Rozdział III
Max
Cały poniedziałek i cały wtorek spędziłem poza miastem, a konkretniej w Milton, gdzie w końcu ruszyły prace nad nowym kompleksem w pobliżu Turner Pod. Kilkugodzinna jazda w jedną i drugą stronę nie była optymalnie najlepszym rozwiązaniem, ale nie chciałem zatrzymywać się bliżej. Co moje łózko, to moje łóżko. We wtorek byłem umówiony z Jake'm i kilkoma kumplami na przyjacielską rozgrywkę na lodzie, ale niestety musiałem odwołać. Dziś planowałem wyskoczyć z Jake'm na piwo, ale patrząc na zegarek w biurze i ilość papierów rosnących na moim biurku nie byłem przekonany czy uda mi się to dopiąć. A musiałem uporać się z początkami tego projektu do czwartku wieczorem, bo w piątek rano mieliśmy już zaklepany samolot do Nowego Jorku, gdzie zaplanowaliśmy weekendowy wieczór kawalerski dla Jake'a. Oczywiście nic szalonego, bo mój najlepszy przyjaciel jasno określił, że ma nie być żadnych klubów ze striptizem, żadnych burdelów i w ogóle żadnej zabawy. Jest to wysoce niesprawiedliwe, że odbiera nam całą zabawę tylko dlatego, że sam ma zamiar trzymać swojego przyjaciela w majtkach, ale hej, nie kłócę się przecież. Dlatego też mamy w planach kilka nudnych atrakcji, sobotni mecz Metsów, jeden wieczór w klubie naszego wspólnego znajomego i bezpieczny powrót w niedzielny poranek. Z rezygnacją potarłem czoło i ponownie starałem się zagłębić w dokumentację inwestycji. Zanim jednak do tego doszło mój telefon rozdzwonił się na całego. Słysząc Carry On My Wayward Son wiedziałem doskonale kogo usłyszę po drugiej stronie słuchawki.
- Mam nadzieję, że nie miałeś zamiaru dzisiaj znów odwołać spotkania, co? - Jęknąłem cicho na słowa Jake, który powiedział dokładnie to co mi chodziło po głowie pięć minut temu. - Nie wkurwiaj mnie. To ja mam narzeczoną i dostałem awans, nie ty, złamasie.
- Zawsze dobrze móc liczyć na przyjaciela, nie?
- Dobra, ale przesuńmy to o godzinę – powiedziałem i znów zerknąłem na zegarek krzywiąc się lekko. - Czy będzie ci bardzo przeszkadzać jeśli przyjdę prosto z pracy bez prysznica.
- Mnie nie, ale nie wiem co powie na to twoja dzisiejsza towarzyszka zabaw – powiedział Jake i jak ostatni debil zaśmiał się sam ze swojego tekstu, który nawet nie był zabawny.
Przysięgam z moim kumplem działo się coś niepokojącego. Zaczynał zamieniać się niebezpiecznie w babę. Jeszcze chwila a okaże się, że w tym związku to Mia ma większe jaja niż ten całkiem niezabawny cwaniaczek.
- Urocze – mruknąłem i przerzuciłem kilka stron zadrukowanych drobnym druczkiem. - Będę u Tommy'ego o ósmej.
Jake potwierdził i rozłączył się, a ja dalej brnąłem w gówno na biurku. Dopiero za kwadrans ósma zgarnąłem telefon i portfel i ruszyłem do drzwi. Zapominając o spotkaniu przyjechałem do firmy samochodem, ale wiedząc o czekającym na mnie piwie postanowiłem zostawić auto na podziemnym parkingu i zamówić taksówkę. Zanim jednak udało mi się dojechać na miejsce, miałem już dziesięciominutowe opóźnienie. Jake siedział już na swoim stałym miejscu przy barze, ale co zaskakujące w pobliżu nie było Mii. I nie wspominam o tym z przekąsem, chociaż wciąż bawią mnie żarty o tej dwójce, która jest jak syjamskie bliźnięta. Po prostu byłem pewny jej obecności z kilku ważnych powodów. Po pierwsze jest środa, a jak wiemy środy to jakaś pieprzona tradycja wśród przyszłych państwa Westhornów i spędzają je razem. Od zawsze na zawsze itd. Po drugie, jesteśmy w barze Tommy'ego Levato, który jest jednym z najulubieńszych miejsc jeszcze panny Carlson. I użycie słowa "najulubieńszy" jest dokładnie jej słowem, którego użyła kiedy któregoś razu pijana leżała na blacie i zdradzała nam rzeczy po których moja psychika do tej pory nie wróciła do normy. Wzdrygnąłem się mentalnie na to wspomnienie i zająłem miejsce obok Jake'a. Za barem stał dzisiaj Steve, młodszy brat Tommy'ego, który pokiwał mi głową na powitanie i bez pytanie postawił przede mną kufel mojego ulubione sour.
CZYTASZ
Boston in love | [18+] ZAKOŃCZONE
Lãng mạnKażdy z nas ma taką osobę, która go irytuje jak tylko pojawi się w zasięgu wzroku bądź słuchu. Jest jak irytujący owad, swędzące ugryzienie czy przeklęty puzzel, który nigdzie nie pasuje. Łapiecie o co mi chodzi? Właśnie tym od zawsze była dla mnie...