❀ 𝑪𝒉𝒂𝒑𝒕𝒆𝒓 𝑿𝑽𝑰.

497 45 10
                                    

   Hulał wiatr, wszyscy już dookoła zasnęli. Mijały kolejne dni, kolejne sekundy leciały na zegarku, a Gojo wciąż go szukał. Zabroniono mu wiele, ale nie tego. Mógł podążyć śladem Geto. I mimo, że nie tak łatwo było go znaleźć, Gojo Satoru nie nazywałby się Gojo Satoru, gdyby tego nie dokonał. Temperatura nieustannie malała, ulewa zalewała miasto, na niebie rozprzestrzeniały się błyskawice, jednak białowłosy nie spoczął. Odnalazł świątynie, w której przebywał Suguru i wpadł do niej kopiąc drzwi na oścież. Nie miał zamiaru bawić się w uprzejmości. Chodziło tutaj o ciebie, a miłość Satoru nie pozwała mu na obijanie się w akademii. Opuszczona świątynia, która znajdowała się daleko za Tokio, była tak stara, że zaraz mogła się dosłownie zawalić. Jeśli zaklinacze wszczęli by tu bójkę, nic by nie zostało z tego budynku.

— Satoru... zamknij chociaż drzwi, bo deszcz się dostanie.

Głos klątwiarza rozbrzmiał gdzieś w dali, po czym sam Suguru wyłonił się z ciemności. Był całkiem poważny jak na swoją osobę i czuć było, że coś się zadziało.

— Zauważyłem, że od paru dni kurczowo próbowałeś mnie odnaleźć. Raczej nie zjawiłeś się po to by mnie zabić. Zapewne nawet nie możesz. — tutaj uniósł mu się delikatnie kącik ust.

— Gdzie jest y/n?

Białowłosy zapytał śmiertelnie poważnie, nieustannie patrząc w stronę swojego rywala. Nie podobało mu się, że miał związane ręce, ale nawet gdyby nie miał to i tak raczej nie byłby w stanie zabić Suguru. W końcu dawniej to on był jego najlepszym przyjacielem, i to z nim tworzył niezapomniane wspomnienia.

— Wiedziałem, że o to chodzi. — odparł bez większych emocji czarnowłosy.

— Tego dnia, kiedy się spotkaliśmy i zesłałeś na mnie zasłonę i tą nudną klątwę, już wtedy wiedziałem, że coś było nie tak. To y/n miała z tobą walczyć, nie z Tojim. Powiedziałeś mi wtedy, że się "zamieniliście". Współpracowaliście od samego początku, nawet kiedy chcieliście porwać Yuujiego. Gdzie ona teraz jest?

— Nie wiem.

W oka mgnieniu Gojo przywalił klątwiarzowi prosto w twarz, że aż upadł na podłogę. Nie dałoby się uniknąć tego powalającego ciosu. Białowłosy był wściekły, krew w nim wrzała, nie mógł się uspokoić.

— Gdzie jest, kurwa, y/n?!

— Nie zrozumiałeś za pierwszym razem? Nie mam pojęcia gdzie jest.

Satoru nie chciał w to wierzyć. Czuł się, jakby robiono z niego idiotę. Złapał Geto za kołnierz i walnął nim o podłogę, po czym znów uderzył go w twarz.

— Zgadaliście się z tym frajerem Tojim i zabraliście ją. Dokąd?!

— Jak mnie jeszcze raz uderzysz, to ci nic nie powiem. Uspokój się.

Z trudem, Gojo wypuścił Geto i odszedł na parę kroków. Wiedział, że wariował, że nie potrafił utrzymać swoich nerwów, a to wszystko przez to, że się tak o ciebie martwił. Suguru zaś wstał i otrzepał swoje ubranie, po czym oparł ręce na biodrach.

— Też chciałbym wiedzieć gdzie jest y/n.

Satoru zmarszczył brwi, ponieważ ta odpowiedź kompletnie go nie usatysfakcjonowała.

— Co masz przez to na myśli?

— Toji faktycznie porwał ją dla nas.. Po czym ją skradł. — Geto wzruszył ramionami, a Gojo poczuł, jak jego serce rozlatuje się na kawałki. — Może być już bez głowy, wiesz o tym.

— O czym ty mówisz? — zdenerwował się bardziej białowłosy.

— Nie udawaj, że nie pamiętasz. Myślisz, że dlaczego Toji ją porwał? Dla zabawy? Owszem, może skorzystał trochę na tym, kto wie, ale chyba nie zapomniałeś czyją jest córką? Toji walczył kiedyś z jej ojcem. Pewnie cię to nie zdziwi, jeśli powiem że przegrał. Obiecał sobie, że się zemści, ale y/n sama zamordowała swego ojca, a więc uważam, że Fushiguro może dopełnić swojej zemsty na niej. On kocha pieniądze. A wiesz ile warta jest jej głowa?

𝑩𝒊𝒕𝒄𝒉, 𝒄𝒐𝒎𝒆 𝒉𝒆𝒓𝒆 ❀ 𝑻𝒐𝒋𝒊Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz