– Idą święta, może powinniście się w końcu pogodzić – sugeruje Liliana, podając mi kubek gorącej czekolady na mleku. Chwytam go w obie dłonie i opieram o kolano przyciągnięte do piersi, a potem niepewnie zerkam na przyjaciółkę, która zdążyła już usadowić się wygodnie w drugim rogu kanapy.
Może faktycznie powinniśmy się pogodzić, ale nie wiem czy czuję się na siłach, by wrócić do domu i zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Wiem, że to ja zaciągnęłam go do łóżka, nie odwrotnie, ale to nie zmienia faktu, że miałam go za przyjaciela i nigdy nie posądziłabym go o knucie za czyimikolwiek plecami. A jednak tak właśnie się stało. Ufałam mu, a on zawiódł to zaufanie. Zdaję sobie sprawę, że gdy coś sobie ubzduram, trudno mi przetłumaczyć, że nie mam racji i wymóc zmianę decyzji, ale to wcale nie usprawiedliwia ani Mikołaja, ani Adama. Czasem wystarczy przeczekać, aż fala, która przyniosła ze sobą jakiś durny pomysł, rozbije się o brzeg, a czasem trzeba, po prostu, pozwolić takiemu uparciuchowi jak ja, popełniać błędy i obaj powinni to wiedzieć.
– Każdy popełnia błędy – łagodnym głosem odzywa się Lilka, przerywając ciszę między nami.
Wykrzywiam usta w gorzkim grymasie, bo przecież to ja nieustannie popełniam błędy, które sporo mnie kosztują i nie inaczej jest również tym razem.
Odkąd tamtej nocy uciekłam, jak pieprzony Kopciuszek, z mieszkania Zielińskiego, wciąż mam mętlik w głowie. Kiedy Liliana zgodziła się mnie przygarnąć, postanowiłam, że wezmę zaległy urlop i uprzedziłam Sandrę, że z jej zgodą, czy bez, nie wrócę co najmniej do końca roku. Nie obchodziło mnie, że mogę zostać zwolniona, zwłaszcza, że praca dla Lewickiej nie tylko od dawna działała mi na nerwy, ale też nigdy nie była szczytem moich zawodowych ambicji. Naprawdę było mi wszystko jedno, co się wydarzy w moim życiu zawodowym. Gorzej wygląda moje życie prywatne. Nadal nie potrafię spojrzeć sobie w oczy w lustrze i trudno mi sobie wyobrazić, jak mogłabym po tym wszystkim spojrzeć w oczy Mikołajowi. Tak, mam cholerne wyrzuty sumienia z powodu nocy spędzonej z Jakubem. Właśnie dlatego wyłączyłam telefon, wmawiając sobie, że nie mam zamiaru ani tłumaczyć się Zielińskiemu, ani słuchać tłumaczeń Mikołaja. Bo co niby miał na swoje usprawiedliwienie? Że to dla mojego dobra? Sama potrafię o siebie zadbać...
Przymykam powieki i robię głęboki wdech. Prawda jest taka, że w tej chwili jestem jak dziecko, szukające w ciemnym lesie we mgle, drogi do domu. Błądzę krętymi ścieżkami i nie potrafię znaleźć tej właściwej, a Mikołaj tym razem niczego mi nie ułatwia. Kiedy się pakowałam, nie odezwał się nawet słowem, pokornie schodząc mi z drogi, a od mojego przyjazdu tu nie próbował w żaden sposób się ze mną kontaktować. Domyślam się, że rozmawiał z Lilką i to ona doradziła mu, by po prostu przeczekał moją chandrę. Coraz bardziej jednak utwierdzam się w przekonaniu, że uciekam bardziej przed sobą i własnym poczuciem winy niż przed konfrontacją z Mikołajem. Koczując przez ponad miesiąc u Liliany, jestem jak cholerny struś, który chowa głowę w piasek, czekając aż niebezpieczeństwo minie, ale nie zdaje sobie przy tym sprawy, że w ten sposób może sobie tylko jeszcze bardziej zaszkodzić.
CZYTASZ
Układ prawie idealny
AléatoireKornelia Meyer to dobiegająca trzydziestki, zwariowana singielka, która od zawsze, zamiast za tłumem, wolała iść pod prąd. W dniu swoich 29-tych urodzin postanawia, że będzie miała dziecko zanim na jej liczniku pojawi się trójka z przodu. Idealnym k...