Rozdział 51

152 11 16
                                    

Pov. Dream

Mijały minuty. Minuty zamieniające się w godziny, a godziny w wieczność. Siedziałem na kanapie wlepiając swój zmarnowany wzrok w zieloną roślinkę leżącą na ławie w salonie. Nawet nie wiem czy w ogóle moje oczy mrugały. Za oknem robiło się coraz ciemniej. George'a wciąż nie było. Tak cholernie bardzo chciałem go przeprosić. Jest dla mnie najważniejszą istotą na tym świecie jak i w całym, calutkim wszechświecie... nie mogę go stracić przez swoją głupotę, którą zrobiłem pod wpływem emocji. To wszystko jest takie głupie.

Po raz setny, kliknąłem na ekranie komórki znaczek słuchawki. Oczywiście dzwoniłem do niego...

Brak odpowiedzi.

Znowu.

- Cholera George odbierz proszę. Martwię się. - nagrałem kolejną wiadomość głosową

Co chwilę wybuchałem płaczem, a później przestawałem na kilka minut i tak w kółko. Zeschnięte policzki, po których na nowo spływały kolejne łzy znowu robiły się mokre. Tkwiłem w jakby jakimś transie. Nie wiedziałem co się dzieje wokół mnie, a myślami byłem we wspomnieniach z George'm, które co chwila były przerywane przez mój atak płaczu i kolejne zamartwianie się nad brunetem.

Ponownie zapadłem w taki trans, z którego wyrwał mnie dzwonek telefonu. Od razu ocknąłem się i spojrzałem na urządzenie. Miałem nadzieję, że dzwoni George, który powie mi, że jest w drodze do domu i za pięć minut tu będzie. Jednak... nadzieja matką głupich.

- Halo? - powiedziałem drżącym głosem z iskierką nadziei przykładając telefon do ucha

- Siem- Dream? Wszystko gra? - usłyszałem zmartwiony głos mojego przyjaciela, Sapnapa

- A czemu miałoby nie grać? Wszystko w porządku. - odparłem starając nie dać poznać po swoim głosie, że płakałem

- Stary widzę, że coś jest nie tak. Masz głos jakbyś przepłakał ostatnie kilka godzin. Chcesz pogadać? - zasugerował

- Dobra, wygrałeś. Chodzi o George'a. - pociągnąłem nosem

- Bro, nie mów, że zerwa-

- Nie, nie. Nic z tych rzeczy. Chyba. Chodzi o to, że się pokłóciliśmy i... - przerwałem biorąc głębszy oddech, aby zaraz znów zacząć mówić - I on wyszedł z domu. Nie ma go dobre 5 godzin. Wziął jedynie telefon. - załkałem - Co jeśli coś mu się stało? Nick, błagam pomóż mi.

- Oh, Clay po pierwsze. George jest dorosły tak? Umie zadbać o siebie, nic mu się nie stanie. Jak chcesz mogę ja do niego zadzwonić. - słychać było w jego głosie, że stara się zachować zdrowy rozsądek

- Nie wiem, nie wiem co mam robić... chcę go tu teraz. - wydukałem

- Clay, spokojnie. Chcesz, żebym wysłał do ciebie Willa? Jest najbliżej. - zaproponował

- Jest późno. Nie chcę mu wchodzić na głowę.

- Przyjaciele sobie pomagają tak? Bez względu na wszystko. Zadzwonię po Willa, a później spróbuję dodzwonić się do George'a. Jakby coś się działo to pisz lub dzwoń. Trzymaj się. - wypowiedział, a następnie, gdy i ja się z nim pożegnałem, rozłączył się

Padłem jak zabity na kanapę z wielkim westchnięciem. Wciąż się martwiłem, jednak Nick dał mi nadzieję, że wszystko z nim dobrze. Niestety tylko na chwilę. Potem zaczęły mi się myśli typu "Ale skąd on może wiedzieć, że z nim wszystko okej?", "Jest kilka tysięcy kilometrów stąd" albo "Nie może mieć pewności". To wszystko powoli zaczęło mnie już przerastać. Marzyłem, aby George wszedł przez te drzwi i mnie przytulił mówiąc "Już wszystko dobrze".

Ale... na co ja tak naprawdę liczyłem? Takie rzeczy dzieją się tylko w filmach.

Siedziałem w tej samej pozycji robiąc to samo, przez dobre 20 jak nie 30 minut do czasu, gdy nie usłyszałem dzwonka do drzwi. Natychmiastowo zerwałem się na równe nogi łudząc się, że będzie to George, choć tym razem nie robiłem sobie większych nadziei.

- Cześć. - powitał mnie na wejściu swoim białym uśmiechem jednak niepewnym

- Oh, hej Will. Nick jednak zadzwonił? - bardziej stwierdziłem niż zapytałem - Wejdź. - uśmiechnąłem się, ale było to ledwo widoczne przez mój brak sił do zrobienia czegokolwiek - Chcesz coś do picia? - spytałem z grzeczności

- A kiedy ty coś ostatnio piłeś? - zapytał - Wyglądasz blado.

- Ja- nieważne. - machnąłem ręką w celu niewerbalnego odpowiedzenia, że to nie ma znaczenia

- Stary, nie możesz zapominać o jedzeniu i piciu przez George'a, bo zaraz mi tu padniesz. On sobie poradzi. Jeśli chcesz mogę tu zostać nawet do jutra. Porobimy coś razem, a potem wróci George i wszystko sobie wyjaśnicie. - uśmiechnął się miło, ale ja nawet nie drgnąłem. Wpatrywałem się tylko w jakiś martwy punkt w kuchni - Clay no... - podszedł do mnie i położył dłoń na moim ramieniu - Musisz oderwać się od tego całego zamartwiania się. - było słychać współczucie w jego głosie

- Nie potrafię. - przetarłem twarz dłońmi i skierowałem się do salonu rzucając się twarzą na kanapę

Nie wiedziałem co robi chłopak, bo nie poszedł za mną. Być może poszedł do kuchni. Nie wiedziałem tego, ponieważ leżałem odcięty od świata na szarym meblu w salonie.

Wciąż leżąc twarzą w poduszce wyciągnąłem zwinnie telefon z tylnej kieszeni spodni. Delikatnie się podniosłem, by móc wejść w czat z George'm. Nacisnąłem znaczek nagrywania głosu.

- George proszę. Daj jakiś znak, że nic ci nie jest. Przepraszam za wszystko. Żałuję tych słów i nie powinienem tak mówić. To było cholernie głupie, a ja wcale tak nie myślę. Wróć, błagam. - wydukałem cicho, aby Wilbur na pewno mnie nie słyszał i zakończyłem nagranie, które automatycznie wysłało się do bruneta. Nie chciałem, żeby szatyn słuchał co mówię, bo znów zacząłby powtarzać, że muszę o nim na chwilę zapomnieć. Ale ja nie chciałem o nim zapominać, nawet na chwilę.

Po skończonej czynności schowałem komórkę ponownie do kieszeni i znowu wtuliłem głowę w poduszkę powstrzymując się od wybuchnięcia kolejną falą płaczu.

- Clay, zrobiłem ci herbatę i coś na kolację. - do pomieszczenia wkroczył chłopak, który z tego co mi się wydawało położył talerz i kubek na ławie - Chodź, zjesz. - powiedział łagodnie i potarł mnie delikatnie po plecach dając mi znak, abym się podniósł

- Nie trzeba było. - popatrzyłem na przygotowany przez szatyna posiłek i słabo się uśmiechnąłem

- Oj trzeba było. - zaśmiał się cicho - Włączamy jakiś film? - zaproponował i w sumie nie czekając na moją odpowiedź, sięgnął po pilota

- Jasne. - starałem wynaleźć w sobie choć trochę siły, aby szeroko się uśmiechnąć, ale wyszło to dosyć kiepsko więc po prostu odpuściłem

Will wskazał na jakiś film na netflixie pytając się mnie krótko "Może być ten?", a ja jedynie przytaknąłem skinieniem głowy i ledwie słyszalnym "mhm". Nawet nie przyglądałem się co będziemy oglądać. Niby siedziałem na kanapie wraz z moim przyjacielem "oglądając" film, a jednak moje myśli i wszystko inne było kompletnie gdzieś indziej. Tak jakby moje ciało przebywało w salonie, a dusza i wszystkie myśli latały nie wiadomo gdzie.

Chciałem wrócić do świata żywych, ale za wszelką cenę mój mózg mi to uniemożliwiał. Blokował mi powrót odmawiając posłuszeństwa. Trwało to tak jeszcze kilkanaście sekund, a w moich uszach nagle mogłem dosłyszeć coraz to głośniejsze piszczenie, a w tle słyszałem zagłuszony film. Przed moimi oczami zamiast twarzy George'a, którą dotychczas jeszcze widziałem w moich myślach, pojawiły mi się mroczki. Powiększające się mroczki, zasłaniające mi z każdą chwilą dostęp do widoku najcudowniejszego chłopaka z tymi uroczymi rumieńcami, które kochałem wywoływać na jego pięknej twarzy.

Nie wiedziałem co się działo dalej. Zwyczajnie odleciałem w "głęboki sen".

____________________________________

(1136 słów)

No to potrzymam was trochę w niepewności. Kocham to robić<3

Miłegooo💗💗

Kocham Cię skarbie //DreamNotFound//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz