Wiem, że dzieci chodzą i mówią płynnie od ok. 2 roku życia, jednak na potrzebę opowieści troszkę to zmieniłam, mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzało, miłego czytania :)
———————————————Zapowiadał się kolejny spokojny i można powiedzieć, że nudny dzień Wiktora Banacha. Ostatnio spędzał je prawie identycznie. Co go denerwowało, bo był raczej spontaniczny i pełny chęci do działania, jednak okoliczności mu nie sprzyjały. Codziennie tylko leżał, jadł, czasem rozmawiał i spał. Iż, że pogoda jest piękna, chociaż to dziwne bo mamy początek stycznia... to postanowił przejść się po posesji szpitala. Mimo, że pamiętał dokładnie każdy zakamarek Leśnej Góry, to uwielbiał tu spacerować. To był jego drugi dom. Bo poza swoim domem najczęściej przebywał właśnie tutaj...
Uzupełnił kilkanaście testów, które dała mu Anna. Bardzo się zdziwił kiedy zobaczył, że zna odpowiedź na każde poszczególne pytanie. Nie miał pojęcia skąd to wszystko wie, po prostu zaznaczał dobre odpowiedzi i był w stu procentach pewny, że wypełnił je idealnie bez żadnych pomyłek. A co najlepsze przypomniał sobie niektóre sytuacje, na przykład gdy było pytanie związane z cukrzycą. Pamiętał wezwanie do którego pojechał z Piotrkiem i Adamem. Pojechali do młodego chłopaka, który właśnie chorował na cukrzycę. Jego matka go rozpieszczała i wpychała w niego jedzenie. A ten zaś odstawiał leki przez co było z nim gorzej...
Wiktora złapała nostalgia. Przeszły przez głowe mu różne myśli, chciał chyba znów zostać lekarzem pogotowia. Jego podświadomość mu to mówiła... Ale z drugiej strony bał się tego. Co jeżeli popełni jakiś błąd, tu trzeba być odpowiedzialnym.Gdy Banach zakończył obchód wrócił do środka szpitala. Wszedł do windy, w której stała już jakiś kobieta. Na oko miała 30 parę lat, czekali w krępującej ciszy, aż będą mogli ją opuścić. Nagle usłyszeli jakiś trzask. Winda się zatrzymała. drzwi się otworzyły, ale zorientowali się, że są między parterem a pierwszym piętrem. Przez szczelinę u góry widzieli jedynie podłogę pierwszego piętra. Na szczęście była na tyle duża, że śmiało mógł wyjąc głowę i ręce. „Cholera" powiedział z wystraszeniem w głosie Wiktor. Nawet nie zauważył kiedy kobieta osunęła się na ziemię.
-Halo, wszystko w porządku?- Kucnął przy niej przestraszony.
-Słabo mi..
-Spokojnie, proszę oddychać. Pomogę pani.- Wstał i krzyczał do ludzi przechodzących przez korytarz.
-Halo! do cholery! tutaj w windzie!
-Co się dzieje?- Spytała zdezorientowana pielęgniarka.
-Jak to co?! Nie widzi pani? winda się zacięła! musi mi pani pomóc, mam tutaj pacjentkę.-Krzyczał.***
Anna właśnie czekała na nianię, którą zatrudniła dla Anastazji. Ponieważ jej urlop dobiegł końca i musiała iść na dyżur. Chcąc, nie chcąc kobieta się spóźniała. Reiter ze wkurzenia stukała paznokciami o stół. Nie chciała spóźnić się na dyżur... zegar tykał i dalej nic. Próbowała nawet dzwonić do Kasi, bo tak miała ona na imię, jednak to nie przynosiło skutków.
Spojrzała na siedzącą na dywanie Anastazje.
-No trudno, jedziesz ze mną.
-Nie wiem jak ja się z tego Górze wytłumaczę...- Dodała po chwili ubierając dziecku różową kurteczkę.
Gdy były gotowe wsiadły do auta i pędziły na stacje. Gdy dotarły na miejsce zegar wskazywał 8:09, a dyżur zaczynała od 8:00. Na szczęście nikt nie zauważył spóźnienia lekarki. Anna przekroczyła próg socjalnego trzymając córkę za rękę.
-Cześć Anka! Cześć kochanie.- Przywitała się Martyna.
-Cześć ciocia- Uśmiechnęła się mała.
-Martynka, opiekunka nie przyjechała, no nie mogłam jej zostawić w domu.
-Spokojnie, rozumiem. Ale musisz iść do doktora Góry, wiesz o tym?
-Wiem idę, trzymaj kciuki.- Zaśmiały się
Gdy były przed gabinetem szefa, kobieta zatrzymała się i ukucnęła obok córki.
-Słuchaj słońce, jak mamusia będzie musiała jechać na wezwania będzie się tobą opiekować wujek Artur, dobrze?
-ciemu?- Powiedziała z grymasem na twarzy.
-Ja wolę jechać z tobą.
-Nie możesz, ale obiecuje, że ci to wynagrodzę. Pójdziemy na lody dobrze?- Uśmiechnęła się.
-Ale jest za zimno na lody, sama tak mówiłaś.
-Ten raz zrobimy wyjątek.- Pogłaskała ją po głowie. Na co obydwie się szczerze uśmiechnęły.
Zapukała ostrożnie do drzwi i usłyszała charakterystyczne „proszę". Weszły do środka.
-Artur przepraszam cię, ale niania zawaliła. Nie przyszła, nie mogłam jej zostawić samej.
-Aniu, no i co ja mam teraz zrobić?- Westchnął.
-Mógłbyś się nią zając gdy mnie nie będzie?- Spytała z troską.
-Normalnie to bym się zgodził, ale ja też mam dyżur.
-Jak to?
-Tak to, grafik musiałem zmienić. Nowak chory, nie mógł przyjść.
-Cholera i co ja teraz zrobię.-Posmutniała
-No! Nie przy dziecku- Skarcił ją
-Nie wiem no... Idź do Banacha. On i tak nie ma nic do roboty.
-Artur to nie jest takie proste.
-No a masz inne wyjście?
W tym momencie do pomieszczenia weszła Beata.
-Cześć Anka, to twoje maleństwo?- Uśmiechnęła się do dziecka.
-Cześć Beata dobrze, źe jesteś!