❀ 𝑪𝒉𝒂𝒑𝒕𝒆𝒓 𝑰𝑽.

634 54 59
                                    

   Oddech twój stał się nierównomierny, a umysł zaczął panikować. Jak do tego doszło? Jakim cudem ten mężczyzna się tutaj znalazł? Jak udało mu się was oszukać? Ludzie bali się jeśli czegoś nie znali i tak było w twoim przypadku. Strach sparaliżował cię na moment, bowiem nie rozumiałaś sytuacji. Potrzebowałaś chwili, aby wszystko na spokojnie przeanalizować i poukładać. W końcu miałaś rangę specjalną więc nie powinnaś była uciekać gdzie pieprz rósł. Lecz jednak najważniejszy był teraz Yuuji, który wykrwawiał się w twoich ramionach. Dłonie nasiąkły ci krwią, która w zawrotnym tempie przesiąkła mundurek chłopca. Nie miałaś czasu, aby go odstawić i walczyć z nieznajomym. Aby uratować Itadoriego musiałaś uciekać. Szelest liści dobiegł cię z prawej strony i nawet nie zdążyłaś obrócić głowy, a potężna dłoń złapała cię za włosy szarpnęła i odrzuciła do tyłu.

— Suko, chodź tutaj!

— Co jest kur-

Facet dogonił cię z łatwością, a nawet nie wyczułaś jego bliskiej obecności. Jak on to robił?! Uderzyłaś ciałem o wydeptaną ścieżkę i wydałaś z siebie głuchy jęk. Itadori przeturlał się gdzieś na bok. Podniosłaś się lekko na łokciach cała poobijana ale nie zdążyłaś uchylić nawet oczu, a czarnowłosy znalazł się już nad tobą. Przykucnął i złapał cię mocno za podbródek.

— Kochanie, bardzo mnie ciekawi twoja zdolność. — rzekł i popatrzył się na ciebie tymi swoimi hipnotyzującymi oczami.

Były jak szmaragdy w odcieniu jasnej zieleni, a słońce dodawało im blasku. Przeszywał cię nimi na wylot, że aż zabrakło ci mowy. Dominujące spojrzenie sparaliżowało twoje ciało...

— Hm? A więc? Jak udało ci się mnie kopnąć? Nie udało mi się wychwycić twoich ruchów... — zamyślił się.

Musiałaś na spokojnie odetchnąć. Wrócić do rzeczywistość.

— A kim ty, kurwa, w ogóle jesteś? — warknęłaś ostro.

— A czy to ważne? Zlecono mi jedynie zabicie tego chłopaka więc daj mi wykonać robotę i zarobić parę groszy. Lepiej mi powiedz... kim ty jesteś? — nachylił się szepcząc ci do ucha, przez co twoje ciało przeszedł dreszcz.

Przełknęłaś ślinę. Zlecono mu morderstwo? Człowiekowi, którego nie dało się wyczuć? Myślałaś zaciekle. Chwila, chwila. Czyżby? Drobny uśmiech ozdobił twoją twarz i cała pewność siebie wróciła. Twoje zaciekawienie weszło na kolejny poziom.

— Czyżbyś był tym sławnym Zabójcom Zaklinaczy? — zapytałaś odważnie. — Tym pozbawionym przeklętej energii?

— Masz mnie, skarbie. — odpowiedział z uśmieszkiem i przeniósł szybko palce na twoją szyję, po czym przywarł cię do ziemi. — Lecz ta wiedza na nic ci się zda.

Uścisk jego dłoni na twoim gardle nie był zbyt silny ale wystarczający, abyś nie mogła wstać. Starałaś się oddychać spokojnie przez nos, ale coś powodowało, że i tak zapierało ci wdech w piersiach. Czarnowłosy nachylił się nad tobą i przyjrzał ci się uważnie w między czasie mocniej przytwierdzając cię do podłoża.

— Kogoś mi przypominasz. — stwierdził pewnie.

— Ty mi, kurwa, też. — odpowiedziałaś przymrużając oczy.

Miałaś wrażenie, że już gdzieś widziałaś te tęczówki i podobne rysy twarzy...

— Ależ ty, niunia, jesteś wulgarna. — zaśmiał się mężczyzna i zilustrował twoją sylwetkę.

𝑩𝒊𝒕𝒄𝒉, 𝒄𝒐𝒎𝒆 𝒉𝒆𝒓𝒆 ❀ 𝑻𝒐𝒋𝒊Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz