Kornelia Meyer to dobiegająca trzydziestki, zwariowana singielka, która od zawsze, zamiast za tłumem, wolała iść pod prąd.
W dniu swoich 29-tych urodzin postanawia, że będzie miała dziecko zanim na jej liczniku pojawi się trójka z przodu. Idealnym k...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Żadnych podtekstów, uśmieszków czy pełnych wyższości spojrzeń. Zawsze bez trudu potrafił oddzielić pracę od pozostałych aspektów swojego życia, ale tym razem jego pełne skupienie i profesjonalizm wkurzały mnie chyba bardziej niż sama jego obecność obok mnie. Z drugiej strony cieszyłam się, bo dzięki temu sama również mogłam skupić się na pracy i omawianych kwestiach.
Zastanawiam się, jakim cudem Jakub z taką łatwością przywdziewa te wszystkie swoje maski i bez trudu trwa w narzuconej sobie roli, podczas gdy dla mnie noszenie takich masek jest jak chodzenie w zbyt ciasnych butach, które już po kilkunastu minutach ma się ochotę ściągnąć i iść dalej na boso. Pewnie właśnie dlatego czuję się wykończona psychicznie towarzystwem Jakuba i udawaniem, że jego obecność w ogóle mnie nie rusza, a od sztucznego uśmiechu, którym przez cały czas starałam się obdarzać przedstawicieli naszego potencjalnego wspólnika w czasie ich pogaduszek z mecenasem o futbolu, polityce i interesach, bolą mnie wszystkie mięśnie twarzy. Sącząc leniwie wino, modliłam się, by spotkanie jak najszybciej dobiegło końca, ale panowie świetnie czuli się w swoim towarzystwie i nie mieli najmniejszej ochoty się rozstawać. Gdyby nie telefon, jak się domyślam od tak zwanej partnerki życiowej jednego z nich, pewnie zahaczylibyśmy o kolację, a to było ostatnie czego mi było trzeba, dlatego kiedy wreszcie opuściliśmy restaurację, odetchnęłam z ulgą. Pożegnałam się grzecznie i szybko czmychnęłam do pierwszej lepszej taksówki, nie dając Zielińskiemu najmniejszych szans na kontynuację jego gierek, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Cóż za spektakularna ucieczka, Złośnico. Prawie jak Kopciuszek, szkoda tylko, że zapomniałaś zgubić pantofelka.
Niby profesjonalny, poważny, szanowany pan mecenas, a jednak czasem zachowuje się jak rozkapryszony gówniarz. Prycham pod nosem i spoglądam za boczną szybę. Taksówkarz bełkocze coś pod nosem, więc kolejny raz tego dnia uśmiecham się sztucznie. Chciałabym odpisać Jakubowi tak, żeby poszło mu w pięty, ale jestem tak wypalona, że żadna cięta riposta nie przychodzi mi do głowy. Powinnam dodać jego numer do czarnej listy, ale teraz, gdy zostałam zmuszona do współpracy z nim, nie wydaje mi się to zbyt rozsądne. Z drugiej strony... sprawy zawodowe na dziś mamy załatwione, więc raz kozie śmierć. Blokuję numer Zielińskiego. Nie mam ochoty psuć sobie wieczoru czytaniem kolejnych durnych wiadomości od niego, a już tym bardziej, że czeka mnie rozmowa z Mikołajem. Oczywiście zapomniałam o tym, by zahaczyć o jakiś market i zrobić zakupy na kolację, ale nie chce mi się już wracać do sklepu. Na pewno znajdę w lodówce coś, by przyrządzić jakaś szybką kolację.
Reguluję należność i wysiadam z taksówki. Kiedy jestem już na swoim piętrze, w moje nozdrza wdziera się zapach, który doskonale znam. Uśmiecham się pod nosem i wchodzę do mieszkania, akurat w momencie, gdy Mikołaj wyciąga z piekarnika moją ulubioną makaronową zapiekankę.
– Cześć – mówię, ściągając szpilki i rzuciwszy je pod ścianę, odkładam torebkę i klucze na komodę. – Chyba ja miałam dziś zrobić kolację.