W pracy ojciec Hoseoka sprawdzał się z każdym dniem coraz gorzej. Ostatecznie jak mogłoby być inaczej? Przecież wciąż miał w sobie poczucie winy ze względu na to, do czego posunął się jego syn. Coraz więcej swoich obowiązków w firmie zrzucał na swoich pracowników. W tym momencie zdawał się tak naprawdę być jedynie twarzą korporacji, a nie realnie jej szefem.
Wszyscy to widzieli, ale jednocześnie nie byli w stanie zrobić niczego w celu przejęcia tego stanowiska. Mogli tylko współczuć mężczyźnie sytuacji, w jakiej się znalazł. Poza tym oczywiście każdego dnia wyrażali swoje nadzieje na szybki powrót do domu Hoseoka. Tak naprawdę nawet go nie znali, nie zależało im na nim jakoś szczególnie, ale nie mogli podpaść szefowi, gdy sytuacja pozwalała na przymilenie mu się.
Nawet podczas spotkań biznesowych ten zdawał się być nieobecny, chociaż siedział w swoim fotelu cały ten czas. Musiał się pogodzić z tym, że nie jest w stanie się skupić. Cały czas zerkał tylko na swój telefon, jakby licząc na cud. Zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo jego nadzieje są nieprawdopodobne, ale łatwiej mu było je w sobie pielęgnować.
Nie sądził, że tym razem faktycznie się sprawdzą, o czym miał się dopiero przekonać. W trakcie jednego ze spotkań zmuszony był przeprosić zgromadzonych, by odebrać telefon. Wcześniej kątem oka zauważył, że zadzwonił do niego detektyw Lee. Musiało to oznaczać coś ważnego, tego był pewien.
Obecnie mógł liczyć jedynie na wznowienie śledztwa, na nic więcej. Mimo wszystko nawet to było już dla niego czymś odpowiednio dużym, by przerwać spotkanie czy też po prostu z niego wyjść. Jeśli to miałoby być czymś nieznaczącym, zawsze mógł wrócić. Tak też planował tym razem, ponieważ ostatecznie nie spodziewał się niczego niezwykłego.
Mimo wszystkich zwątpień odebrał telefon drżącymi z emocji dłońmi. Wciąż miał nadzieje, co jego ciało usilnie pokazywało.
- Dzień dobry! W jakiej sprawie pan dzwoni? Jeśli to nic ważnego to obawiam się, że będę zmuszony wracać na spotkanie. Nie mam czasu na słuchanie o kolejnych zawodach w śledztwie. Błagam, niech to będzie coś dobrego.
- Panie Jung, tym razem nie mam do przekazania żadnych wyjątkowo smutnych informacji. Wręcz przeciwnie. Mamy poszlakę. Wierzymy, że to może być przełom w śledztwie – powiedział Kim, lecz wcale nie przekonywało to do niczego drugiego mężczyzny.
- Ciężko mi uwierzyć w ten przełom. Mówiliście tak już kilka razy, a za każdym razem okazywał się to być fałszywy trop, którego nawet nie było sensu kontynuować. Czy jesteście pewni, że tym razem naprawdę natrafiliście na coś, co doprowadzi was do znalezienia mojego syna?
- Na razie nie jesteśmy tego pewni, ale z całą pewnością jest to najważniejszy trop jak dotąd. Jak pewnie pan pamięta, poprzednio chodziło o znalezione dokumenty pana syna i inne tego typu poszlaki. Byli też w teorii świadkowie, którzy jednak w rzeczywistości nie byli zbyt pomocni. Nieważne, nie mówmy o wpadkach z przeszłości. Tym razem mamy twardy dowód. Zgłosił się do nas mężczyzna, który przeglądając nagrania z kamery samochodowej znalazł dość ciekawy film.
- Mógłby pan mówić jaśniej. Ostatnie, czego teraz potrzebuje to pana przedłużanie – popędził go Jung.
- Spokojnie. Wolę najpierw opowiedzieć resztę, żeby nie padł pan z radości zanim dokończę. W każdym razie czymś, co jest stosunkowo interesując eto pochodzenie tego mężczyzny. Jest z Asan. Nie sądzi pan, że to już coś? Wiemy przynajmniej, gdzie przez jakiś czas mógł być pana syn i jeszcze ten drugi chłopak, którego tożsamości nadal nie ustaliliśmy.
- Asan? Co on by mógł robić w Asan?
- Na razie tego nie wiemy, ale przynajmniej mamy już to za sobą. Podejrzewam, że gdybyśmy szukali tutaj, nie znaleźlibyśmy niczego na tyle przełomowego. Mamy szczęście, że postanowiliśmy nagłośnić tę sprawę. Przynajmniej teraz przynosi to efekty. Ma pan szczęście, zwykle ludzie zapominają o takich rzeczach i się do nas nie zgłaszają.
CZYTASZ
Guilty brothers: the consequences||Sope
FanfictionPoprzednio Hoseokowi i Yoongiemu udało się wyjść ze wszystkich tarapatów cało. Czy będzie tak samo tym razem? Tym razem będą się mierzyć z czymś znacznie bardziej poważnym, co doprowadzi ich do wielu przemyśleń i kryzysów. Czy rzeczywiście są do si...