-7- Caspian

1K 34 17
                                    

Pierwsze, co zobaczyłam rano, to twarz Edmunda z ironicznym uśmiechem.

- No proszę, wstało nasze słoneczko! - powiedział, gdy tylko zobaczył, że otworzyłam oczy. Natychmiast się podniosłam. Chłopak leżał na plecach, a ja jeszcze chwilę temu na boku, głowę miałam na jego klatce piersiowej, a twarz w jego stronę... zaraz, czy ja...

- Spałam tak? - zapytałam z przerażeniem.

- Zasnęłaś najszybciej. - wzruszył ramionami Edmund. - A ja jakoś nie miałem serca, żeby cię przestawić... - teatralnie przyłożył dłonie do torsu, a ja prychnęłam.

- Było mnie zepchnąć. - odwróciłam twarz, żeby nie zobaczył moich rozpalonych policzków. Gdy tylko przerzuciłam wzrok w inną stronę, odrazu zauważyłam nieobecność dwóch osób.

- Gdzie Piotrek i Łucja? - zapytałam ze strachem w oczach. Edmund natychmiast podniósł się z ziemi. Szybko założyłam pas, a miecz wzięłam do ręki. Brunet obudził Zuzię i Zuchona, po czym całą czwórką rzuciliśmy się do biegu. Z daleka usłyszeliśmy obijające się o siebie miecze.

- Piotrek! - krzyknęła Zuzia, podbiegając do miejsca zdarzenia. Szybko omiotłam wzrokiem całą scenerię. Piotr i jakiś czarnowłosy chłopak wyglądali, jakby się pojedynkowali, a naokoło było mnóstwo narnijskich stworzeń. Wzrok czarnowłosego przeniósł się na miecz Piotra, który trzymał w ręku.

- Ty jesteś król Piotr. - powiedział.

- Chyba nas wezwałeś. - odparł blondyn, nie kryjąc irytacji. Więc to Kaspian.

- Tak, z tym, że... - teraz jego wzrok powędrował przez Łucję, mnie, Edmunda, aż na dłuższą chwilę zatrzymał się na Zuzannie, ale potem znów spojrzał na Piotra. - Jesteście dość młodzi.

- Wiesz, jakby co, możemy wrócić za parę lat. - powiedział Piotr. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

- Jak z dziećmi. - szepnęłam, a stojący obok mnie Edmund zaśmiał się cicho.

- Nie, nie, zostańcie! - zawołał szybko Kaspian. - Po prostu wyobrażałem was sobie inaczej.

Znów jego wzrok spoczął na Zuzi.

- My ciebie też. - przerwał ciszę Edmund.

- Nic tak nie jednoczy dawnych nieprzyjaciół, jak wspólny wróg. - powiedział borsuk, jeśli dobrze zgadłam, Truflogon, przyjaciel Zuchona.

- Od dawna czekaliśmy waszego powrotu, mój panie. - na przód wyszła sporych rozmiarów mysz. - Nasze serca i klingi są na twoje rozkazy.

- Jeju, jaki on milusi. - szepnęła Łucja.

- Który to?! - wrzasnęła mysz, wyciągając szpadę.

- Wybacz. - odparła szatynka odrazu. Lubiłam w niej to, że czasem szybko potrafiła przyznać się do błędu i przeprosić.

- Oo... - to zbiło mysz z tropu. - Wasza wysokość... z największym szacunkiem, ale słowa „nieulękły", „szlachetny" czy „dostojny" bardziej przystoją rycerzowi z Narnii.

- No proszę, ktoś tu jednak umie władać bronią. - powiedział Piotr, a ja byłam bliska wywrócenia oczami. Może nie polubił Kaspiana odrazu, ale to nie powód, by się tak zachowywać.

- W rzeczy samej. - zgodziła się mysz. - I zrobiłem z niej dobry użytek, zdobywszy nieco oręża dla twej armii, panie.

- Doskonale. - odparł blondyn, po czym wbił wzrok w Kaspiana. - Tu liczy się każde ostrze.

- Skoro tak, to może lepiej zwrócę ci ten twój miecz? - odgryzł się brunet, wciskając broń do ręki Piotra. No tak, czyli ta nienawiść jednak jest wzajemna.

Rzeczywiście fantastyczny początek.

~~~~

nie wiem co tu napisac

do nastepnego,

alice

Stay ~ Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz