❀ 𝑪𝒉𝒂𝒑𝒕𝒆𝒓 𝑽𝑰𝑰𝑰.

525 55 7
                                    

— Rozszerzenie domeny! Pętla czasu.

Grunt pod stopami był nierówny, a spowodowane było to szarym żwirem, który osuwał się i skrzypiał. Niebo nie można było nazwać niebem, raczej przypominało ciemne sklepienie pokryte wygłuszonymi błyskawicami, po którym latały kruki. Chmur na nim nie było. Spod grubej warstwy mgły wyrastały obumarłe rośliny, poskręcane i wysuszone krzewy, szare patyki i kolce zdechłych róż. Gdzieś było słychać bicie zegara.

Tik. tak.

Toji rozejrzał się po tym martwym pustkowiu próbując rozgryźć swoje położenie. Nie przepadał za takimi sztuczkami. Nie przepadał za rozszerzeniem domeny...

— Czas jest iluzją. Iluzja jest czasem.

Obrócił się kiedy usłyszał twój przytłumiony głos, lecz nigdzie nie dostrzegł twojej sylwetki. Nie był zlękniony. Ba! Nawet go ciekawiło na czym polegała twoja domena. Ale wiedział, że nie mógł tego ciągnąć w nieskończoność i szybko musiał cię pokonać. Miał godzinę... Godzinę do przybycia Gojo Satoru.

— Inaczej wyobrażałem sobie twoją domenę. — rzucił rozbawiony drapiąc się po karku. Wcale nie czuł się inaczej. Mógł wyciągnąć normalnie broń, a nawet mieć na swoim barku swoją Klątwę, która owy miecz przechowywała. — Myślałem, że będzie w niej zamek dmuchany i kraina różowych słodyczy. — zakpił.

— Moja domena jest pełniejsza atrakcji niż jakieś tam wesołe miasteczko. — rzuciłaś z uśmiechem pojawiając się za plecami mężczyzny. — I bardziej słodsza. — dodałaś znacznie ciszej.

Facet z drwiącym uśmiechem obrócił się na pięcie wyciągając przy okazji miecz. Spojrzał na ciebie z góry, a spojrzenie zielonych tęczówek wbił w twoją twarz.

Zegar tykał.

— Żeby, stąd uciec muszę albo rozbić barierę, co jest dla mnie niemożliwe, ponieważ nie mam przeklętej energii, albo poczekać aż ktoś rozbije ją od środka, ale to by było nudne...albo pokonać ciebie. — uśmiechnął się. — Wybieram ostatnią opcję.

— Proszę, śmiało. — zachęciłaś go sarkastycznie. — Może w końcu ci się uda mnie trafić.

— Nie zaatakujesz pierwsza? — zapytał unosząc brew. — Przecież masz przewagę w swojej domenie i powinnaś od razu mnie zaatakować.

Mój drogi, ja już rozpoczęłam swój atak.

Zegar wybił pełną godzinę, gdyż po całej okolicy dało się usłyszeć głośne bicie. Czarnowłosy zignorował to i prychnął dostrzegając twój drwiący uśmieszek. Rzucił się na ciebie wraz z mieczem, którym zamachnął się z całej siły. Momentalnie zrobiłaś szpagat chroniąc głowę przed jej ścięciem mieczem, a następnie przeturlałaś się w bok. Toji rozciął za tobą jakiś suchy krzak, a następnie wbił go w ziemię tuż obok twojej głowy, bo w ostatniej chwili udało ci się obrócić.

Zegar tykał dalej.

Wstałaś szybko i okrążyłaś mężczyznę z drugiej strony i za pomocą iluzji stworzyłaś cień swoich klonów, które dopadły się do Tojiego. Szybko wymachiwał kataną z pełnym uśmiechem. Udało mu się wszystkie pokonać bez większego problemu. Widząc to jak sobie dobrze radził mlasnęłaś niezadowolona językiem ale nie poddałaś się. Przeskoczyłaś w bok, a Toji ponownie zamachnął się mieczem.

Zegar wybił pełną godzinę.

Zrobiłaś szpagat unikając ciosu. Czarnowłosy ściął przy tym powykrzywiany krzew, który rósł za tobą. Następnie wycelował nim w ziemię, ale ty łatwo tego uniknęłaś, a następnie stworzyłaś klony, z którymi dał sobie radę.

Zegar tykał dalej.

— Mam jakieś jebane deja vu? — zapytał lekko zdezorientowany, ale potrząsnął szybko głową i skupił się na twojej osobie.

Dlaczego miał wrażenie, że rozciął ten sam krzak, a to wszystko wydarzyło się ponownie? Może to tylko zwykły przypadek? Aby mieć pewność, że znajdował się z daleka od tej obumarłej rośliny, przebiegł parę metrów w inne miejsce i ustawił przed sobą miecz. Czekał aż nadejdziesz.

— No chodź kotku, nie wstydź się. — wysyczał rzucając ci wyzwanie.

— Pewnie, już do ciebie lecę. — odpowiedziałaś rozbawiona i ruszyłaś w stronę mężczyzny.

I wszystko powtórzyło się identycznie, każdy ruch, każde cięcie mieczem, każdy atak.

— Chyba sobie ze mnie żartujesz. — parsknął Toji opuszczając ręce wzdłuż ciała. — Dlatego nienawidzę Czarowników. Korzystacie tylko z tych swoich tanich sztuczek lub wzmacniacie się przeklętą energią. Żaden z was nie ma prawdziwej siły.

— My po prostu korzystamy z tego, czym nas obdarowali. — oznajmiłaś z wesołym wydźwiękiem. — Jak ci się podoba moja Pętla Czasu? — zapytałaś pochylając się do przodu i poruszając dwuznacznie brwiami.

— W ogóle mi się nie podoba. —  odparł mężczyzna. —  Będziemy tak do końca życia powtarzać te same ruchy? Zatrzymałaś mnie w pętli czasowej, co muszę przyznać jest ciężkie do pokonania ale zapomniałaś o jednym.

Zmarszczyłaś brwi na deklarację Tojiego, bowiem był on przebiegły niczym Satoru i mógł wpaść na jakiś zuchwały pomysł. Sama jednak nie wiedziałaś jak mogłabyś wydostać się z pętli czasowej, gdyby ktoś cię w nią złapał. Nie było z niej ucieczki. To do ciebie należał ostateczny ruch i ty jako jedyna mogłaś w tej domenie przezwyciężyć czas i iluzję, lecz ogarnął cię dziwny niepokój.

— Przypomnę ci, że nie posiadam przeklętej energii, bo się jej wyrzekłem. — kontynuował zielonooki. —  Ale dzięki temu moje zmysły się wyostrzyły i umiem przechytrzyć niejednego czarownika. Na ciebie też znajdę sposób. Zaburzę twój rytm i wydostanę się z tej pętli. 

— Ciekawe jak chcesz to zrobić.  

 — Nie martw się słońce. Już znalazłem sposób. — jego nikczemny uśmiech sprawił, że przełknęłaś ślinę. Obserwowałaś bacznie, jak Toji chował swój miecz i powoli wyciągał inną broń. — Wiesz dlaczego przegrałaś? — zaśmiał się przepełniony pewnością siebie, co bardzo ci się nie spodobało. — Bo byłaś pewna swojej wygranej, kiedy postawiłaś na domenę. — uśmiechnął się. — Byłaś tak tego pewna, że pozwoliłaś mi zatrzymać na moich ramionach Przeklętego Ducha, który przechowuje broń, bo myślałaś, że i tak nic mi to nie da i że zwyciężysz. Ale przejedziesz się na tym samym, podobnie jak Gojo Satoru, którego parę lat temu prawie tym pokonałem, gdyby nie techniki uzdrawiające. 

Po tych słowach Toji wyciągnął krótki miecz z szerokim ostrzem. Wyczułaś, że był to przedmiot rangi specjalnej i nie rozumiałaś, dlaczego twoja Pętla Czasu pozwoliła na inny przebieg wydarzeń. Cofnęłaś się do tyłu czując, że coś złego nadchodziło.

— To Odwrócona Niebiańska Włócznia. — oznajmił czarnowłosy, który przepełniony arogancją przyglądał się broni. —  Przymusowo dezaktywuje zastosowane techniki Jujutsu. W tym domeny.

Jego uśmiech pogłębił się tak samo, jak twój strach. To nie mogło być prawdą! Narzędzie, które cofało jakąkolwiek technikę i siłę przeklętej energii. Było już po tobie... Toji z całą siłą wbił ostrze w posadzkę i to wystarczyło, że cała domena dezaktywowała się. Blask oślepił cię, a siła z jaką domena się roztrzaskała sprawiła, że prawie straciłaś przytomność. Na powrót znalazłaś się na przemokniętym asfalcie obok przystanku i starej latarni ulicznej, której żarówka już prawie całkowicie zgasła. Poczułaś kopnięcie w brzuch. Zabolały cię wszystkie żebra. Nie potrafiłaś się podnieść, byłaś zbyt ogłuszona. Mężczyzna chwycił cię za włosy i rzucił jeszcze raz o jezdnie. Czarne chmury zapanowały, a deszcz nie przestawał lać. Szumiało ci w uszach, czułaś jak kaszlałaś krwią, nie miałaś siły się podnieść. Kolejne uderzenie. Chyba już nawet nie czułaś bólu. Przegrałaś ponownie i tym razem byłaś pewna, że przyszła po ciebie śmierć. 

*.:。✿*゚゚・✿.。.:*

𝑩𝒊𝒕𝒄𝒉, 𝒄𝒐𝒎𝒆 𝒉𝒆𝒓𝒆 ❀ 𝑻𝒐𝒋𝒊Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz