Rozdział XV
Max
- Myślisz, że Morring wykona ruch gdy wróci?
- Nie wiem– powiedziała i przekręciła się na brzuch patrząc na mnie uważnie. - Skąd to pytanie?
- Zastanawiałem się tylko – mruknąłem i posłałem jej swój najbardziej czarujący uśmiech widząc jej zmartwioną i niepewną twarz.
Odkąd w czwartek zgłosiliśmy sprawę na policję nie mieliśmy żadnych informacji. Była sobota, a wciąż oprócz jednego telefonu w którym funkcjonariusz poinformował nas, że pan Thomas Morring przebywa na delegacji w Los Angeles nie było nic. Skurwysyn wyjechał w czwartek popołudniu co potwierdza jego asystentka i matka. Dopóki nie wróci do miasta zarówno policja i my mieliśmy związane ręce.
- Jak twoja kolekcja? - Zapytałem muskając jej ramię swoją dłonią, uwielbiałem dotyk jej skóry pod palcami.
Na moje słowa jej twarz nabrała jeszcze bardziej niepewnego wyrazu co całkowicie mnie zbiło z tropu i zmarszczyłem brwi uważnie się jej przyglądając. Wbrew sobie zależało mi na jej sukcesie w równej mierze jak na własnym, co było niespodziewane. Poderwała się z łóżka prezentując swoje pełne kształtów ciało bez oporów i sięgnęła po szlafrok leżący na pufie obok łóżka. Bez słowa wyciągnęła do mnie rękę, którą przyjąłem i wstałem z łóżka. Nagi ruszyłem za nią do jej pracowni, którą miała u siebie w domu. Do tej pory było to chyba jedyne pomieszczenie do którego nie wchodziłem i czułem się jakby wpuszczała mnie, do tej pory strzeżonego, skrawka siebie. Otworzyła drzwi i zapaliła pojedynczą lampkę, która oświetliła duże biurko z pochylonym blatem przy którym zapewne szkicowała. Było tam kilka rozrzuconych papierów. Nad tym na ścianie wisiała duża tablica korkowa do której były przypięte szkice i skrawki materiałów. Od pastelowych, delikatnych do soczystej czerwieni i czerni. Cała pracownia była utrzymana w podobnym stylu jak loftowe mieszkanie, ale miała dużo więcej kobiecych akcentów niż reszta mieszkania. Dominowała stal i drewno, ale nie sposób było przegapić szezlong obity welurem z mnóstwem poduszek czy puchowego dywanu pod nogami. Na regałach stały liczne książki i figurki, przemieszane z ramkami na zdjęcia i belami materiałów. Jedna ściana pracowni była oszklona i nawet od wejścia widać było zza niej widok na park w dole. To była zdecydowanie jej pustelnia. Moją uwagę przykuł manekin stojący przy drzwiach balkonowych na którym prezentowała jeden ze swoim projektów. Obok po przeciwnej stronie niż stół do szkicowania stała maszyna do szycia i duży drewniany stój zasypany materiałami.
- Co? - Zapytała widząc moje uważne spojrzenie.
- Nic – uśmiechnąłem się widząc obawę w jej spojrzeniu. - Spodziewałem się mniejszego kąta.
Posłała mi uśmiech i podeszła do jednego z regałów by wyjąć z niego teczkę. I machnęła na mnie bym podszedł do stołu z materiałami. Odsunęła skrawki na bok i rozłożyła teczkę.
- To jest projekt, który będę jutro przedstawiała – powiedziała i zaczęła rozkładać rysunki przede mną. - W zasadzie mogłam pokazać ci je dawno, jesteś dobrym wyborem do oceniania damskiej bielizny.
Posłałem jej ostrożne spojrzenie wiedząc do czego pije, ale na błysk niepewności w jej wzroku zrozumiałem dlaczego to powiedziała. Sophia Westhorn była zawstydzona. To więcej niż mogłem się po niej kiedykolwiek spodziewać, ale przez ostatnie tygodnia wiedziałem już, że Sophie w głębi nie jest taka na jaką się kreuje wśród ludzi. Zamiast to drążyć skupiłem swoją uwagę na rysunkach przede mną. Stroje były w czerni i zdecydowanie pobudzały moją męską stronę, czego nie potrafiłem ukryć będąc całkowicie nagim. Przerzucałem jeden rysunek po drugim czując jak mój kutas sztywnieje coraz bardziej. I nie chodziło o rysunki, ale moja wyobraźnia od razu ubierała Sophie w te stroje, a to było cholernie dobre.
CZYTASZ
Boston in love | [18+] ZAKOŃCZONE
Roman d'amourKażdy z nas ma taką osobę, która go irytuje jak tylko pojawi się w zasięgu wzroku bądź słuchu. Jest jak irytujący owad, swędzące ugryzienie czy przeklęty puzzel, który nigdzie nie pasuje. Łapiecie o co mi chodzi? Właśnie tym od zawsze była dla mnie...