Niedługo po tym wszystkim rodzeństwo Pevensie musiało wracać do swojego miasta, bo zaczął się rok szkolny. Wiązało to się z tym, że okropnie się nudziłam. Nie miałam z kim rozmawiać, z kim włamywać się do kuchni i podkradać ciastek oraz z kim się bawić. Dzięki rodzeństwu poznałam wiele gier, w które można było grać na świeżym powietrzu, a gdy oni wyjechali już nie miałam do nich towarzyszy.
Profesor jednak musiał zauważyć mój nastrój, bo zaproponował, że mogłabym pojechać z panią Macready do miasta i kupić trochę nowych ubrań. Byłam w pierwszej chwili tak zszokowana, że nie miałam pojęcia, jak odpowiedzieć. Oczywiście potem zgodziłam się i następnego dnia jechałam już z gospodynią pociągiem. Założyłam na tą okazję moją ulubioną sukienkę, tą brązową. Miałam do niej ogromny sentyment.
W mieście bardzo mi się podobało. Pani Macready zgodziła się nawet zatrzymać w herbaciarni, a do domu wróciłyśmy z wieloma torbami modnych ubrań, o jakich marzyłam od małego.
Codziennie też chodziłam do pobliskiego lasu. Nie ukrywam, czasem zamykałam oczy i wyobrażałam sobie, że jestem w Narnii. Bardzo za nią teskniłam. Profesor miał rację, to tam był mój świat. Powiedziałam mu już, że chciałam zostać w Narnii na zawsze, gdy znajdę się tam z powrotem.
W jednym z dni, w którym to szczególnie uderzyła mnie tęsknota za Narnią znów udałam się do lasu. Ubrana byłam w koszulę w biało-fioletowe pionowe paski, granatową spódnicę, szare podkolanówki i wiązane buty (w końcu nie musiałam już nosić tych balerin). Z łatwością wspięłam się na drzewo i zamknęłam oczy. Niestety nie czułam się jak w Narnii. Tego uczucia nie dało się sobie zwizualizować. Takiego dziwnego prądu pod skórą i spokoju.
Zaczęło strasznie mocno wiać, więc co chwilę dostawałam jakimś liściem w twarz. Zdenerwowana zeskoczyłam z drzewa i zaczęłam iść w stronę domu.
Wiatr był jednak tak mocny, że nie byłam w stanie iść. Stałam jedynie w środku lasu, zupełnie sama. Zamknęłam oczy, bo zaczęły mnie szczypać.
W końcu musiałam się zmusić do otworzenia powiek, ponieważ chciałam jakoś dostać się do domu. Zamiast jednak prostej drogi miałam przed sobą... drzewa. Ich korony miotały się na wietrze, a po chwili zaczęły prześwitywać. Za nimi znajdowała się jedna, wielka plama białego światła.
Uśmiechnęłam się. To zdecydowanie musiała być magia, a magia kojarzyła mi się tylko z jednym miejscem.
Mimo wichury zaczęłam iść w stronę drzew. Z każdym krokiem mi ustępowały. Gdy dotarłam do końca, białe światło wygasło. Miałam przed sobą piasek, morze, oraz... czwórkę bardzo dobrze znajomych mi ludzi.
Nie mogłam powstrzymać szerokiego śmiechu.
- Edmund! Łucja! Piotr! Zuzia! - krzyknęłam, podbiegając do nich. W biegu zdjęłam sobie buty i skarpetki.
- Grace? - odkrzyknął Edmund. - Ludzie, Grace tu jest!
Wbiegłam do wody i pierwszą osobą, która mnie uściskała, była Łucja. Zmieniła się. Rysy jej twarzy z dziecięcych powoli przeistaczały się w kobiece. Piotr i Zuzia wyglądali prawie tak samo, ale Edmund...
Nie był już tym samym trzynastolatkiem, jakim go sobie zapamiętałam. Starszy o rok, wyższy i przystojniejszy. Jeśli jeszcze rok temu byliśmy mniej więcej równego wzrostu, to teraz sięgałam mu do czoła.
- Jak myślicie, gdzie jesteśmy? - zapytał Edmund, wpatrując się w ląd na górze.
- Naprawdę mam ci odpowiedzieć na to pytanie? - zapytałam, unosząc brwi do góry.
- Ale w Narnii nie było żadnych ruin.
Sama spojrzałam w górę. Nie zdążyłam jednak skupić się na widoku, bo nagle uderzyła we mnie dziwna prawda.
Nie wrócę do Anglii, a oni tak. Nie będziemy wymieniać się listami i planować potencjalnych spotkań ani robić tych wszystkich innych rzeczy.
Mimo wszystko właśnie tego chciałam. Chciałam tu zostać, ale na samą myśl, że utracę z nimi kontakt coś dziwnie ukuło mnie w sercu. Nie miałam innych przyjaciół.
- Grace, idziesz?
Dopiero głos Zuzi wybudził mnie z transu. Spojrzałam, że wszyscy już wyszli z wody i tylko ja sterczałam w niej jak głupia.
- Tak, już! - odparłam i zaczęłam iść w ich stronę. Poszukaliśmy jakiegoś wejścia na górę i wspięliśmy się na ruiny.
- Jak w zasadzie jak się tu przenieśliście? - zapytałam Edmunda, idąc obok niego.
- Staliśmy na stacji, nagle zaczęło mocno wiać, cały peron się zniszczył, a my... znaleźliśmy się na tej plaży. Ale dużo bardziej efektowne było to, co wydarzyło się przedtem.
- Znowu się z kimś pobiliście? - zapytałam, mrużąc oczy. Moja prywatna korespondencja z Edmundem obejmowała tematy, o których Zuzia podobno zabraniała pisać i mówiła, że nie ma się czym chwalić. Ja jednak nie lubiłam, gdy ktoś ukrywał przede mną prawdę, a Edmund opowiadał o tym, że w szkole często dochodzi do tego typu sytuacji. Często narzekał też na ludzi z klasy. I ogólnie na ludzi.
- Może. - odparł wymijająco z małym uśmiechem. - A ty? Jak wróciłaś?
- Byłam w lesie, zerwał się wiatr i przeszłam przez taką białą plamę. A, właśnie, co do wracania...
- Pamiętam tego konia! - krzyknął nagle chłopak, podchodząc do Zuzi. - Z moich szachów.
Miałam zamiar oznajmić, że nie wrócę z nimi do Anglii. Delikatnie wbiłam pazkoncie w skórę, w myślach przeklinając Edmunda. Nie wiedziałam, kiedy następnym razem będzie dobra okazja, żeby to przekazać.
- Których szachów? - zapytał Piotr.
- No w Finchley złotych figur raczej nie mieliśmy, co nie? - odparł brunet, biorąc od siostry figurę i obracając ją w palcach. Rozejrzałam się. Te ruiny, ich całokształt... coś mi to przypominało.
- Jak to możliwe? - szepnęła Łucja. Zaczęła iść w jakimś kierunku, a my za nią. Podbiegła do betonowego podłoża z pięcioma podestami. Na jednym z nich był kawałek zniszczonego krzesła, a innego prawie nie było widać.
- Już rozumiecie? - zapytała dziewczynka, przestawiając nas. Ustawiła mnie między Zuzią a Piotrem. Stałam na środku. - Wyobraźcie sobie kolumny i ściany. I szklany sufit!
Dotarło do mnie. To, za czym staliśmy to były resztki tego, co kiedyś było tronami. Było ich dokładnie pięć. Wielkość też by się zgadzała, więc musiał być to...
- Ker-Paravel. - powiedział Piotr.
- Ale jak to możliwe? - zapytałam, stając do nich twarzą. - Co mogło się stać?
Żadne z nich nie odpowiedziało.
- Skoro to Ker-Paravel... - zaczęła Zuzia. - Nasze rzeczy też pewnie gdzieś tu są.
~~~~
w końcu zabrałam się za pisanie drugiej części, wowww
do nastepnego,
alice
CZYTASZ
Stay ~ Edmund Pevensie
FanfictionKontynuacja pierwszej części „Winter forever". Grace i rodzeństwo Pevensie wracają do Narnii, co wiąże się z mnóstwem kłopotów. Moce Grace nie wracają, a na dodatek minęło wiele stuleci od ich zniknięcia... Prócz tego w grę wkraczają też skomplikow...