❀ 𝑪𝒉𝒂𝒑𝒕𝒆𝒓 𝑽𝑰𝑰.

619 53 29
                                    

    Listopadowe noce przypominały najcięższą wojnę, kiedy to podczas zimnej ulewy, ziemia zamieniała się w lepkie błoto, a w dali dało się słyszeć odgłosy kruków czarnych niczym smoła. Jedenasty miesiąc tego roku był wyjątkowo zimny, wiatr szalał wyrywając drzewa z korzeni, a deszcze i burze nie zwalniały miejsca słońcu. Czarnowłosy ostrzył swój miecz, dokładnie przyglądając się błyszczącemu ostrzu. Tarcie metalu o metal było jednym słyszalnym dźwiękiem, który roznosił się po opuszczonych podziemiach, gdzie Toji przebywał wraz z Mahito i Geto.

— W taką pogodę nic się nie da zrobić! — zaczął niebieskowłosy rozprostowując nogi na swym hamaku, lecz po krótkiej chwili z niego zeskoczył. — No ale praca wzywa. — dodał i posyłając swym towarzyszom uśmiech, obrócił się i zaczął kierować w stronę wyjścia.

— Idziesz po to? — zapytał spokojnie Suguru, a kiedy Mahito pokiwał lekko głową od razu odszedł.

Odgłos jego kroków ustały po pewnej chwili tak samo, jak echo ostrzącego się miecza.

— I co teraz? Nie przywykłem do siedzenia z założonymi rękoma. — westchnął zniecierpliwiony Toji odkładając broń.

Klątwiarz rzucił na niego szybkie spojrzenie i delikatnie uniósł prawy kącik ust. Zmrużył przy tym oczy, a następnie podszedł bliżej starszego mężczyzny.

— Twoja nowa misja polega na porwaniu y/n i przekonanie jej, by dołączyła w nasze szeregi. — odpowiedział powoli i bez stresu, jakby cała ta sytuacja była dziecinnie prosta.

— Nie mam problemów ze słuchem. — rzucił szorstko czarnowłosy i zacisnął mocno szczękę. — Powtarzałeś to wiele razy, a ja za każdym razem odpowiadam ci to samo.

— Rzuciłeś jej wyzwanie, aby cię odnalazła i pokonała, więc czekasz, a teraz pytasz się, co masz robić? — zapytał skromnie Geto unosząc lewą brew lekko do góry.

— Ona do mnie przyjdzie szybko i bez mniejszego problemu. — odparł pewny siebie Toji. — Mówiłem już wam jednak, że nie jestem jakimś jebanym prorokiem, którego się posłucha i magicznie przejdzie na waszą stronę. Nie mam żadnego argumentu, który by ją przekonał. Po za tym nie uważasz, że powinniśmy zająć się Gojo Satoru?

— Satoru zostaw mi. — uśmiechnął się Klątwiarz, a jego nagły przypływ energii i motywacji spowodował dziwne napięcie. — Ty masz porwać y/n. Jeżeli nie uda ci się jej przekonać, to zostaw ją Mahito ale pamiętaj, że wtedy twoja nagroda będzie niższa. — rzucił rozbawiony.

Toji mlasnął niezadowolony językiem i przewrócił oczami. Następnie założył kostkę na kolano, a ręką, którą trzymał na drugim kolanie, podparł brodę.

— Satoru już działa. — kontynuował swój monolog Geto. — Ale to ciebie poszukuje i uwierz, że w każdej chwili mógłby tu wpaść. Dlatego ja musze się już zbierać i zwrócić na siebie jego uwagę. A ty zaś, idź po y/n. Wykradnięcię jej nie będzie takie proste. Musisz ją obserwować, a potem wybrać odpowiedni moment.

— Za kogo ty mnie uważasz, gówniarzu? — warknął z pogardą starszy. — Jestem zawodowcem, nie musisz mi mówić, jak porwać człowieka.

— Chciałem tylko napomknąć, że czekasz aż to ona sama do ciebie przyjdzie. Nie mamy na to czasu... Toji.

Suguru, z dłońmi wsadzonymi w kimono, zaczął również się oddalać. Jednak przystanął przy ogromnym tunelu i zza ramienia spojrzał na Zabójcę Zaklinaczy.

— Pamiętaj kim ona jest. Jest jego córką. Nie ignoruj jej. Nawet jeśli ostatnio się nie popisała. — westchnął Geto. — Satoru nigdy nie uda nam się przekonać na naszą stronę, ani pokonać. Dlatego wyłącznie go powstrzymamy na pewien okres czasu. Zaś ona... Ona żyła długo w naszym świecie. To zabawne, że uratowałem ją przed tym, a teraz znów chce ją do tego przekonać. Lecz właśnie dzięki temu ma tendencje, aby się załamać i wrócić do świata z którego przybyła.

𝑩𝒊𝒕𝒄𝒉, 𝒄𝒐𝒎𝒆 𝒉𝒆𝒓𝒆 ❀ 𝑻𝒐𝒋𝒊Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz