Mimo, że od kiedy wróciliśmy do Narnii Piotr strasznie mnie irytował, musiałam przyznać, że jego plan był całkiem dobry. Stresował mnie jedynie fakt, że miałam wykonywać jego część razem z Edmundem. Ostatnio miałam wrażenie, że jakoś inaczej czuję się w jego obecności i średnio mi się to podobało.
Podziwiałam Zuzię za to, że potrafiła walczyć w sukni, bo mi było to nie na rękę. Co innego z moimi sukienkami od driad, bo one były dużo wygodniejsze i... tak jakby do mnie dopasowane? Dlatego właśnie na bitwę w zamku Miraza zdecydowałam się włożyć spodnie. W efekcie miałam na sobie jeszcze białą koszulę i kamizelkę z grubej skóry. Buty oraz pasek z moim mieczem naturalnie pozostały na swoich miejscach, a włosy upięłam w niskiego kucyka.
Razem z Edmundem lecieliśmy, trzymani przez gryfy. Wylądowaliśmy z nimi na małej wieżyczce. Jeden z gryfów złapał telmarskiego strażnika i z nim odleciał, a my zeskoczyliśmy na podłoże. Podniosłam się i otrzepałam ręce. Byliśmy sami.
Podeszliśmy do krawędzi. Spojrzałam na Edmunda. On też patrzył na mnie, przez co nieco się zakłopotałam.
- No więc teraz twoja część roboty. - powiedziałam, starając się, by mój głos nie brzmiał nerwowo. Chłopak pokiwał po krótce głową i wyciągnął latarkę, którą zaczął co chwilę zapalać i zgaszać.
- A kiedy była twoja? - zapytał, uśmiechając się lekko.
- Jeszcze nie była. - odparłam, też z uśmiechem. - To co, teraz czekamy?
- Chyba tak.
Nastała cisza. Przęłknęłam ślinę i przyłapałam się na tym, że wbijałam pazkoncie w skórę. Szybko przestałam, ale nie byłam w stanie wyzbyć się okropnego stresu, który czułam na całym ciele.
- Narnijczycy. - powiedział nagle Edmund.
- Co? - odparłam, odbijając się od kamiennej ściany, na której się opierałam. Stanęłam obok chłopaka i spojrzałam na las. Wychodziła z niego nasza armia.
- Czyli zobaczyli znak. - odparłam z ulgą. Zamiast odejść, teraz zostałam obok Edmunda. Patrzyliśmy, jak na jednym z podłoży właśnie wylądowali Kaspian, Zuzia i Piotr, pozbywając się jednego z telmarskich żołnierzy.
Przez chwilę było nawet spokojnie, ale Edmund zaczął bawić się latarką.
- Przestań, idioto. - syknęłam.
- Nie widzę powodu. - odparł rozbawiony.
- Zaraz coś się stanie. - ostrzegłam, ale on nic nie zrobił sobie z moich słów. Przewróciłam oczami.
Po chwili zgodnie z tym, co mówiłam, latarka wyślizgnęła mu się z rąk i z głośnym dźwiękiem obiła się o podłoże pod nami. Posłałam mu wymowne spojrzenie.
- A nie mówiłam? - zapytałam. Nagle moje wymowne spojrzenie przemieniło się w przerażone, gdy usłyszałam kroki. Edmund złapał mnie za rękę i pociągnął na schody. Z okna w wieży zobaczyliśmy, że latarkę trzyma teraz jeden z Telmarów. Myślałam, że gorzej być nie mogło, gdy żołnierz zaczął świecić urządzeniem. Wolną ręką przetarłam twarz, jednocześnie uświadamiając sobie, że brunet nadal mocno ściskał moją dłoń. Zrobiło mi się gorąco.
Mieliśmy jednak inne zmartwienia. Telmar nadal oglądał latarkę, przy okazji świecąc sobie w twarz, podczas gdy nasi z pewnością myśleli, że chodzi o znak. Spojrzałam na Edmunda, a on puścił moją rękę i zeskoczył na żołnierza. Sama odrazu szybko skoczyłam z okna, by pomóc w walce. Dwa na jednego, telmarski żołnierzyk nie miał szans.
- Edmund, Grace! - usłyszałam głos Piotra z dołu. - Teraz, dajcie naszym znak!
- Jasne, nie ma sprawy! - odkrzynął Edmund, a ja szybko drżącymi dłońmi złapałam latarkę i zaczęłam świecić. Nagle usłyszałam świst koło ucha i zobaczyłam, że żołnierz teraz celował we mnie. Szybko puściłam latarkę i dobyłam swojego miecza. Nie musiałam się jednak bronić, bo Telmar szybko upadł, uderzony latarką przez Edmunda. Spojrzałam na niego z wdzięcznością, a on pomógł mi wstać. Pojawił się jednak kolejny problem; latarka nie działała.
- O nie. - jęknęłam. Brunet zaczął szybko uderzać w latarkę. Spojrzałam na plac, gdzie Piotr, Kaspian i Zuzia otwierali bramę. Niestety zbiegali się też Telmarowie.
- No działaj! - zawołał Edmund, nadal uderzając w urządzenie. W końcu się zaświeciła, a on wyciągnął ją do przodu i dał znak. Na plac wbiegła nasza armia.
Razem z Edmundem wspięliśmy się na jakiś daszek, żebyśmy mogli w miarę bezpieczne zejść i pomóc. Niestety na podłoże pod daszkiem stanął cały rząd łuczników z kuszami. Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął w dół. Ja na szczęście spadłam prosto na posadzkę, ale on zrzucił jednego z żołnierzy.
- Edek, Grace! - krzyknął Piotr, patrząc na nas. Odwróciliśmy się. Cały rząd Telmarów stał ze skierowanymi na nas kuszami. Edmund szybko pociągnął mnie w stronę najbliższych drzwi. Za szybko wyhamowaliśmy, w efekcie czego obydwoje wylądowaliśmy na podłodze. Brunet nogą zatrzasnął drzwi, po czym obydwoje szybko się podnieśliśmy.
- Jesteś cała? - zapytał.
- Żyję. - odparłam. - A ty?
- Jest w porządku.
Znów złapał moją dłoń. Popędziliśmy na schody, a potem wyszliśmy na dwór i Edmund zablokował drzwi latarką.
- Długo to nie wytrzyma. - powiedziałam. - Utknęliśmy.
Po moich słowach rozległo się stukanie w drzwi. Telmarowie już tu byli.
- Odwrót! - usłyszałam Piotra. „Byłoby wspaniale, gdybym miała jeszcze gdzie uciec" pomyślałam. Dwójka Telmarów złamała drzwi i celowała w nas mieczami.
- Ufasz mi? - szepnął Edmund.
- Oczywiście. - odparłam, równierz szepcząc.
- Skaczemy. - powiedział, a za nim zdążyłam odpowiedzieć, byłam już w powietrzu. Chłopak złapał mnie za ramię i jednym ruchem ręki przeciągnął mnie sobie na plecy. Wylądowaliśmy... na gryfie.
Odetchnęłam z ulgą, przytulając się do Edmunda, żeby nie spaść. Polecieliśmy nad pole bitwy. Walka już sie nie toczyła, naokoło leżały jedynie ciała. Narnijczyków, Telmarów, wszystkie. Łzy zebrały mi się w oczach. Mrugnęłam i kilka z nich spłynęło na myśl, ile stworzeń straciliśmy. Z bezsilności oparłam głowę na Edmundzie i zasnęłam.
~~~~
W końcu coś dłuższego!!!
do nastepnego,
alice
CZYTASZ
Stay ~ Edmund Pevensie
FanfictionKontynuacja pierwszej części „Winter forever". Grace i rodzeństwo Pevensie wracają do Narnii, co wiąże się z mnóstwem kłopotów. Moce Grace nie wracają, a na dodatek minęło wiele stuleci od ich zniknięcia... Prócz tego w grę wkraczają też skomplikow...