-17- Goodbye

1K 35 29
                                    

W nocy nie mogłam zasnąć. Całą noc przetańczyłam z Edmundem, Kaspianem i Piotrem, przez co nogi bolały mnie niemiłosiernie. Mimo wszystko byłam zadowolona.

Przewracałam się z boku na bok. Męczyła mnie myśl o Edmundzie. Wyryłam sobie w pamięci obraz jego twarzy, jak na mnie patrzył, jak ze mną tańczył, jak razem siedzieliśmy... krótko mówiąc, nie mogłam przestać o nim myśleć. Ani na sekundę.

- Co za brednie. - wymamrotałam w poduszkę. Zacisnęłam dłonie na pościeli i zaczęłam wyzywać siebie w myślach. Bo czemu niby taki Edmund Pevensie miałby krzątać mi się po myślach?

Nie wiedziałam, kiedy zasnęłam. W każdym razie gdy się obudziłam, przypomniało mi się, że dzisiaj miało się odbyć przemówienie Kaspiana. Oczywiście ja i rodzeństwo Pevensie też mieliśmy być na nim obecni. Wyskoczyłam z łóżka i szybko się przebrałam. Moja suknia była biała, mniej więcej do kostek. Na jej dolnej części wyszyte były kwiaty, a w pasie przewiązałam sobie niebieską wstążkę. Na stopy włożyłam skórzane baleriny.

Razem z Edmundem, Kaspianem i Łucją czekaliśmy, aż wszyscy się zgromadzą, bo Aslan chciał rozmawiać z Piotrem i Zuzią. Zaniepokoiło mnie to trochę. Miałam tylko nadzieję, że to nic wielce poważnego.

Kaspian poszedł zawiadomić ich, że wszystko jest już gotowe. Na dziedzińcu zgromadzili się wszyscy Telmarowie i nie tylko. Po chwili czarnowłosy wrócił, tym razem z Piotrem, Zuzią i Aslanem. Stanęli z nami na podeście i król zaczął mówić.

- Narnia należy zarówno do Narnijczyków, jak i do ludzi. Telmarowie, którzy pragną zostać i żyć w pokoju, będą mile widziani. A tych, którzy zechcą wyjechać, Aslan odeśle do ziemi naszych przodków.

- Przeminęły pokolenia, odkąd opuściliśmy Telmar. - powiedział jeden z ludzi w tłumie.

- Nie o Telmarze tutaj mowa. - odparł Aslan. - Wasi przodkowie byli morskimi rozbójnikami. W swych pirackich wędrówkach odkryli wyspę, a na niej pieczarę, tajemne przejście, którym dostali się tu ze swojego świata. Będącego też ojczyzną naszej piątki władców... chociaż, nie do końca. - uśmiechnął się do mnie i miałam wrażenie, że tylko ja usłyszałam jego ostatnie słowa. - Na tej właśnie wyspie mogę was osadzić. To dobre miejsce na rozpoczęcie nowego życia.

Przez chwilę panowała cisza.

- Zgoda. - usłyszeliśmy głos z tłumu. Spojrzałam w jego stronę i człowiekiem, który się zgodził, był generał telmarskiej armii. - Ja przyjmuję propozycję.

Generał wyszedł z tłumu.

- I my równierz. - dodała kobieta z dzieckiem na rękach. Dopiero po chwili rozpoznałam w niej ciotkę Kaspiana. Obok niej szedł starszy mężczyzna, pewnie jej ojciec.

- Ponieważ mi zaufaliście, będziecie szczęśliwi na tej wyspie. - powiedział Aslan. Dmuchnął na nich, a potem spojrzał w stronę drzewa. Mój wzrok również się tam przekierował. Drzewo podzieliło się na dwa konary z dużą przerwą po środku. Czwórka Telmarów weszła w dziurę, a po chwili już ich nie było. Nie rozpłynęli się, nic z tych rzeczy. Po prostu wystarczyła chwila nieuwagi i już zniknęli z pola widzenia. W tłumie odrazu wybuchły kontrowersje.

- Skąd mam wiedzieć, że nie idę na pewną śmierć? - krzyknął jakiś mężczyzna. Wielu ludzi się z nim zgodziło.

- Panie. - na przód wyszedł Ryczypisk. - Jeśli mój przykład może tu coś zmienić, jestem gotów poprowadzić tam swój oddział.

Nikt nie odpowiedział.

- My pójdziemy. - powiedział po chwili ciszy Piotrek. Serce zabiło mi trochę mocniej. Czy teraz miałam im powiedzieć, że nie wracam?

Stay ~ Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz