1⁹. terapia i partnerskie sprawy

543 67 250
                                    

— Powiedziałem im — palnął Steve, siedząc na łóżku Munsona, gdy ten malował sobie paznokcie na czarno.

— Powiedziałeś co? — mruknął, skupiając się na tym, żeby nie pomazać sobie palców.

— Że jesteśmy razem — wyjaśnił, spinając się. Ed obejrzał się na niego zza ramienia i otworzył szerzej oczy. Dmuchnął na swoje paznokcie, żeby szybciej wyschły. — Nie mają nic przeciwko. Co więcej, mama cię zaprosiła na kolację dzisiaj — uśmiechnął się zadowolony, a Edward zachłysnął się powietrzem, że aż zakaszlał.

— Mnie? Na kolację? U was?

— Tak, jako mój chłopak — potwierdził, a Ed skołowany spojrzał za okno. Było jeszcze jasno. Harrington wstał z łóżka i podszedł do niego, opierając dłonie o jego uda. — Nie denerwuj się, nie musisz wcale z nimi rozmawiać. Odpowiadaj tylko jak o coś zapytają, ja będę mówił, jeśli ty nie chcesz — zaproponował. Edward podniósł na niego spojrzenie i westchnął głośno. Steve poklepał jego uda wyczekująco.

— Mogę z nimi gadać, z tym problemu nie mam, raczej chodzi mi o to, że...nie wiem jak się ubrać, żeby mnie nie wzięli za degenerata. Metalowcy są zawsze brani na pierwszy rzut oka jak jakieś patusy, co nie mają prysznica w domu — wywrócił oczami, zakręcając buteleczkę z lakierem.

— Wybiorę ci coś. Chyba miałeś na obozie taką fajną luźną, czarną koszulę — zerwał się z miejsca i pognał do szafy. Ed chciał coś wybełkotać, że sam ją znajdzie, ale Harrington otworzył już szafę. — Jezus Maria... — jęknął i schylił się po coś. Munson zagryzł dolną wargę skrępowany. — Co ja ci mówiłem? — wyciągnął dwie butelki po wódce, w których były resztki alkoholu. — Kurwa, Ed, umawialiśmy się!

— To jest stare! — wybronił się, podnosząc się z krzesła.

— Oh, oczywiście — zaśmiał się ironicznie.

— Nie pije od trzech dni, przecież sam wiesz — chciał mu wyrwać butelki z rąk, ale Steve trzymał je kurczowo w dłoniach. — Steve, oddawaj to — nakazał, szarpiąc się z nim.

— Idę to wyrzucić — oznajmił pewnie, chcąc się odsunąć. Edward warknął coś pod nosem i pociągnął go mocniej, przez co jedna z butelek wyślizgnęła się z ręki Harringtona i upadła na podłogę rozbijając się z trzaskiem. Szkło rozleciało się po podłodze, a chłopcy odsunęli się od siebie, bojąc się, że któryś wdepnie w rozrzucone szkło.

— No i co żeś narobił? — syknął, sięgając pod łóżko, biorąc z pod niego zmiotkę.

— Co ja zrobiłem? Jaja sobie robisz? — odstawił drugą butelkę na biurko i skrzyżował ręce na piersi. Obserwował jak Munson powoli zgarnia odłamki na szufelkę. — Ed, mieliśmy umowę. Miałeś się pozbyć wszystkiego.

— Tłumacze ci, że to jest stare — wycedził przez zęby, nawet nie podnosząc na niego wzroku.

— Ale ja mam w dupie, czy to jest stare, nowe, ma miesiąc, czy tydzień! To nie zmienia faktu, że to stoi w twojej szafie i cię kusi. Myślisz, że nie widziałem tych dopiero zaczętych butelek? Ślepy nie jestem.

— Ja tego nie pije — wymamrotał, podchodząc na kolanach pod biurko, żeby stamtąd również zabrać kilka kawałków szkła.

— Jasne, samo się wypiło.

— Mówię ci, że od trzech dni niczego nie tknąłem.

— Ale skąd ja mogę mieć pewność, że to prawda?

— Zapytaj wujka.

— Jasne, zapytam twojego stryja, który jest większość dnia lub nocy, w pracy. Nie pogrążaj się i się przyznaj, że jednak czasem podpijasz — zmarszczył brwi, znowu siadając na łóżku swojego chłopaka, który zajęty był sprzątaniem szkła.

❝Eternal Autumn Haze❞ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz