❀ 𝑪𝒉𝒂𝒑𝒕𝒆𝒓 𝑿𝑽𝑰𝑰.

528 44 16
                                    

     Każda kobieta miała swoje potrzeby, niezależnie od wieku. Gdy po raz kolejny przejrzałaś się w lustrze stwierdziłaś, że tak dłużej nie mogłaś wytrzymać. Uwielbiałaś się stroić i po prostu dobrze wyglądać, a tym samym przyciągać uwagę mężczyzn, bo kto by ci zabronił? Związałaś włosy w luźnego koka i wyszłaś z pokoju, po czym zaczęłaś szukać Tojiego po całej rezydencji. Siedział on na tarasie z fajką i przeglądał jakieś wiadomości na telefonie. Po jego minie domyśliłaś się, że był znudzony.

— Zabierz mnie na zakupy.

Twój stanowczy głos rozbudził go z rozmyślań, spojrzał na ciebie spod byka i uniósł jedną brew. Odstawił telefon i zaciągnął się papierosem przyglądając się uważnie twojej sylwetce. Ty zaś miałaś skrzyżowane ręce na piersi i poważnie patrzyłaś w jego szmaragdowe oczy.

— Porwałeś mnie, a ja nie mam przy sobie swoich ciuchów i muszę chodzić w jakichś szmatach. Zabierz mnie na zakupy.

Tojiego rozbawiła twoja stanowcza postawa i tylko sięgnął z powrotem po telefon trzymając fajkę pomiędzy wargami. Otworzyłaś usta w szoku, że tak po prostu cię olał i z niedowierzaniem podeszłaś do starszego od siebie mężczyzny. Nachyliłaś się nad nim i zabrałaś mu papierosa, po czym sama wsadziłaś go sobie do ust. Wymusiłaś tym na nim swoją uwagę, bo czarnowłosy zerknął na ciebie z uniesionymi brwiami i przechyloną głową.

— Zabierz. Mnie. Na. Zakupy.

Powtórzyłaś wyraźnie, a dymem papierosowym dmuchnęłaś mu w twarz, przez co na krótką chwilę zamknął oczy, a gdy już je otworzył, ty stałaś już przy drzwiach.

— Będę czekać przy samochodzie.

Posłałaś mu słodki uśmiech, który tak naprawdę oznaczał, że nie tolerowałaś sprzeciwu i wyszłaś z tarasu. Facet parsknął krótko i z niedowierzaniem pokręcił głową, po czym wstał i polazł za tobą. Nie miał innego wyboru.

— Byleby szybko, nie mam całego dnia. — oznajmił otwierając samochód, a ty tylko przewróciłaś oczami.

Po pewnym czasie wjechaliście do dużego miasta i zaparkowaliście obok galerii handlowej. Natychmiast wyskoczyłaś z czarnego auta i pobiegłaś do sklepu z ubraniami. Załamany Toji również opuścił pojazd i zakładając czarne okulary poszedł za tobą. Tak, nosił okulary w galerii, a na dodatek czarna koszula i wszystkie twoje torby, które nosił powodowały, że wyglądał jak twój osobisty ochroniarz.

— Jeszcze tam!

Twój okrzyk radości sprawił, że Fushiguro mlasnął niezadowolony językiem, ale grzecznie jak piesek posłuchał się i udał się już do szóstego sklepu. Kolejne papierowe torby zawisły na jego przedramionach, a ty w podskokach zerknęłaś do kolejnego butiku.

— Długo jeszcze? — zapytał zmarnowany Toji. — Wieczorem mam robotę do załatwienia.

— Mam iść z tobą? — rzekłaś wyciągając wieszak z różową sukienką.

— Tym razem cię nie zabiorę.

— To idealnie. — uśmiechnęłaś się, a on nie rozumiejąc zmarszczył brwi wyczekując twojej dalszej wypowiedzi. — Skoro wychodzisz wieczorem, to nie mogę być gorsza.

— Myślisz, że gdzieś sobie pójdziesz?

— Tak, kochaniutki. — zakpiłaś przysuwając swoją twarz do jego. — Idę się zabawić.

Obróciłaś się wokół własnej osi, a wszystkie trzy sukienki, które trzymałaś na wieszakach zafalowały w powietrzu.

— Jak myślisz? Która będzie najlepsza do klubu? — zapytałaś przykładając do siebie różową sukienkę.

𝑩𝒊𝒕𝒄𝒉, 𝒄𝒐𝒎𝒆 𝒉𝒆𝒓𝒆 ❀ 𝑻𝒐𝒋𝒊Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz