Rozdział XIII
Max
Musiałem się zachowywać. Wiedziałem, że muszę, ale do kurwy nędzy, byłem tak wściekły, że ostatkiem rozsądku trzymałem się by nie rozpierdolić czegoś. Gdy Sophie do mnie zadzwoniła, a jej drżący głos rozbrzmiał w moim uchu omal nie zabiłem się biegnąc do garażu. Gdy wszedłem do jej domu i zobaczyłem jej przestraszoną minę, która maskowała pewnym siebie spojrzeniem omal nie wybuchłem i nie wciągnąłem jej w ramiona by się upewnić, że jest cała. Mogła się na mnie wściekać, że jej nie powiedziałem o tym, co z perspektywy czasu miało zarówno plusy jak i minusy. Nie byłem głęboko wierzący, patrząc na moje dotychczasowe życie to cud, że podłoga w kościele nie płonęła pod moimi krokami, ale dziękowałem Bogu, że mam ją teraz na wyciągnięcie ręki. Musiała wyczuć to jak bardzo jestem na krawędzi bo nie próbowała niczego mi udowadniać ani mówić. Od razu skierowałem się do kuchni by odgrzać nam coś na szybką kolację i otworzyłem lodówkę wyciągając dwa piwa. Niepewnie podeszła za mną i oparła się oblat uważnie mnie obserwując.
- Nie jestem głodna – powiedziała cicho.
- Ale zjesz – mruknąłem patrząc na nią z wyzwaniem, którego nie podjęła.
Musiała jeść, bo byłem pewien, że gdy pochłonęła ją praca to niemiała w ustach nic od lunchu. Dochodziła już dziesiąta, więc miałem gdzieś czy ma ochotę jeść, miała zjeść. Usiadła niepewnie na stołku i oparła twarz na dłoniach. Podszedłem do niej i delikatnie zgarnąłem jej włosy z policzka, które uciekły z końskiego ogona. Wyglądała tak ślicznie i krucho w tym momencie na co moje serce ścisnęło się gwałtownie. Zanim coś powiedziałem mój telefon zaczął dzwonić. Widząc identyfikator Cilliana moje serce znów przyśpieszyło.
- Wylądowałem – powiedział spokojnie. - Łapie taksówkę i będę u ciebie. Sophie jest bezpieczna?
- Tak, siedzi w mojej kuchni – spojrzałem na nią i napotkałem zaciekawione spojrzenie. - Właśnie wróciliśmy z komisariatu.
- Opowiesz mi jak dojadę.
Rozłączyłem się i uważnie się jej przyjrzałem.
- Cillian jest już w Bostonie.
- Jakim cudem tak szybko znalazł lot? Rozmawiałeś z nim niecałe dwie godziny temu.
- Zgaduje, że gdy musiał za długo czekać na samolot poleciał rodzinnym.
Skinęła głową i zagryzła nerwowo wargi. Widziałem, że coś jej chodzi po głowie ale chyba sama jeszcze nie była przekonana do tego co to jest i czy chce się tym ze mną podzielić. W milczeniu przygotowałem nam kolację i podstawiłem jej pod nos. Początkowo dzióbała bezmyślnie w makaronie, ale widząc moje spojrzenie z rezygnacja zaczęła jeść. Sama wstała opłukała talerz i wstawiła go do zmywarki opierając się o blat i mierząc mnie uważnie wzrokiem.
- Wykrztuś to cokolwiek to jest zanim Cillian tu przyjedzie – powiedziałem zrezygnowany.
- Wiem, że w twoim pojęciu zrobiłeś to z troski o mnie, ale irytuje mnie, że nie ostrzegłeś mnie, że coś takiego może się stać – powiedziała wypuszczając głośno powietrze. - Gdybym wiedziała o wizycie Thomasa w twoim biurze i tym, że obserwuje mój blok byłabym bardziej uważna, a tak opuściłam gardę i...cholernie się dziś wystraszyłam, Max.
Po raz pierwszy od początków naszej znajomości w moim towarzystwie też opuściła garde, choć nie wiedziałem czy zdaje sobie sama z tego sprawę. Nawet jak opowiadała mi o swoim popieprzonym byłym, gdy ją do tego zmusiłem nie okazała słabości czy strachu. Teraz stała tam patrząc na mnie tymi wielkimi zielonymi oczami, a ja nie chciałem niczego jak podejść i ją przytulić. Kurwa, moje reakcje zaczynały mnie samego irytować. Była młodszą siostrą Jake'a to dlatego tak bardzo leżało mi na sercu i wątrobie jej bezpieczeństwo, prawda? Odsunąłem od siebie talerz i podszedłem do niej wsuwając dłoń pod jej włosy i mocno łapiąc za kark.
CZYTASZ
Boston in love | [18+] ZAKOŃCZONE
RomantizmKażdy z nas ma taką osobę, która go irytuje jak tylko pojawi się w zasięgu wzroku bądź słuchu. Jest jak irytujący owad, swędzące ugryzienie czy przeklęty puzzel, który nigdzie nie pasuje. Łapiecie o co mi chodzi? Właśnie tym od zawsze była dla mnie...