Po pełnym napięcia okresie w pracy, postanowiłam wziąć kilka dni wolnego. Potrzebowałam oddechu i paru chwil dla siebie. Musiałam pobyć sama ze sobą i swoimi myślami. Sandra po bankiecie była cała w skowronkach, tym bardziej, że na dniach miała wreszcie sfinalizować tę umowę z wielkim koncernem, więc nie oponowała, zresztą obiecałam jej, że w razie czego jestem pod telefonem. Na Wszystkich Świętych pojechałam do Lilki, by razem z nią pójść na cmentarz, a potem przegadałyśmy pół nocy, wałkując naszą przeszłość i przyszłość, analizując co powinnyśmy zrobić z naszym życiem, ale to mi wcale nie pomogło.
W dalszym ciągu sen z powiek spędza mi już nawet nie tyle wyraz twarzy Zielińskiego, gdy zobaczył mnie migdalącą się z Mikołajem, ile właśnie to, w jaki sposób tamtego wieczora całował mnie Szymura. Nie wiem czy to jedynie moja wyobraźnia, czy podświadome pragnienie, by tak właśnie było, ale gdzieś w głębi serca czuję, że to nie było udawane. Nie można przecież tak dobrze udawać.
– Muszę ci coś pokazać – mówi rozentuzjazmowany, wyrywając mnie z rozmyślań. Musiałam się zdrzemnąć przed telewizorem, bo nawet nie wiem, kiedy wrócił. Siadam na kanapie, zrzucając z siebie koc, a Mikołaj bez pytania wyciąga mi z dłoni pilota i wyłącza telewizor, a potem, nim zdążę zaprotestować, ściąga swój t–shirt, eksponując wysportowane, aczkolwiek nieprzesadnie umięśnione, ciało. Szczerzy się przy tym jak głupek i porusza sugestywnie brwiami.
Przełykam nerwowo i przyciągam kolano do piersi, nie mogąc oderwać wzroku od jego sylwetki. Tymczasem on odpala w telefonie jakąś dziwną muzykę i zaczyna tańczyć.
Kurwa.
To chyba... Taniec brzucha!
Staram się oddychać normalnie, ale to niełatwe, kiedy półnagi, przystojny mężczyzna, którego ciała nie powstydziłby się grecki bóg, porusza się przede mną w taki sposób, że od samego patrzenia robi się gorąco, wyraźnie izolując w ruchu poszczególne części ciała. Prawie jak... Shakira.
Zupełnie bez skrępowania, a wręcz z wyraźnie bijącą z każdego gestu pewnością siebie, wykonuje serie kolistych, zmysłowych ruchów biodrami i klatką piersiową, a towarzyszący im ruch jego ramion i rąk jest płynny i delikatny, przepływa miękko od umięśnionych barków po silne, szerokie dłonie i końcówki palców. Nie wiem, co strzeliło mu do głowy, by zacząć praktykować taniec brzucha, ale z całą pewnością jest w tym wszystkim coś... magnetycznego.
Przełykam i mimowolnie zwilżam wargi koniuszkiem języka, zastanawiając się, dlaczego mi to robi?
– Fajne, nie? – mówi, pełen zadowolenia, kończąc swój występ dość mocnym ruchem bioder w bok. Albo w górę. Albo coś pomiędzy.
– Taaa... – mruczę bez entuzjazmu, po czym zrywam się z kanapy i biegnę do łazienki. Opieram się plecami o drzwi i staram się unormować oddech. Przysięgam, że gdyby jego występ trwał choć chwilę dłużej, rzuciłabym się na niego jak desperatka i niezależnie od jego woli... No. Jestem tak wyposzczona, że niewiele mi trzeba, a mieszkanie z Mikołajem wcale nie ułatwia życia we wstrzemięźliwości, zwłaszcza po tym, co zdarzyło się na bankiecie.
CZYTASZ
Układ prawie idealny
De TodoKornelia Meyer to dobiegająca trzydziestki, zwariowana singielka, która od zawsze, zamiast za tłumem, wolała iść pod prąd. W dniu swoich 29-tych urodzin postanawia, że będzie miała dziecko zanim na jej liczniku pojawi się trójka z przodu. Idealnym k...