epilog.

662 73 141
                                    

- Mam urwanie głowy, zająłbyś się małą teraz? - poprosił Eddie, jedną dłonią trzymając telefon przy uchu, a drugą kubek z kawą.

- Jasne, ogląda bajki? - dopytał cicho Steve, a brunet pokiwał głową.

- Tak! Ja nadal słucham, panie Torres! Corroded Coffin chętnie wystąpi na gali, ale proszę podać termin, bo dość dużo mamy w planach wyjazdów - wrócił do rozmówcy, wychodząc do ogrodu.

Steve z uśmiechem zasiadł na dużej, czarnej, pikowanej kanapie, gdzie siedziała mała dziewczynka o czarnych lokach i oglądała na telewizorze jakąś bajkę, w małych rączkach ściskała pluszaka nietoperza.

- Cieszysz się, że dziś jedziesz się pobawić z Jeremy'm? - zapytał swojej córki, a ta spojrzała się na niego dużymi oczami, które były ślicznie ozdobione długimi rzęsami.

- A będzie tam też ciocia Robin i ciocia Vicky?

- Będą, oczywiście, że będą - poczochrał jej włosy i zerknął w kierunku wyjścia do taras i do ogrodu. Widział jak Eddie chodzi w tą i z powrotem, machając energicznie rękoma i mówiąc do telefonu. Nawet ubrany w rozciągnięte dresy, starą koszulkę, z okularami na nosie i z włosami w roztrzepanym koku, Steve nadal widział go jako najpiękniejszego człowieka na ziemi.

- Ciocia Robin mi raz powiedziała coś o wujku Jonathanie - odezwała się znowu. Steve spojrzał na córkę z szeroko otwartymi oczami, bojąc się, że Buckley rozgadała jej coś, czego nie powinna.

- Tak? A co?

- Powiedziała, że mówili na niego cichy z aparatem. Co to znaczy?

- Oh - odetchnął z ulgą i roześmiał się. - Wujek Jonathan po prostu bardzo lubi robić zdjęcia. Przecież wiesz! Jest fotografem.

- A dlaczego cichy?

- Bo...był bardzo cichy.

- Okej - wróciła oczami na kolorowe obrazki w telewizorze. Zaczął się bawić obrączką na swoim palcu, również wciągając się w odcinek kucyków pony.

Po około dwudziestu minutach, Eddie wrócił z tarasu, oddychając głośno.

- Rany, Torres to straszny wrzód - mruknął i pochylił się do dziewczynki na kanapie, dając jej buziaka w policzek. - Hej królowo Beverly - przywitał się i objął Steve'a od tyłu, jemu również dając całusa. - Ogoliłbyś ten koper.

- Ja siebie lubię z brodą - odparł Steve, gładząc loki męża.

- Ale mnie to drapie.

- Mówisz tak, bo ty masz problem z jej urośnięciem u siebie - roześmiał się, a Ed szturchnął go w ramię. - Udało wam się być na gali?

- Owszem. Jeff o mało się nie posikał z radości - zaśmiał się. - Ale nie wiem jak z trasą koncertową.

- Znowu mnie opuścisz na miesiąc - jęknął rozpaczliwie.

- Nie wyj, wrócę - cmoknął go w usta, a Beverly wydobyła z siebie klasyczne bleee, na widok całowania się dorosłych. - Bev, ty kiedyś też będziesz kogoś całowała - upomniał córkę, a czterolatka skrzywiła się.

- Nie rób min, bo ci zostanie - mruknął Steve, a dziewczynka momentalnie złagodniała na twarzy i wróciła do oglądania bajki.

- Robin mówiła, że kiedy ją zgarnie?

- Koło piętnastej.

- Cudownie, pół godzinki chociaż będziemy mieć - mruknął mu w szyję.

- Starczy w zupełności - uśmiechnął się do męża. Raz jeszcze cmoknęli się w usta, aż do Munsona znowu nie zadzwonił telefon.

- Znowu ta gnida Torres - westchnął i udał się na taras.

━━━━━━━ ⟡ ━━━━━━━
koniec epilogu.
A więc to jest koniec tej uroczej przygody i krótkiego fanfika. Serio, to chyba jeden z najkrótszych fanfikow jakie napisałam kiedykolwiek.
Uznałam, że najlepiej jest zakończyć to w taki niewymuszony, lekki sposób, który za pewne większości się spodobał.
❗A tutaj odsyłam do steddie wzorowanego na teorii KAS, które tkwi pod tytułem "my boy's an ugly crier".
No i to chyba tyle, Au Revoir tutaj już po raz ostatni<3

❦Homo_Genizowana❦

❝Eternal Autumn Haze❞ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz