1⁸. czas do domu

590 75 233
                                    

Jak się okazało, Sydney uciekła do lasu, po tym jak jej koleżanki z domku robiły sobie z niej żarty i nabrały ją, że w obozie jest jakiś morderca, po tym jak jedna odcisnęła dłoń brudną w keczupie na podłodze. Sprawa została wyjaśniona i zgłoszona rodzicom owych dziewczyn, a te musiały przeprosić Sydney.

Obóz zakończył się w spokojny sposób, uczniowie byli w całkiem dobrych humorach, a nauczyciele byli już spokojni. Ostatni dzień był naprawdę udany. Wszyscy siedzieli wspólnie przy ognisku, by na następny dzień o dwunastej wyjechać już z obozu i wrócić do Hawkins. W czasie gdy wszyscy siedzieli razem w grupie, śmiali się, śpiewali i opowiadali straszne historie, Steve i Eddie siedzieli razem na pomoście.

- To był dość pokręcony tydzień - przyznał Edward, siedząc na skraju pomostu, pozwalając stopom moczyć się w ciepłej wodzie. Steve wpatrywał się w pomarańczowe niebo, które zwiastowało zachód słońca. Promienie odbijały się od tafli, zmieniając jej barwę.

- Racja - potwierdził i złapał go za dłoń z uśmiechem. - Ale nie żałuję ani chwili - dodał, a Ed spojrzał na niego i wygiął usta w uśmiechu.

- Nawet tej kłótni? Ani mojego topienia się?

- No dobra, tego akurat żałuję.

- No, bo uznałbym cię za masochistę.

- Odezwał się święty - prychnął, odgarniając włosy do tyłu. Edward odetchnął bezgłośnie i pochylił się do przodu. - Munson, co robisz? - zapytał od niechcenia, widząc jak brunet przechyla się ku wodzie. - Ed - zniżył ton, jednak nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdyż Eddie wpadł do wody, ciągnąc go za sobą. Harrington z piskiem wpadł pod taflę z głośnym pluskiem.

Otworzył oczy dopiero pod wodą, widząc jak ryby uciekają od nich w popłochu. Jego wzrok padł na nogi pomostu, które były ozdobione glonami i muszelkami. Spojrzał ponownie na Munsona, który uśmiechał się bez przerwy, a jego czarne loki unosiły się wokół niczym jak w bajce o małej syrence. Z jego ust wyleciało kilka bąbelków. Steve podpłynął do niego, obejmując go i złączył ich usta. Eddie niemal od razu to odwzajemnił, układając dłonie na jego policzkach, gdy ciało szatyna lekko się na niego położyło pod ciężarem, a jego włosy wręcz płynęły ku górze. Z pomiędzy ich warg wypływały co chwilę maleńkie bąbelki, a oni sami czuli się tak, jakby na tym świecie nie było nikogo poza nimi. Jakby tylko oni się liczyli. Jak gdyby same gwiazdy patrzyły na nich z góry i zapisały ich sobie, by właśnie tak skończyli.

Wynurzyli się wreszcie z wody, gdyż zabrakło im oddechu. Wciąż jednak trzymali się za policzki, patrząc sobie w oczy, a mokre włosy Eddie'go zasłaniały mu prawie całe pole widzenia. Steve zaśmiał się na to i odgarnął mu je z buzi.

- Dzięki - mruknął Munson, a woda ściekała z ich twarzy.

- Dużo myślałem o nas - wypalił.

- To znaczy? - zapytał skołowany.

- Chce żebyś był moim chłopakiem - palnął na jednym wydechu. - Bo nie wiem co będzie w przyszłości, nie wiem czy będzie dobrze, ale wiem, że chce abyś był przy mnie wtedy. Bo...bo wiem, że cię lubię, Eddie - patrzył mu w oczy cały czas, gdy tak siedzieli w letniej wodzie. Edward wpatrywał się w niego jak zaczarowany, a jego policzki pokryły się soczystym rumieńcem. - Bardzo cię lubię - przejechał kciukiem po jego dolnej wardze.

- Ja ciebie też lubię. Cholernie mocno - objął go wokół szyi.

- A kochasz? - uniósł jedną brew.

- Może troszkę - uśmiechnął się pod nosem i zachichotał. Steve odwzajemnił to i ucałował go w policzek. - Kocham cię bardziej od Osbourne'a. Pasuje?

❝Eternal Autumn Haze❞ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz