Umykające miesiące nareszcie dobiegały końca. Gojo nie próżnował przez ten cały czas i zaciekle rozmyślał, w jaki sposób mógłby cię odzyskać. Już nic nie mogło stanąć mu na drodze, żadne staruchy, żadne zasady, żadne morale i żadne konsekwencje. Zaciekle badał sprawę Tojiego, dowiedział się chyba wszystkiego na jego temat, od paru tygodni podążał jego śladem, aby w odpowiednim momencie uratować ciebie. Jednak nie tylko to miał na głowie. Wszystko się nagle posypało. Geto również cię szukał, deptał ci po piętach, a Satoru dobrze sobie zdawał sprawę, że nie mogłaś wpaść w jego ręce ponieważ srodze by cię wykorzystał do swoich niecnych planów. Chciał przecież wskrzesić z ciebie ukrytą moc, którą odziedziczyłaś po ojcu, a następnie przejąć nad nią kontrole, co mogłoby zmienić losy świata. Ale problem stanowił również sam w sobie zabójca zaklinaczy, który był prawie, że nieosiągalny i trudny do schwytania. Na dodatek uczniowie białowłosego wciąż siedzieli w Kioto, a że starszyzna dalej usiłowała wysyłać go na przeróżne misję, nie miał z nimi żadnego kontaktu. W czasie wolnym, którego praktycznie wcale nie miał, starał się odnaleźć twoje miejsce przebywania albo chociażby znikome ślady przeklętej energii. Jednak ty z niej nie korzystałaś, bo wiedziałaś, że przez to od razu zostałabyś odnaleziona. A najgorszym scenariuszem byłoby, gdyby przełożeni kazali Gojo cię zabić. Nie byłby w stanie tego zrobić, a tych gburów też nie mógł wymordować, bo sam stałby się zbrodniarzem i złym autorytetem dla uczniów. Dlatego wszystko robił w sekrecie, pod zasłoną nocy i bez żadnych podejrzeń, dlatego zajęło mu to dużo czasu, nawet jak na niego, tylko po to, aby upewnić się, czy byłaś bezpieczna.
— Powiedz mi, debilu... — wtrąciła Shoko, która paliła papierosa przez otwarte okno i wpatrywała się w księżyc. Wszystkiego, co chodziło po głowie Satoru, domyśliła się. — A co jeśli ją już odzyskasz? Staruchy nie chcą jej już tu widzieć, więc jak ma wrócić do akademii?
— Młodzi się tym zajmą. — wtrącił całkowicie normalnie Gojo. — Powiedziano im, że y/n-sensei zaginęła podczas misji, więc wystarczy, że sprowadzę ją z powrotem, a oni jako pierwsi się o tym dowiedzą. Uczniowie ją lubią, więc te dziady nie będą mieli, jak jej się pozbyć drugi raz.
— A co jeśli... — Ieiri zatrzymała się na moment i niepewnie obróciła w stronę białowłosego. — A co jeśli ona nie będzie chciała z tobą wrócić?
Niebieskie oczy utkwiły na twarzy brunetki. Zapadła niezręczna cisza, która dłużyła się aż do momentu, w którym Gojo parsknął śmiechem, jakby usłyszał bardzo dobry żart. Nie dopuszczał do siebie tych myśli, że nie chciałabyś wrócić do akademii, a przede wszystkim do niego, no bo niby dlaczego wolałabyś Tojiego? Przecież cię porwał, byłaś w niebezpieczeństwie, więc na pewno go nienawidziłaś.
— Muszę już lecieć. — powiedział Gojo, nie komentując ostatniego pytania lekarki. — Y/n sama się nie uratuje. Już wiem gdzie jest i kiedy będzie najlepsza okazja, aby ją odbić.
*.:。✿*゚゚・✿.。.:*
Wyczułaś spokojne unoszenie się klatki piersiowej, a gdy otworzyłaś oczy zobaczyłaś wciąż śpiącego Tojiego. Uśmiechnęłaś się, bo nie sądziłaś, że zastaniesz go nad ranem obok siebie i to w dodatku obejmującego cię ramieniem. Bo Fushiguro zawsze się ulatniał i nigdy nie pozwalał za bardzo do siebie się zbliżać. Był zamknięty jeśli chodziło o uczucia, dla niego liczyła wyłącznie się zabawa, a wasza relacja zostawała bez zobowiązań, oczywiście według niego. A ty niestety zdążyłaś się do niego przyzwyczaić, polubić jego osobę i zainteresować się zanadto jego osobowością. Chciałaś go lepiej poznać, chciałaś aby się dla ciebie otworzył, bo czułaś, że był kimś przy kim pragnęłaś przebywać, mimo że był złym człowiekiem.
— Jak tak dłużej będziesz rozbierać mnie wzrokiem, to się przeziębię. — powiedział facet zaspanym głosem.
— O-od kiedy nie śpisz?! — odezwałaś się zażenowana i uniosłaś się do siadu, lekko odsuwając się od mężczyzny.
— Od momentu, w którym zaczęłaś się we mnie wpatrywać, jak pojebana.
— Ej! — krzyknęłaś i złapałaś poduszkę, po czym mocno przywaliłaś nią w twarz Fushiguro. — Ty kurwo!
Facet zaśmiał się i zasłonił umięśnionymi przedramionami głowę, a gdy nie przestawałaś okładać go poduszką, uniósł się odrobinę, wyszarpał ci ją z rąk, a następnie złapał za twoje nadgarstki i przyszpilił do materaca.
— Wczoraj przyszłaś do mnie, jak piesek z podkulonym ogonem, a teraz widzę suczka chcę mnie najwyraźniej pogryźć. — posłał ci szyderczy uśmiech przybliżając się do twojej twarzy.
— Ugryźć, to cię co najwyżej w chuja mogę.
Roześmiany Toji przewrócił oczami, przez co sama nie mogłaś powstrzymać lekkiego drgania warg. Zszedł z ciebie i założył swój szlafrok oraz kapcie, a następnie otworzył drzwi na taras i zapalił fajkę. Zimno wleciało do środka, przez co ponownie wlazłaś pod kołdrę, a swój wzrok skupiłaś na dymie papierosowym, który Toji wypuścił z ust.
— Lepiej się już czujesz?
Jego pytanie, chociaż było wypowiedziane nijak, spowodował ciepło w twoim sercu, bo i tak wiedziałaś, że się choć odrobinę przejął twoim wczorajszym samopoczuciem. Poprawiłaś wygodniej głowę na poduszce i uśmiechnęłaś się, bo takie poranki były cudowne.
— Tak, dziękuje. — powiedziałaś łagodnie.
— Nie dziękuj mi. Nie ma przecież za co. — rzekł jeszcze ospale i zaciągnął się papierosem. — Po za tym i tak nie przyjąłbym tych podziękowań. Były bez sensu.
— To dlaczego zadałeś mi to pytanie?
— Bo nie chcę, żeby jakaś gówniara psuła mi dzień swoim płaczem.
— Ty podła szumowino! — krzyknęłaś i tym razem chwyciłaś z szafki nocnej książkę, którą się zamachnęłaś i rzuciłaś w stronę rozbawionego mężczyzny. — Morda w kubeł staruchu! Ja przynajmniej jeszcze nie siwieje!
— O ty! Gdzie ty u mnie, do cholery, widzisz siwe włosy?! Aż tak stary nie jestem! — powiedział oburzony, przez co tym razem ty się zaśmiałaś.
Toji chciał już coś dodać, ale nagle ktoś do niego zadzwonił. Podszedł do swojego telefonu, który leżał na szafce obok łóżka i odebrał z niespokojną miną.
— O co chodzi? — zapytał, a ty wyczułaś jak jego dobry humor znikł. — Mogę to zrobić, ale wiesz... za odpowiednią sumkę. Zgoda. Taka mi odpowiada.
Czarnowłosy rozłączył się i zrzucił z siebie szlafrok pozostając w samych bokserkach. Zaczął się ubierać, a ty niespokojnie wyczekiwałaś, aż wreszcie coś powie.
— Masz jakieś zlecenie? — zapytałaś cicho, a on tylko potwierdził skinieniem głowy. — Jakie? Mogę jechać z tobą?
— Nie. — odpowiedział niemalże od razu, a jego ton był poważny, przez co się odrobinę zlękłaś. — Zaczekasz tu na mnie.
— Nie chcę znowu być sama! Toji, proszę...zabierz mnie ze sobą. — powiedziałaś i podeszłaś do mężczyzny, po czym złapałaś go za napięty biceps.
— Powiedziałem "nie", i nie każ mi się drugi raz powtarzać. Zrozumiałaś? — zapytał posyłając ci gniewnie spojrzenie. — Będziesz mi tylko zawadzać. No chyba, że jesteś w stanie zabić drugiego człowieka, drugiego zaklinacza. — warknął, a ty wystraszona puściłaś jego ramię i cofnęłaś się do tyłu o krok. — Tak myślałem...
Toji wyminął cię i złapał swój miecz, po czym wyszedł z sypialni zostawiając cię kompletnie samą. No tak... przecież on był w końcu zabójcą zaklinaczy. Żył z tego. Miał pieniądze za ilość zabitych ciał, a ty nie chciałaś mieć z tym nic wspólnego. Wybrałaś złego człowieka, a parę dobrych momentów nie mogło wynagrodzić jego grzechów. Przez moment zapomniałaś o rzeczywistości i o tym, że Fushiguro nie był nikim dobrym. Przeczesałaś swoje włosy i poszłaś do swojej sypialni, aby choć na moment poukładać myśli.
*.:。✿*゚゚・✿.。.:*
CZYTASZ
𝑩𝒊𝒕𝒄𝒉, 𝒄𝒐𝒎𝒆 𝒉𝒆𝒓𝒆 ❀ 𝑻𝒐𝒋𝒊
Fanfiction❦ 𝐓𝐨𝐣𝐢 𝐱 𝐟.𝐫𝐞𝐚𝐝𝐞𝐫 ❦ - Wyniszczymy się nawzajem. - Wiem. - Podoba mi się to.