❀ 𝑪𝒉𝒂𝒑𝒕𝒆𝒓 𝑿𝑽.

576 45 9
                                    

   Światło wpadało do sypialni, okno musiało być nieco uchylone, bo poczułaś przyjemny chłód, który wkradał się do środka. Przytuliłaś się mocniej do białej poduszki i z niechęcią otworzyłaś powieki. Czułaś, jak twoje ciało mimo głębokiego snu, wcale się nie zregenerowało i pomimo ciągłego bólu i tak byłaś zadowolona z poprzedniej nocy. Uśmiechnęłaś się pod nosem i schowałaś twarz w poduszkę, w myślach niedowierzając, że to naprawdę się stało. Podniosłaś lekko głowę, by zobaczyć czy Toji spał obok, lecz mężczyzny nigdzie nie było. Podniosłaś się do siadu, a kołdrą otuliłaś się do szyi, wciąż bowiem byłaś bez ubrań.

— Jezu... — wymamrotałaś uświadamiając sobie pewien istotny fakt. — Przespałam się z ojcem mojego ucznia...

"Drogi pamiętniczku,
Jestem pierdolnięta. Naprawdę przespałam się z ojcem Megumiego, chyba jednak już nigdy nie wrócę do Akademii, bo nie byłabym w stanie spojrzeć mu w oczy, szczególnie że Toji ma identyczne! Nie wiem co się odjebało, ale przyznaje, że jakbym mogła to bym to powtórzyła"

Twarz schowałaś w dłoniach kręcąc przy tym głową, bo nie wiedziałaś czy była to okazja do dumy czy raczej do wstydu. Wzięłaś głęboki wdech i oparłaś się plecami o łóżko rozmyślając o tym co się stało. Uśmiech nie schodził ci z twarzy, ale fakt że mężczyzny nie było obok delikatnie cię zasmucił. Czy serio spodziewałaś się, że poranek będzie wyglądał jak z jakiegoś filmu romantycznego? Że facet wyszepcze ci "dzień dobry, kochanie", a następnie ucałuję twoje usta? Toji lubił seks, lubił zabawę bez zobowiązań i dobrze o tym wiedziałaś, że przetrzymywał cię tu tylko dla frajdy, że nie odwzajemniał tych uczuć, które się w tobie kształtowały. Nie byłaś w nim zakochana, ani nic z tych rzeczy, ale szalenie cię pociągał i sprawiał, że twój umysł szalał. Nie chciałaś by skończyło się to tylko na tym, że od czasu do czasu spalibyście ze sobą. O ile można było to tak łagodnie nazwać... Postanowiłaś się podnieść, ale kolana się pod tobą uginały i trzęsły, więc z powrotem opadłaś na łoże.

— Kurwa.

Przekleństwo, jak zwykle opuściło twoje usta, a sama przybrałaś niezadowolony wyraz twarzy. Toji może faktycznie zbyt wymęczył cię tamtej nocy, ale nie wyobrażałaś go sobie jako kogoś łagodnego i delikatnego. To do niego nie pasowało. Przynajmniej się nie rozczarowałaś.

— Oho, problemy ze wstaniem?

Uniosłaś bacznie wzrok dostrzegając Tojiego w... czarnym szlafroku. Uniosłaś brwi i zilustrowałaś go swym spojrzeniem, po czym wróciłaś do jego szmaragdowych tęczówek.

— Nie, uwielbiam sobie siedzieć i liczyć w myślach baranki.

Fushiguro parsknął i odbił się od framugi drzwi, na której przed chwilą się opierał i podszedł do ciebie. Nachylił się nad twoją twarzą, a ręce oparł po dwóch stronach twoich bioder. Przez jego obecność zaczęło kręcić ci się w głowie, straciłaś oddech, zahipnotyzował cię.

— Obiecałem ci, że na drugi dzień nie wstaniesz. — puścił ci oczko i jakby nigdy nic ulotnił się z pokoju.

Opadłaś na łóżko z rozprostowanymi rękami i odetchnęłaś głęboko. Czyżby zapowiadało się na całodniowe leżenie? Niby fajnie, ale wolałaś wstać i upewnić się, że nie straciłaś kontroli nad kończynami. 

*.:。✿*゚゚・✿.。.:*

Dwa kubki leżały na stole. Jeden już pusty, drugi z wystygniętą kawą. Shoko przyglądała się swojemu przyjacielowi, jak chodził w tą i z powrotem po całym tarasie i przeklinał pod nosem. Nerwy nie były do niego podobne.

— Zmarnowałeś kawę.

Białowłosy zatrzymał się i spojrzał na lekarkę oraz na swój kubek, w którym faktycznie czekała nienaruszona kawa. Krążył jednak zbyt długo, aż napar stał się zimny i zapewne niesmaczny.

— Serio? — zapytał zażenowany Satoru z dłońmi spuszczonymi wzdłuż ciała. — Nie masz mi nic więcej do powiedzenia, tylko tyle, że zapomniałem wypić kawę i ją zmarnowałem?

Brunetka wzruszyła ramionami i posłała mu zmęczone spojrzenie. Miała już dosyć jego zachowania, więc wyciągnęła jednego papierosa, by mogła go zapalić.

— Nie jesteś sobą.

— A jak mam być sobą skoro mojej y/n nie ma, bo porwał ją ten śmieć, moich uczniów nie ma, bo posłali ich do akademii w Kioto, ja nie mogę nic zrobić, bo te głupie dziady mi zabroniły? Czy ty zdajesz sobie sprawę, że ja jestem obecnie bezradny i strasznie się zamartwiam o y/n?!

— Od kiedy ty tak panikujesz? — zapytała Shoko, po czym zaciągnęła się dymem. — Myślisz, że ja się nie martwię o y/n? Po za tym, to niby od kiedy ona jest twoja? Bo nie wydaje mi się by odwzajemniła twe uczucia, które tak żałośnie jej wyznałeś.

— Nie wracajmy do tego, błagam. Ja chcę ją mieć tylko z powrotem...

— Wiesz, Satoru. Miałam ci tego nie mówić, ale... — Ieiri zatrzymał się głos i z niepewnością zerknęła na zdenerwowanego mężczyznę, który bacznie się jej przyglądał. — Nie uważasz, że y/n gdziekolwiek by jej nie było, jest teraz szczęśliwa?

Pomiędzy dwójką zaklinaczy zapadła grobowa cisza. Żadnego szelestu, żadnego słyszalnego oddechu. Tylko dwa walczące ze sobą spojrzenia oraz zapach fajek.

— Chodzi mi o to, że... — tutaj brunetka mlasnęła językiem nie wiedząc, jak ubrać w słowa to, co chciała powiedzieć. — Y/n nigdy nie zaznała wolności. Od urodzenia żyła z ojcem, który zasłynął jako najgroźniejszy klątwiarz. Wiesz, że nie miała wtedy lekko. Potem faktycznie, uratowałeś ją wraz z Suguru, lecz musiała podlegać zasadom jakie panowały w akademii, a teraz jako pracujący zaklinacz ogranicza ją starszyzna. A ona zawsze poszukiwała czegoś w życiu. Nie zapomnę jej fascynacji Tojim, kiedy po raz pierwszy się o nim dowiedziała. Pamiętasz to postrzelone ciało, które mi przynieśliście? Mówiła z takim podekscytowanie o tajemniczym zabójcy zaklinaczy. Chciała go odnaleźć, chciała go pokonać. Nie chciała odpuścić tej sprawy nawet jeśli ty i te staruchy jej zabranialiście. Może w końcu wyrwała się z tych łańcuchów i dobrze się gdzieś bawi? Przecież gdyby chciała, to by już dawno im uciekła. Jest silna i ty o tym wiesz.

Białowłosy nie potrafił dopuścić do siebie takich myśli, chociaż były bardzo logiczne. Jego serce było w całości poświęcone tobie, więc wizja bycia z kimś innym przytłaczała go. Może to dlatego od samego początku zabraniał ci walki z Tojim. Wiedział jaki ten zabójca był. Przystojny, silny, szalony, wolny. Gojo obawiał się, że za bardzo się nim zafascynujesz. Bo wiedział, że przez to mógł cię stracić. Kolejne sekundy ciszy przerwała Ieiri, która podniosła kubek Satoru i spróbowała zimnej kawy. Niebieskooki spojrzał na nią z pytającą miną, a ta po prostu wzięła kolejnego łyka.

— Ej, w sumie dobre.

Brunetka na raz wypiła całą zawartość kubka, po czym odstawiła go obok swojego rozmyślając nad smakiem zimnej kawy. Dlaczego to zrobiła? Bo sama również była bezradna, nie miała jak uratować swojej najlepszej przyjaciółki więc jedynie siedziała na tarasie popijając wystygniętą kawę parzoną. Bo co ona niby mogła zrobić? Starszyzna wyraziła się jasno, aby nie iść za twoim tropem, ponieważ byłaś córką klątwiarza, a więc na pewno drzemały w tobie złe intencje. Nikt nie mógł zrobić poczynań by cię odnaleźć, bo to wiązałoby się z odwróceniem od strony akademii. Gojo nie mógł sobie na to pozwolić, bo obiecał sobie wychować młode pokolenie na zdolnych i mądrych zaklinaczy. Teraz jednak, w toku tych wszystkich wydarzeń, nawet jego uczniowie zostali wysłani na trzy miesiące do Kioto.

— Co przez ten czas będziesz robił? — zapytała lekarka bez większych emocji. — Nie masz uczniów, nie możesz gonić y/n, nie możesz, zabić Tojiego... Naucz się może grać w kręgle?

— Myślisz, że tego nie potrafię? — oburzył się mężczyzna, lecz zignorował to pytanie. — I czy serio myślisz, że będę siedział z założonymi rękoma?

— O mój Boże, na co znowu wpadłeś? — zapytała zaniepokojona Ieiri.

— Nie martw się. Pójdę odwiedzić naszego starego przyjaciela...

*.:。✿*゚゚・✿.。.:*

𝑩𝒊𝒕𝒄𝒉, 𝒄𝒐𝒎𝒆 𝒉𝒆𝒓𝒆 ❀ 𝑻𝒐𝒋𝒊Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz