nosem. - Ta, no...nie są tak ładne jak moje, ale są w porządku - rzucił, a Munson zaśmiał się niemrawo. Steve musiał przyznać, że ów chłopak ma naprawdę ładny śmiech. - No, twoje też są w porządk...