Dochodziła godzina 10:45, a ja właśnie przyrządzałem śniadanie dla mnie i mojej ukochanej blondynki. Anna jeszcze smacznie spała, musiała odespać namiętną, przyjemną, ale też męczącą noc. Nie chciałem jej budzić, więc delikatnie zdjąłem jej głowę w mojej klatki piersiowej. Po czym po cichu wziąłem swoje ubrania i wyszłem do toalety, aby się przebrać. Gdy to uczyniłem, zawędrowałem do kuchni i zacząłem robić wcześniej wspomniany posiłek.
Obudził mnie zapach dobiegający z kuchni. Przeciągnęłam się na łóżku i przypomniałam sobie wtedy zeszłą noc. Na samą myśl uśmiechnęłam się i powoli wstałam z łóżka. Z każdym kolejnym krokiem odczuwałam duży ból brzucha. Oparłam się reką o ścianę żeby trochę odsapnąć, wzięłam kilka głębokich wdechów i wydechów, by się uspokoić. Pogładziłam lekko mój odstający brzuch i ciężko krzyknęłam
-Wiktor, Wiktor... Coś nie tak z dzieckiem... Ahhh.- Wolała z bóluDo pokoju wszedł Wiktor i spojrzał się w moją stronę, kiedy tylko widział w jakim stanie jestem i, że ledwo stoję na nogach od razu do mnie podszedł.
-Ania, co się dzieje?- Zapytaj przejęty.
-Coś z dzieckiem?- Powiedział po chwili.-Nie wiem, ale boli.- Westchnęła.
Wiktor złapał mnie w tali i powoli poprowadził do łóżka, na którym delikatnie mnie posadził.
-Dzwonię po karetkę.-Nie, nie to nic takiego. Zaraz przejdzie.- Oddychała ciężko.
-Anka, nie ryzykujmy, dzwonię do Artura i to w tym momencie.
Kobieta nic nie odpowiedziała, zwijała się z bólu. Wiktor cały czas przy niej był, kiedy zadzwonił do Doktora Góry, siedział obok ukochanej i próbował uspokoić i jakoś załagodzić sytuację, chciał żeby Blondynka czuła się bezpiecznie i wspierana przez niego. Po około minucie Anna zaniemówiła.
-Wiktor, ja rodze.- Wyjękała, patrząc w dół.
A mianowicie odeszły jej wody. W dodatku w miejscu intymnym pojawiło się bardzo dużo krwi.
-Nie, nie... Przecież to za wcześnie... Wiktor, za wcześnie!- Szybko oddychała, była oszołomiona.
-Ania, Ania! Spójrz na mnie-Złapał kobietę za dłoń.
-Wszystko będzie dobrze, tak? Słyszysz? Będzie dobrze nie stresuj się. Oddychaj, Anka oddychaj. Nie pozwolę, żeby coś wam się stało, obiecuje. Zaraz będzie tu Artur... Wytrzymaj jęczę trochę. Jesteś silna kochanie- Mówił, wspierając ukochaną. Chociaż sam był bardzo zestresowany. Nie chciał tego pokazywać, ale był on przy granicach, nie rozpłakana się.
Wiktor pobiegł po ręczniki i inne potrzebne rzeczy, by być przygotowany.
-Kochanie... Ja nie wytrzymam, nie dam rady...- Wzdychała ciężko.
Brunet położył Annę na kocu i powiedział uspokajająco. Widząc, pełno krwi, był bardzo zaniepokojony.
-Aniu, tylko spokojnie... Urodzisz tutaj.-Wiktor, ale to za wcześnie... Ona tego nie przeżyje.- Rozpłakała się.
-Wiki, nie dam rady, uratuj nasze dziecko...Kocham cię i Anastazję... Żegnaj. Po chwili straciła przytomność.
-Ania, kochanie. Nie zasypiaj, proszę cię nie!- Krzyczał i również nie wytrzymał i zaczął płakać tak jak nigdy wcześniej.
-Artur, do cholery! Gdzie ty jesteś...- Szlochał tuląc Annę.
Niespodziewanie do pomieszczenia wszedł Artur, Martyna i Piotr.
Od razu przeszli do rzeczy i zabrali Annę do karetki. Na miejscu Doktor Góra zdecydował, że zrobią cesarkę. Było to jedyne wyjście z tej sytuacji, by maleństwo przeżyło. Chociaż nie mieli też stu procentowej pewności, że to się uda. Ponieważ akcja porodowa zaczęła się za szybko i ich córeczka nie była jeszcze w pełni do tego gotowa. Jednak było to bardzo ryzykowne dla Anny, mogła nie przeżyć porodu... Wiktor nie wiedział co ma zrobić, aczkolwiek musiał działać szybko i zgodził się na podjętą przez Artura decyzję. Tak bardzo się bał o jego ukochaną i ich dziecko. Był roztrzęsiony, nigdy dotąd nie był w takim stanie, niż dziś. Gdy mógł stracić najukochańszą osobę w jego życiu, na dodatek przyszłą córkę. Której mógł nigdy nie zobaczyć...
To była naprawdę trudna chwila w jego życiu.
Zaczęło się, Artur właśnie ciął skalpelem jego ukochaną. Wiktor patrzał na to wszystko ze smutkiem i z wielką nadzieją na powodzenie.
Przyglądał się ratownikom, trzymając dłoń Anny. Trwało to nadzwyczajnie szybko, gdy Góra właśnie wyciągnął dziecko z Anny.
-Martyna od razu bandaże!
-Piotr, małe ambu.- Wykonywał polecenia Góra.-Artur pokaż mi ją, moja córeczka...
-No płacz, dalej płacz.- szeptał Wiktor.
Gdy po chwili rozległ się głośny płacz dziecka. Wiktorowi trochę ulżyło, jednak wciąż zamartwiał się o kobietę. Przejął dziecko od Artura i zaczął je kołysać, szlochał ze smutku i szczęścia jednocześnie. Spoglądał na monitor, dziecko i Annę.
Była w stanie bardzo ciężkim, jednak nie doszło do NZK, chociaż było bardzo blisko. Brunet mówił do blondki czułe słowa.-Jestem tutaj z tobą. A wsumie jesteśmy. Udało się Aniu, udało... Jesteś silna kochanie.
Jechali pędem do szpitala w Leśnej Górze. Bardzo szybko znaleźni się na miejscu docelowym. Tam Pani Doktor od razu zabrała Annę na oddział...