Była 13:26. Ja aktualnie byłem na dyżurze, miałem przerwę więc zajrzałem do Anny. Kiedy byłem w szpitalu skierowałem się do sali, w której wcześniej leżała kobieta. Miałem już pociągnąć za klamkę, gdy przerwał mi lekarz.
-Pan do Pani Reiter?
-Dzień dobry, tak.
-Została przeniesiona do innej sali, numer 15. Chyba nie muszę Panu pokazywać?- Uśmiechnął się i spojrzał na strój lekarza.
-Nie, nie. Dziękuję.
Szedł w dobrym kierunku i myślał o narzeczonej, dotarło do niego, że pełnił błąd. Kłucąc się z ukochaną. Weszedł do środka i spojrzał na blondynkę.
Jak się czujesz?
-Niezbyt dobrze.- Po jej głosie było słychać zmęczenie i smutek.
-Naprawdę cię przepraszam, to moja wina... Przeze mnie tu jesteś.
-Wiktor... To nie twoja wina. Nie obwiniaj się.
Brunet lekko się uśmiechnął i złapał jej ciepłą dłoń.
-Obiecasz mi coś?- Mężczyzna spojrzał pytająco.
-Nie spotkasz się już z...- Zatrzymała się.- Wiesz kim.- Dokończyła.
-Obiecuje.
-To co. Nie będę już spać na kanapie?- Zaśmiał się, a na twarzy kobiety pojawił się lekki uśmiech.
Nagle oboje usłyszeli głos dyspozytora dobiegający z radia.
-Muszę już iść, ale po wezwaniu tu wrócę.
-Dobrze.
Wiktor przybliżył się powoli do kobiety i pocałował ją w policzek.
Na twarzy blondynki pojawił się promienny uśmiech, Wiktor widząc to poczuł ulgę. Pożegnał się z ukochaną i zniknął za drzwiami. Dopiero wtedy Ania zrozumiała, że to będzie nudny pobyt w szpitalu. Już wtedy nie wiedziała co ze sobą zrobić, nie czuła się najlepiej więc postanowiła pójść spać. Tak też zrobiła po 15 minutach śniła, zakryta kołdrą po szyję.(Uznajmy, że w tym szpitalu kobieta i mężczyzna mogli być w jednej sali.)
Minęło może 45 minut, a blondynkę obudziły nieznane odgłosy. Przysłuchiwała się uważnie, słyszała głos mężczyzny, myśląc, że był on skierowany do niej otworzyła powoli oczy. Ujrzała wysokiego przytojnego blondyna, który stał o kulach. Nogę miał całą w gipsie a na głowie bandaż. Złapali kontakt wzrokowy, patrzyli się tak na siebie, aż facet przerwał niezręczną ciszę.-Dzień dobry, przepraszam, że Panią obudziłem. Byłem trochę za głośno.- Zaśmiał się.
-Ah, to nic takiego. Przynajmniej nie prześpię całego dnia.- Odwzajemniła uśmiech.
-Będę Pani współlokatorem, to nie problem?
-Nie, chyba, że Pan chrapię.- Żartowała.
-Ojj, to chyba mamy problem.-Również się śmiał.
Anna i Adam, bo tak miał on na imię trochę się poznali. Porozmawiali ze sobą i dowiedzieli się o sobie kilku rzeczy. Adam łeżał tutaj, ponieważ w czasie pracy spadł z rusztowania. Był on budowlańcem, lecz nie wiedział jeszcze o zawodzie Anny. Kiedy tak sobie żartowali, do sali wszedł Wiktor.
-Cześć.- Był uśmiechnięty.
-Dzień dobry.- Dodał po chwili, gdy zauważył siedzącego na łóżku pod ścianą blondyna.
-Dzień dobry.- Również się przywitał.
-I jak tam wezwanie?- Spytała siadającego obok narzeczonego.
-A, wsumie dobrze i niedobrze.
-Dlaczego?
-Niedobrze dlatego, że mężczyzna miał zawał i NZK. A dobrze dlatego, że go uratowaliśmy i jest teraz stabilny.
-No widzisz, jakim jesteś dobrym lekarzem.
-Nie lepszym od ciebie.- Uśmiechnął się.
-Haha, ja nigdy nie pobiję legendy ratownictwa.- Zaśmiała się, po czym brunet złączył ich usta.
-Widzę, że ktoś tu jest w dobrym chumorze.
-No, dzięki Panu Adamowi.- Wiktor i blondyn spojrzeli się na siebie.
-Pan to musi być Wiktor Banach?- Wtrącił się uprzejmie w rozmowę.
-Dużo o Panu słyszałem. Naprawdę Pana podziwiam.- Dodał.
-Jakiego Pana, przejdźmy na ty.- Wstał z krzesła podszedł do Adama i podał mu rękę.
-Wiktor.
-Adam.