Rozdział 2

2K 191 194
                                    

hasztag na twitterze — #mockmeff

Rozdział 2

Następne dni były bardzo miłe. W czwartek po lekcjach poprowadził trening dla swojej drużyny, który jak zawsze był źródłem kolejnego konfliktu. Czasami Louis zastanawiał się, jakim cudem ci ludzie mieli po osiemnaście lat i zbliżali się do dziewiętnastu, skoro nie potrafili wytrzymać pięciu minut na boisku bez pokłócenia się. Dodatkowo podczas treningów w poniedziałki i czwartki trener pojawiał się tylko na początku i na końcu, więc sam szatyn nie był w stanie nad nimi zapanować.

— Jeśli chcecie w tym roku zdobyć podium, to radzę wam, żebyście się zaczęli zachowywać tak, jak w waszym wieku przystało. Wiem, że brzmię jak pięćdziesięciolatek, ale serio, kłótniami niczego nie zdziałamy. Piłka nożna to gra zespołowa, więc konflikty podczas każdego treningu działają na naszą korzyść i nie łudźcie się, że podczas właściwego meczu będziecie zintegrowani, bo to przeważnie tak nie wygląda — powiedział Louis kilka minut po tym, jak zeszli z boiska. Czuł się przemęczony czwartym treningiem w tym tygodniu i bolała go głowa. Zdecydowanie za dużo na siebie brał. — Nie wiem, co takiego zabawnego powiedziałem, ale niech wam będzie. Tylko później nie płaczcie, że nie zdobyliśmy nawet piątego miejsca.

Otworzył szafkę i wyciągnął z niej swoje rzeczy pod prysznic, po czym wyminął grupkę najpopularniejszych piłkarzy w szkole i wszedł do łazienki.

Kapitanem był prawie drugi tydzień i nie spodziewał się, że będzie tak trudno. O ile część grupy chciała z nim współpracować, tak znaczna część wszystko robiła wbrew woli i zaleceń Louisa, tylko po to by go zdenerwować. Chłopak nie sądził, że był aż tak złym kapitanem, jednak jeśli sytuacja nie uspokoi się do końca września, będzie musiał pójść do trenera i zrezygnować ze swojej funkcji. Nie po to siedział wieczorami po nauce, układając idealny plan na każde zajęcia, by później zostać przez większość olanym, gdyż Kevin uważał, że to on zasługiwał na jego miejsce.

Dlatego cieszył się, że miał już wolne. Jutrzejszy trening odbywał się przed lekcjami i w obecności trenera, więc całą godzinę spędzi biegając i robiąc ćwiczenia z Zaynem, nie przejmując się marudzeniem połowy drużyny. Piątkowe lekcje również nie były dla niego wymagające, co oznaczało, że o piętnastej, gdy przekroczy próg swojego domu, będzie mógł się porządnie wyspać i pozbyć się stresu z kilku ostatnich dni.

— Jak dla mnie mówisz całkiem sensownie — mruknął Zayn, odprowadzając Louisa pod dom. Mieszkał zaledwie dwie ulice dalej, więc zawsze wracali razem z treningów. Głównie wtedy mieli możliwość bycia sam na sam bez Liama. — A to debile, którzy myślą, że świat kręci się wokół nich. Proszę, nie rezygnuj z bycia kapitanem.

— Skąd wiesz, że chciałbym zrezygnować?

— Bo cię znam, Louis. Zobaczysz, chwilę się jeszcze będą dąsać, aż w końcu przyjdzie pierwszy mecz i ogarnie ich panika, bo nie potrafią się zintegrować. Zresztą, jeśli zrezygnujesz, to kapitanem zostanie Murphy, a on nie będzie wysyłał mi codziennie na grupę wysokobiałkowych posiłków.

Louis uśmiechnął się na jego słowa. Kiedy byli tylko we dwójkę, Zayn zachowywał się zupełnie inaczej — był najlepszą i najbardziej wspierającą wersją siebie. Na początku szatyn nie miał pojęcia, z czego wynikała taka zmiana charakteru w zależności od tego, czy byli sami czy w trójkę, jednak później uświadomił sobie, że to Liam miał na niego tak duży wpływ. I nie zrozumcie go źle — uwielbiał Liama, ale czasami chłopak był zbyt niemiły i zbyt bardzo chciał przejąć kontrolę nad sytuacją, a Zayn najczęściej mu ulegał. Dlatego Louis najbardziej lubił spędzać z nim czas sam na sam, co było odrobinę trudne zważywszy na to, że Liama zawsze wszędzie było pełno, ale przynajmniej raz w tygodniu udawało im się spotkać w pokoju Louisa na wieczornych rozmowach.

Mock Me Up | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz