-5- Trying To Find a Way

1.1K 30 20
                                    

Dotarliśmy na ląd. Zuchon wbił kotwicę w piasek wymieszany z kamieniami, a my wciągnęliśmy łódź na brzeg. Mogła się jeszcze przydać.

- O, witaj! - usłyszałam głos Łucji. Odwróciłam się w jej stronę. Mówiła do niedźwiedzia, który na jej widok niespokojnie warknął. Zmarszczyłam brwi. To nie było normalne.

- Nie, spokojnie! - mówiła dalej szatynka. - My z wizytą.

Niedźwiedź zachowywał się bardzo... dziko, jak na mój gust. Podczas naszego panowania dużo spędziłam czasu ze zwierzętami, ale żaden tak nie reagował na zwykłe słowa.

- Proszę się cofnąć, wasza wysokość! - zawołał Zuchon, wyciągając jedną rękę do przodu. Łucja spojrzała na niego nie zrozumiale, a w tym samym czasie z moich ust wydobył się zduszony krzyk.

Niedźwiedź biegł na nią w szybkim tempie, nie miała szans dobiec do nas. Szybko dobyłam mojego miecza i biegłam ile sił w nogach, ale byłam zbyt daleko.

- Zostaw moją siostrę! - krzyknęła Zuzia, napinając strzałę na cięciwę łuku. Widać było, że się wahała.

- Strzelaj, Zuza, strzelaj! - zawołał Edmund. Łucja upadła, a nad nią zawisł niedźwiedź z otwartą paszczą. Nagle trafiła w niego strzała, ale nie była to strzała Zuzi. Tylko Zuchona.

Brunetka zdziwiona zdjęła strzałę z cięciwy i popatrzyła na karła. Tego się raczej nie spodziewała.

- Dlaczego nie posłuchał? - zapytała.

- Pewnie był bez śniadania. - odburknął Zuchon, podchodząc bliżej. Szybko poszliśmy w jego ślady i podbiegliśmy do Łucji.

Piotr pomógł jej wstać, jednocześnie nadal celując w niedźwiedzia mieczem. Ja i Edmund również mieliśmy swoje klingi w gotowości. Zuchon podszedł do zwierzęcia, dotknął go łukiem, dla potwierdzenia, że stracił przytomność.

- Zwykły niedźwiedź? - zapytał ze zdziwieniem Edmund.

- Chyba tak. - odparłam z rozczarowaniem. Znów łzy błysnęły mi w oczach.

- Chyba wcale nie umiał mówić. - dodał Piotr.

- Tak długo traktowano go jak dziką bestię, że w końcu się nią stał. - powiedział Zuchon, wyciągając sztylet. - Dziś Narnia jest chyba mniej przyjazna, niż za waszych czasów.

Rozciął niedźwiedzia bronią, a ja zamknęłam oczy, oddychając ciężko. Zacisnęłam dłonie, czując wbijające mi się w skórę paznokcie.

Na chwilę przystanęliśmy, upiekliśmy nadające się do jedzenia mięso i usiedliśmy wokół ogniska. Byłam bardzo głodna, w zasadzie jedynym moim posiłkiem był tost z masłem i trochę jajka, noi może kubek herbaty. Coś ścisnęło mnie w środku na myśl, że to był mój ostatni posiłek w Anglii. Do której nie wrócę.

Wmusiłam w siebie trochę mięsa, ale tylko na tyle, żeby zaspokoić największy głód. Potem nie tknęłam już ani kawałka.

Gdy wszyscy skończyliśmy, udaliśmy się do Drżącej Puszczy. Zuchon mówił, że to właśnie tam ostatnio widział Kaspiana. Piotr miał nawigować.

- Gdzie my w ogóle jesteśmy? - zapytała Zuzia, gdy już jakiś czas pałętaliśmy się pośród skał.

- Bo wy, kobiety, nie macie kompasu w głowie! - zawołał Piotr.

- No, mózg zawiera strasznie dużo miejsca. - odgryzła się Łucja. Z Edmundem obydwoje parsknęliśmy śmiechem, po czym bez celu zaczęliśmy się przepychać.

- Edmund, idioto, zrobisz mi krzywdę. - syknęłam, gdy już któryś raz wpadłam na skałę.

- Nieprawda. - zaprzeczył. Oczywiście musiałam się odegrać, popchnęłam go tak, że prawie się wywrócił.

- Oj, nic ci się nie stało? - zapytałam sarkastycznie, nie kryjąc uśmiechu.

- Jesteś okropna. - zmrużył oczy.

- Ty też.

Piotr nadal nieudolnie starał się znaleźć odpowiednią drogę.

- Czemu on nie słucha, co mówi nasz PK? - szepnęła Zuzia na tyle głośno, że udało mi się to usłyszeć. Uśmiechnęłam się. Byłam dumna z naszej nowej nazwy dla Zuchona.

- Jaki PK? - zapytał Edmund.

- Przewodnik kieszonkowy. - odparła Łucja z lekkim śmiechem.

- Ale w ogóle to traktujecie mnie poważnie, nie? - zapytał Zuchon, zatrzymując się.

- Oczywiście. - zapewniłam. - Jak mogłeś pomyśleć, że jest inaczej?

Piotr stanął na jakiejś skale, rozglądając się dokooła z rozczarowaniem.

- Przecież się nie zgubiłem. - powiedział sam do siebie.

- Nie. - zgodził się Zuchon. - Ale za to zgubiłeś drogę.

Blondyn wyglądał na zirytowanego.

- Ostatnio widziałeś Kaspiana w Drżącej Puszczy, a żeby tam dojść trzeba przejść przez Bystrą Rzekę! - chłopak prawie już krzyczał.

- Ale jeśli się nie mylę, to w tej okolicy nie ma brodu. - karzeł był nad wyraz spokojny.

- Czyli wszystko jasne. - rzucił oschle Piotr. - Mylisz się.

Zacisnęłam usta. Rozumiem, że to wielki, niesamowity, wspaniały i taki tam inny król, ale mógłby się pohamować.

Nieco zirytowana zachowaniem chłopaka ruszyłam za nim. Doprowadził nas on jednak tylko do urwiska. Pod nim była tylko woda, płynąca szybkim nurtem.

- No tak. - zaczęła Zuzia. - To się naukowo nazywa erozja, woda stopniowo...

- Możesz przestać? - przerwał jej Piotr. Sama miałam nie wielką ochotę na słuchanie o erozji, mimo że sama byłam w stanie wytłumaczyć to zjawisko.

- Można się tam dostać? - zapytał Edmund.

- Pewnie. - prychnął Zuchon. - Spadając.

- No ale nie zgubiłem drogi. - odparł Piotr. „A ten swoje" pomyślałam, lecz niczego nie powiedziałam.

- Na Berunie jest bród. - powiedział karzeł. - Macie ochotę popływać?

- Chodzenia mam już dość. - uznała Zuzia. Znów mogłam się z nią zgodzić, ponieważ Piotr ze swoim kompasem w głowie już kulka razy wyprowadził nas w pole.

- Aslan? - szepnęła Łucja. Szybko odwróciłam się w jej stronę. - To Aslan! Jest wreszcie, zobaczcie! Nie widzicie?Tam przecież...! - obróciła się z powrotem, ale lwa nie było nigdzie widać. - Stoi.

- Ciągle go widać? - zapytał Zuchon ironicznie. Miałam ochotę go uderzyć. Było jasne, że Łucja mówiła prawdę.

- Nie śniło mi się! - obroniła się. - Widziałam go, kazał nam iść za sobą.

- W tych lasach jest pewnie dużo lwów, tak jak niedźwiedzi. - odparł Piotr. Jego ignorancja zaczęła mi przeszkadzać.

- Nie kłamałaby. - stanęłam w obronie szatynki. - Bo niby po co?

- Właśnie! - potwierdziła. - A Aslana nie da się pomylić z nikim.

- Słuchajcie. - wtrącił Zuchon. - Nie skoczę w przepaść za kimś, kto nawet nie istnieje.

- Ostatnio kiedy Łucji nie posłuchałem, to wyszedłem... na niezłego pacana. - dodał Edmund. Uśmiechnęłam się na myśl, że jest po naszej stronie. Piotr musiał jednak postawić na swoim.

- Czemu ja go nie widziałem? - zapytał. Przewróciłam oczami. Nie widział, że Łucji było teraz naprawdę przykro?

- Bo akurat nie patrzyłeś. - odparła smutno szatynka.

- Łucja, to bez sensu. - rzucił tylko, po czym odszedł z Zuzią i Zuchonem. No nie, ona też nie wierzy?

Spojrzałam współczująco na Łucję, która na chwilę wzrok przeniosła na miejsce, w którym widziała Aslana.

- Chyba nie mamy nic do gadania. - westchnęłam. - Chodźmy.

~~~~

w końcu udało mi sie napisać coś dłuższego

do nastepnego,

alice

Stay ~ Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz