Rozdział 1. Lilly

1.6K 38 12
                                    

Wyszłam właśnie z domu rodziców, od mieszkania dzieliło mnie zaledwie dziesięć minut spacerem. Mama nie mogła przestać przytulać mnie i Hannah, jakby zaraz znów coś złego miało się wydarzyć. Chodziła z kąta w kąt, częstowała Nas ciastem i owocami. Nigdy nie robiła czegoś takiego. Odkąd Hannah wróciła minęły już cztery miesiące, a ona zachowywała się tak, jakby na horyzoncie czaiło się już kolejne zło. Jakby co najmniej coś przeczuwała.

Westchnęłam. Była jednak dobrą matką. Nie to co mój ojciec, który wyparł się syna podczas Naszej ostatniej kłótni. Udał, że nie wie kim jest Jake, nie zna jego matki, mimo tego, że zobaczył zdjęcie! Nie chciałam poruszać tego tematu przy śniadaniu, jakoś samo tak wyszło. Kiedy jednak padło imię mojego brata, nie mogłam tego zignorować. Zapytałam tatę, dlaczego tak bardzo się go wstydzi, a on po prostu opuścił głowę w milczeniu, oczy mu pociemniały, ręce zacisnął w pięści. Mój charakter nie pozwolił odpuścić tej rozmowy, nie tym razem. Ojciec siedział chwilę w milczeniu, atmosfera zgęstniała, po czym nagle wstał, odrzucił za siebie krzesło z hukiem i już widziałam, jaka bestia się w nim obudziła. Lodowatym głosem wycedził tylko: JA NIE MAM SYNA i wyszedł. Kątem oka zauważyłam, jak mamie po policzku spłynęła łza. Hannah siedziała zesztywniała, do tej pory nie pogodziła się z faktem, że Jake jest rodziną, nie jej ukochanym. Ta pewna siebie, beztroska i uśmiechnięta dziewczyna stała się wycofana i smutna. Wiem, że porwanie miało na nią ogromny wpływ, ale ta historia również. I jako jej siostra, ta mała i nieposłuszna Lilly, nie mogłam z tym zrobić zupełnie nic.

Moje rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości.

"Gdzie jesteś?"

No tak. Dan czekał na mnie pod blokiem, a ja przez tę awanturę kolejny raz byłam spóźniona. Jak na złość, zaczął padać deszcz. Zanim dotarłam na miejsce, byłam mokra od stóp do głów. Dan jak zwykle, kiedy mnie zobaczył, zmarszczył brwi, machnął na mnie ręką i głową wskazał swój parasol. Jakbym nie wiedziała, że pada i wyglądam jak mokry szczur, no świetnie.

- Hej piękna. - Uśmiechnął się od niechcenia i posunął mi parasolkę.

- Cześć Dan. Wiem, że jestem spóźniona, ale coś mnie zatrzymało. Chciałabym się przebrać, wejdziesz ze mną na górę? - Mój głos brzmiał tak ochryple, że tylko cudem chłopak nie zwrócił na to uwagi. W końcu dobrą chwilę krzyczałam po wyjściu od rodziców.

- No jasne, o ile postawisz mi coś do picia. Zgoda?

- Zgoda.

Trudno było mu odmówić. Od czasu pożaru w kopalni stał się bardziej opiekuńczy, nie tylko wobec mnie, ale każdego z Naszej paczki. I to on był tym, który najbardziej się złościł na Richy'ego. Potrzebowaliśmy czasu, tak samo jak nasz przyjaciel. Alan wydał nakaz jego aresztowania, chłopak siedział już w areszcie i czekał na rozprawę, a my wszyscy mogliśmy go tylko wspierać. No, może z wyłączeniem Dana. Ten to miał wybitnie trudny charakter.

- ... koniecznie dziś po południu. 

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk Jego głosu.

- Hmm? Gdzieś się wybierasz? - Cholera, zdradziłam się. Nie słuchałam go.

- Razem się wybieramy. Idziemy do Alana na komisariat, bo potrzebuje jakiś dodatkowych zeznań, mała.

- Zupełnie zapomniałam. Ostatnio jakoś gorzej sypiam, moja koncentracja nie jest taka sama jak jakiś czas temu. 

*Oby nie zauważył...*

Dan świdrował mnie wzrokiem, przez co przeszły mnie ciarki. Jest jedyną osobą w Duskwood, która zna mnie na wskroś. I przed którą nie jestem w stanie nic ukryć. Och nie, ukrywam coś, ale nawet sama przed sobą, więc to już ogromny wyczyn.

Tajemnice DuskwoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz