Harry x Salazar NSFW Komnata Rozkoszy

3.9K 44 9
                                    

- Otwórz się - rozkazał cichym sykiem.

Węże rozdzieliły się, pojawiła się szczelina i dwie połowy muru rozsunęły się gładko, ginąc w ścianie. Harry, dygocząc od stóp do głów, wszedł do środka.

Stał na końcu bardzo długiej komnaty, wypełnionej dziwną, zielonkawą poświatą. Wysokie kamienne kolumny, ozdobione takimi samymi splecionymi wężami, wspierały sklepienie ginące w mroku, rzucając długie czarne cienie.

Serce biło mu mocno, kiedy tak stał wsłuchany w przejmującą dreszczem ciszę. Może Bazyliszek czai się gdzieś w mrocznym koncie albo za filarem? I gdzie jest Ginny?

Wyciągnął różdżkę i zaczął iść między wężowymi kolumnami. Każdy ostrożny krok rozbrzmiewał głośnym echem, odbijającym się od pogrążonych w cieniu ścian. Oczy miał zwężone, gotów zacisnąć powieki, gdy tylko spostrzeże jakikolwiek ruch lub usłyszy dźwięk. Puste oczodoły kamiennych węży zdawały się go śledzić, a kilka razy serce podskoczyło mu do gardła, bo był pewny, że któryś oko się poruszyło.

A potem, kiedy doszedł do ostatniej pary kolumn, ujrzał na tle ściany posąg wysoki jak sama Komnata.

Musiał odchylić głowę, żeby spojrzeć na olbrzymią twarz, osadzoną gdzieś pod sklepieniem Komnaty: była bardzo stara, podobna do małpiej z długą rzadką brodą, która opadała prawie do skraju pofałdowanej kamiennej szaty czarodzieja, gdzie dwie ogromne stopy spoczywały na gładkiej posadzce Komnaty. A pomiędzy stopami, twarzą w dół leżała mała postać w czarnej szacie, z płomienistymi rudymi włosami.

- Ginny! - wymamrotał Harry, pod biegając do niej i padając na kolana - Ginny! Nie bądź martwa! Błagam cię, nie bądź martwa!

Odrzucił różdżkę, chwycił Ginny za ramiona i przewrócił ją na plecy. Twarz była biała jak marmur i tak jak marmur zimna, ale oczy miała zamknięte, więc nie była spetryfikowana.

- Ginny, obudź się, proszę - powtarzał, potrząsając nią rozpaczliwie.

Jej głowa miotała się bezwładnie to w jedną, to w druga stronę.

- Ona się nie obudzi - powiedział cichy głos.

Harry wzdrygnął się i obrócił na kolanach.

O najbliższą kolumnę opierał się wysoki starzec, jego siwa broda spływała po klatce piersiowej okrytej starą, ale ciągle elegancką szatą. Do złudzenia przypominał górujący nad nimi pomnik.

- Tom… Tom Riddle?

- Salazar Slytherin - poprawił go.

Coś Harremu się nie zgadzało.

- Ale dziennik - przypomniał sobie - był Toma, dlaczego-

- Tom myślał, że mnie przechytrzy tym swoim całym wspomnieniem - przerwał mu - Co prawda z początku był całkiem przydatny, ale to ja chciałem się z tobą spotkać osobiście. Stał się, zatem zbędny.

- Co mu zrobiłeś? - musiał się dowiedzieć, co stało się z właścicielem dziennika.

- Zabiłem go - odpowiedział niewzruszony - Był, co prawda moim wiernym fanem i potomkiem, więc trochę było mi go szkoda, ale no cóż.

Harry wciąż wstrząśnięty słowami Salazara z powrotem zwrócił wzrok na wciąż leżącą nieruchomo Ginny.

- Co to znaczy, że ona się nie obudzi? - zapytał z rozpaczą  - Czy ona…

- Ona wciąż żyje - odpowiedział Slytherin - Ale ledwo.

Poczynił kilka kroków w stronę wciąż klęczącego szatyna. Z perspektywy młodego chłopaka jego postać była jeszcze bardziej przytłaczająca.

- Co możemy zrobić żeby ją uratować? - desperacko spoglądał raz na dziewczynę raz na starca.

Może czarodziej wcale nie chciał mu pomóc. Może powinien złapać dziewczynę i jak najszybciej uciekać od mordercy. Skoro z taką łatwością popełnił tak haniebny czyn, czemu nie miałby zrobić tego jeszcze raz?

- Możesz mi się oddać - usłyszał.

- Oddać? - nie zrozumiał propozycji mężczyzny.

- Nie podejrzewałem, że będziesz taki urodziwy - dopiero teraz zorientował się jak łapczywie oplatało go szare spojrzenie - Ty pozwolisz mi się dotykać a ja pozwolę jej żyć.

Czy chodziło mu o to, o czym gryfon teraz myślał?

- Więc? - uniósł siwe brwi wyczekując odpowiedzi.

- Ja-

- Wstań, kiedy do mnie mówisz - ostry ton od razu zwrócił na mężczyznę zielone oczy.

Harremu w dziwnie podniecający sposób podobała się władza, jaką dzierżył nad nim jeden z założycieli Hogwartu.

Stojąc już przed lekko wyższym niż nastolatek mężczyzną odpowiedział cicho:

- Dobrze.

Chytry uśmiech objął cienkie wargi, gdy siwowłosy poczynił kolejne kilka powolnych kroków w stronę Harry'ego. Zbliżył swoją twarz do jego i dyskretnie oblizał wargi spoglądając na jędrne usta młodzieńca.

- To wcale nie musi być nieprzyjemne - oparł dłoń na ramieniu chłopaka, który wzdrygnął się na pierwszy kontakt.

Ręka była szorstka, nie przeszkodziło to jednak samemu dotykowi by omiatać skórę delikatnie niczym małe, białe piórko. Ostrożnie ześlizgnęła się na rękę gdzie zaczęła powoli wędrować w stronę dłoni. Sparaliżowany gryfon dał radę odchylić się niepewnie od Slytherina. Od razu jego przedramię zostało złapane w pięść, a zaraz potem Harry przyciągnięty z powrotem.

- Nie uciekaj ode mnie - poczuł jego oddech na ustach a chwilę później same usta.

Wtopiły się ostrożnie a zaskoczony, a niesamowicie zdezorientowany nastolatek trzymany silna ręką nie mógł się wycofać. Język wpełzł do środka a zielonooki zdał sobie sprawę jak pocałunek był przyjemny. Nawilżył jego wargi i po pewnej chwili sprawił, że się rozluźnił i przymknął oczy. Sam nie poruszał ustami, ale trwał nieruchomo drżąc przy każdym ruchu Salazara. Gdy druga pewna dłoń zajęła miejsce na biodrze Pottera ten przypomniał sobie o petryfikującej bestii, która przecież w każdej chwili mogła zaatakować. Otworzył oczy przerywając zbliżenie.

- Co z bazyliszkiem? - wciąż czuł na sobie ciepło ust.

Starszy mężczyzna z początku wyglądający na złego z powodu nagłej odległości między twarzami po usłyszeniu pytania jednak złagodniał.

- O niego się nie martw, jest posłuszny jak ty. Nic ci nie zrobi - udał miły uśmiech - Ale nie odsuwaj się więcej ode mnie - dodał twardziej wznawiając pocałunek.

Tym razem był on jednak głębszy i bardziej zawzięty. Harry po pewnej chwili zaczął niepewnie go oddawać czując na skórze jak kąciki ust starca unoszą się.

Ich ciała będąc coraz bliżej siebie zaczęły zmierzać przez Komnatę. Stopy, co kilka kroków nachodziły na siebie nie mogąc skupić się na właściwej trasie. Dłonie wybrańca, które wcześniej jedynie zwisały bezczynnie po bokach jego ciała, teraz wciąż wahając się odrobinę oparły się o klatkę piersiową czarodzieja czystej krwi. Stawiając na zimnej podłodze kolejne kroki wydało mu się, że na chwilę zrobiło się ciemnej jakby szli przez jakiś ciemny korytarz zaraz jednak na nowo powieki oświetliło światło. Kiedy jego błędnik zarejestrował, że upada a zaraz potem poczuł pod plecami coś miękkiego, otworzył oczy. Usta mężczyzny opuściły go dając możliwość skupienia się na otoczeniu. Znajdowali się w prostokątnym pomieszczeniu wypełnionym mnóstwem ciemnych mebli wykończonych starodawnymi wzorami, między innymi dużą sofą obitą ciemnym materiałem przynoszącym na myśl gada mieszkającego gdzieś w Komnacie oraz łożem, ogromnym łożem zasłanym zszarzałą, oryginalnie czarną, pościelą. Ściany zdobiły kolumny. Pokój, jak i główną salę Komnaty, otaczało zielone światło oraz zapach wilgotnej wężowej skóry.

- Gdzie jesteśmy? - wyrwał się głos z zaschniętego gardła Pottera.

- Wszystko tak cię interesuje? - uciszył go retorycznym pytaniem popychając a zaraz potem górując nad nim.

- Przypominasz mi mnie z młodości, ale jesteś tak samo naiwny jak Godryk - nie dał chłopakowi czasu na przetworzenie zdania, bo ponownie rozpoczął pocałunek - Jego też tak czasami pieprzyłem. Stare dobre czasy - westchnął.

Harry nie zdążył mrugnąć a był całkiem nagi. Zacisnął z powrotem oczy starając się nie zwracać na to zbytniej uwagi. Dokładnie wiedział, co zaraz się stanie i może nawet tego chciał, co udowadniała jego częściowa erekcja, ale nie miał pojęcia, czego spodziewać się po samym Salazarze Slytherinie.

- Boisz się? - usłyszał nagle.

Pokiwał głową na nie, skłamał.

- Odważny jak na durnego gryfona przystało - zaśmiał się pod nosem.

Ty razem nie kontynuował całowania spierzchniętych już ust, ale zaczął podziwiać młode, nagie ciało. Przemierzał wzrokiem wychudzoną klatkę piersiową, twarde z zimna sutki, drżące ze stresu nogi, uchylające się usta przy każdym wydechu. Pragnął posiąść to ciało, zdobyć je. Rozebrał się ruchem różdżki, którą razem z szatą i całą resztą ubrań odrzucił na bok. Jego ciało ledwo pamiętało jędrność a mięśnie były jedynie zamglonym wspomnieniem. Ciągle jednak dzierżyło wystarczająco dużo siły by przygwoździć Harrego do materaca, tak by nie potrafił się poruszyć. Przez chwilę trwali jak zamrożeni, spoglądając w swoje oczy dysząc, pożerając twarze spojrzeniem. Nagle jednak chwyt złagodniał a mężczyzna sięgnął poza łóżko by chwilę potem wrócić z półprzeźroczystą buteleczką płynu w ręce.

- Miałeś już kiedyś w sobie czyjegoś kutasa? - spytał nagle.

Gryfon zaprzeczył ruchem głowy.

- Prawiczek - szepnął sobie pod nosem - Mam dziś szczęśliwy dzień.

Nie pragnął teraz niczego innego niż rozdziewiczyć to kruche ciało. Być pierwszym, który dotknie je tak dogłębnie.

Nie mógł już więcej czekać. Rozszerzył przyciemnione słońcem nogi i nałożywszy płyn z buteleczki na dwa palce i włożył je w zdezorientowanego chłopaka. Zakochał się w sposobie jak ciasne wejście szatyna zacisnęło się na jego dłoni. Usłyszał wzdechnięcie a zaraz potem poczuł jak obejmują go spinające się nogi. Wszedł głębiej. Harry jęknął i ścisnął ciało mężczyzny mocniej.

- Rozluźnij się - polecił mu - Boli cię - nastolatek z trudem ukrywający uczucie przeraził się tym jak szybko starzec go rozgryzł - Zrób to, rozluźnij się. Będzie ci lepiej.

Dziwne uczucie wypełnienia utrudniało wykonanie polecenia, ale po pewnym czasie Harry wygrał walkę ze swoim ciałem. I nie minęła minuta a on już mógł powiedzieć, że czuł się znacznie lepiej. Palce w nim wbijały się w niego szybciej i mocniej, wchodziły głębiej, dalej, a on nie mógł odeprzeć ochoty wyjęczenia jak bardzo jest mu dobrze. Było to naprawdę bardzo dziwne uczucie. Czuł się niesamowicie podniecony, mimo iż jego penis nie został jeszcze tknięty. Zaróżowiony, sam przed sobą nie chciał przyznać jak bardzo taka odmiana mu się podoba.

Przymknął oczy z rozkoszy zaczynając wić się, sam pochłaniając długie, zwinne palce. Wciąż bez dotyku na penisie czuł, że lada moment skończy. Nie mógł uwierzyć w to, co Salazar zrobił z jego ciałem. Kiedy poczuł, że naprawdę dłużej nie wytrzyma usłyszał:

- Poproś mnie.

O co?

Nie chciał jednak podpaść mężczyźnie. Poprosił, więc.

- Proszę.

Jęk, jaki wydobył z siebie zaraz potem był, jego zdaniem, zbyt piskliwy by się nie zawstydzić, lecz w nadchodzącej fali orgazmu wstyd ten utonął bez pamięci. Ponownie spiął się nie kontrolując swoich reakcji. Czuł tylko ciepło, ból drażnionej prostaty i pulsowanie penisa, który właśnie wypuścił sporą dawkę białej spermy.

Dysząc ciągle podświadomie doświadczał wypełnienia, które nie zniknęło z niego po spełnieniu. On jednak myślał o dotyku trochę wyżej.

- Mógłbyś mnie tam dotknąć? - wydusił z siebie wreszcie.

- Poproś - ewidentnie miał coś do proszenia.

- Proszę, czy mógłbyś mnie dotknąć… tam? - mówiąc to znów poczuł jak jego napęczniała długość pulsuje pragnąc dotyku.

Nie otrzymał odpowiedzi w formie słownej, ale odczuł ją, na swoim penisie. Dłoń wzięła go w garść okrywając prawie całego.

- Dz-dziękuję - stęknął na pierwsze powolne ruchy.

- Widzisz jak szybko się nauczyłeś manier. Dobry chłopak - nie miał pojęcia jak zareagować na taki typ komplementu, musiał jednak przyznać, że w jakimś stopniu, a nawet całkiem dużym, spodobał mu się on.

Wraz z czasem do przyjemnych bodźców dołączyły ponownie ruszające się palce w głębi młodego chłopaka, na których uczucie uniósł kręgosłup lekko ponad materac otwierając szeroko usta by wypuścić przeciągły jęk.

- Właśnie tak, daj mi znać jak dobrze się czujesz - cały czas podziwiał jego ciało, które teraz poleciło posłusznym biodrom by same wpychały się w zgrabną dłoń - Chcesz więcej?

- Tak - wyjęczał od razu - Proszę.

Obie ręce przyspieszyły a palce zdawały się mocniej wbijać w skórę i wrażliwy punkt wnętrza. Potter nagrodził mężczyznę głośniejszymi jękami i silniejszym chwytem nóg, które teraz zdawały się mieć więcej siły niż zwykle.

Czym bliżej orgazmu zdawał się być tym bardziej dłonie doprowadzały go do szaleństwa. Tak zwinne, dokładne, wręcz bezbłędne. Jakby znały go od lat, albo przebadały mnóstwa takich ciał, czego akurat nie mógł wykluczyć.

Slytherinowi nie zajęło długo by znów doprowadzić bliznowatego na skraj.

- Proszę - jęknął na wszelki wypadek by starcowi nie przeszło przez myśl by przestać.

- Grzeczny chłopak - nachylił się nad twarzą Harrego przez cały orgazm zajmując się jego ustami.

Spełnienie opuściło go wreszcie wraz z całującymi wargami, ale wypełnienie nie pojawiając się w postaci rozrywającego bólu, gdy Slytherin wszedł w Harrego prawie całym sobą.

- Przestań - jęknął łapiąc w pięść pościel.

- Uwierz mi, że jeśli tylko zechcę, zaboli mocniej, więc lepiej przestań mi rozkazywać i rozluźnij się.

Oczy Pottera odzwierciedlały pomieszczenie. Łuna zieleni okraszona wilgocią z jednak większym naciskiem na wilgoć, bo chwilę później po jego policzku spłynęła łza.

- Nie marz się - usłyszał tylko - Jeśli będziesz się mnie słuchał będziesz krzyczał z rozkoszy - Harry pociągnął nosem.

Zapragnął tego. Nie mógł powstrzymać wyobraźni. Tak przytłoczone i zdominowane zmysły, okradające cię z możliwości myślenia i kontrolowania kończyn mimowolnie zaciskających się na drugim ciele.

- Skup się - słowa wyrwały go z marzeń - Nie rycz, rozluźnij się i patrz się na mnie - brzmiało w miarę prosto.

W praktyce jednak takie nie było.

Salazar rozpędzał biodra coraz bardziej wydobywając dźwięki uderzanej o siebie skóry, Harry zaś, starając się nie zedrzeć gardła, walczył z przymykającymi się powiekami.

Chwilami nie mógł już wytrzymać, ale wtedy zdał sobie sprawę, że to było to. To, czego tak pragnął, choć jeszcze nie krzyczał. Jeszcze. Ale nie minęło długo by i to stało się rzeczywistością.

Krzyczał różne rzeczy. Czasami były to jedynie głośniejsze jęki, ale czasem miał na myśli konkretne słowa na przykład: "Nie przestawaj" czy "Proszę, jeszcze". Miał wrażenie, że po każdym razie mężczyzna przyspieszał, wzmacniał ruchy.

- Chcesz dojść? - usłyszał nagle a twarz Salazara znalazła się bliżej jego.

- T-tak - jęknął.

- Błagaj - rozkazał.

- Proszę.

- Błagaj.

- Błagam - stęknął ostatkiem oddechu.

Wbił się w chłopaka z całej siły i razem z nim doszedł przyciskając go do materaca.

- Jestem zmęczony - wydyszał Harry z pod czarodzieja.

- Nie przesadzaj - po nim też było słychać że się zmęczył - Dasz jeszcze radę.

- Jeszcze? - nie potrafił sobie wyobrazić kolejnej dawki tak intensywnych doznań.

- Długo nie będę miał kolejnej takiej szansy, więc muszę korzystać - nawilżył swoje wargi językiem wędrując dłońmi po klatce Harrego.

- Daj mi jeszcze chwilę, proszę - zaciągał się zachłannie powietrzem nasiąkniętym zapachem wilgotnego węża.

- Jeszcze czego - teraz palce otaczały sutki czasem podszczypując je coraz mniej delikatnie - Jesteś mój, więc dam ci przerwę kiedy będę miał ochotę. A teraz jej nie mam - poruszył wciąż będącym w gryfonie penisem a skuszony jękiem nachylił się do klatki i przygryzł sutek.

Chłopak jęknął z bólu a Slytherin ponownie zaczął rytmicznie się w niego wbijać. Czuł go jeszcze mocniej niż wcześniej. Poprzednie orgazmy zapewniły mu większą wrażliwość, czułość na dotyk drugiego ciała.

Wszystko było jak kilka minut temu tylko intensywniej. Nie mógł się powstrzymać, znowu zaczął krzyczeć.

- Zamknij się - usłyszał głos kilka centymetrów od swojej własnej twarzy - Wkurwiają mnie już te twoje krzyki - Harry zagryzł wargę.

Jego penis znowu stał się obiektem pieszczot, a gdy chciał jęknąć z tego powodu spierzchnięte usta zaatakowały jego. Druga ręka złapała jego dłonie i wcisnęła je w pościel tuż nad głową wybrańca. Pocałunek pozbawiał go resztek oddechu. Pomyślał że zaraz się udusi, jednak w momencie w którym miał zacząć panikować usta przeniosły się na jego szyję. Z początku naprawdę przyjemne drażnienie zamieniło się w podgryzanie i ssanie aż do wywoływania z pod skóry krwistych siniaków. A szyja to był dopiero początek. Klatka, ramiona, a czasem nawet brzuch były pokryte taką ilością bolesnych śladów że razem wyglądały jak naprawdę nieprzyjemna choroba.

Taka ilość bólu, rozkoszy, wszelakich doznań sprawiła że nastolatka mdliło. Ze zmęczenia i braku oddechu twarz starszego mężczyzny zamieniła się w zamazaną plamę.

- Czuję że jesteś blisko - usłyszał nagle - Dojdź Harry - wtedy zdał sobie sprawę że naprawdę dochodził.

Wygiął się w ostry łuk przypominający łączenia tak licznych tu kolumn zaczynając wić się bezsilnie, krzyknął wypuszczając z główki pulsującego, niby serce, penisa stróżkę spermy.

- Nie odpływaj jeszcze - rozgrzał podrażnione wnętrze gęstym płynem starając się utrzymać chłopaka przy świadomości ciągle drażniąc jego prostatę.

- Już nie mogę - wydyszał półprzytomny.

- Wiem, wiem - pogładził go po głowie powoli zaprzestając ruchów - Wiesz do kogo należysz?

- Do ciebie - wyszeptał, po czym całkowicie rozluźnił się i popłynął.

- Już zawsze będziesz mój - ostatni raz wgryzł się w jego szyję.

- Hej! Budzi się! - dziwnie znajomy głos uderzył uszu chłopaka sprawiając, że niepewnie uchylił oczy.

Miał wrażenie, że światło atakuje go z każdej strony a dźwięki podnieconych uczniów kłuły w uszy. Szybko jednak przyzwyczaił się do bodźców. Teraz widział i słyszał wyraźnie.

- Harry, co tam się stało? - Ron wyglądał na naprawdę zmartwionego - Pani Pomfrey mówi, że masz wszędzie jakieś dziwne ślady. O takie - wskazał na jedno z ugryzień na szyi.

- To nic takiego - od razu zakrył je ręką - Z Ginny wszystko w porządku? - spytał chcąc odwrócić od siebie uwagę.

- Tak - odpowiedział z wyraźną ulgą - Była strasznie wykończona, nikt nie wie tak naprawdę, co się jej stało - spojrzał na łóżko obok i śpiącą w nim gryfonkę - A co z bazyliszkiem? - przypomniał sobie nagle - Zabiłeś go?

- Tak… jakby - uniknął szczerej odpowiedzi - Może kiedyś ci opowiem.

A/N

ilość słów: 2723

Macie. Nic więcej nie powiem. Mam nadzieję, że osoby gnębiące mnie w komentarzach o ten ship są usatysfakcjonowane, ponieważ jest to ostatni raz kiedy się go podejmuję. Nie będę ukrywać, że pisanie go to była dla mnie czysta droga przez mękę, więc tylko modlę się, że przynajmniej wam się podoba.

Za tydzień pewnie klasycznie drarry, ale no zobaczymy.

Korzystajcie z wakacji kochani, kto je ma, i do następnego!

P.S. Podkreślam, że Harry ma wystarczająco dużo lat by wykonywać czynności w powyższym rozdziale. Czułam, że muszę to powiedzieć, bo w książce w tej scenie ma on lat 12, a to troszkę za mało.

P.P.S. Około 300 pierwszych słów jest skopiowanych z książki. Mówię byście byli tego świadomi, w sumie nie wiem po co, ale chyba lepiej powiedzieć niż nie.

P.P.P.S. Gdyby ktoś nie wiedział skąd ten ship wziął się w moim zbiorze i zastanawiał się czy na pewno jestem zdrowa psychicznie - oni mnie zmusili.

One Shots hp +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz