oczywiście, że żyje.

35 2 0
                                    

Koniec poprzedniego dnia spędziłam w pokoju Connora. Nie miałam ochoty na jakie kolwiek konwersacje z ludźmi, więc wyłączyłam telefon. Apetyt został mi odebrany już w momencie wejścia na komisariat, a potem to już w ogóle go nie miałam. Cała noc spędziłam na myśleniu o tym wszystkim. Mike był moją jedyną prawdziwą miłością. Dlatego nie chce się zakochiwać. Zakopałam to gdzieś głęboko w swoim umyśle, nie chcąc do tego nigdy więcej wracać.

- Madison musisz jeść - powiedział David wchodząc do pokoju.

- nie mam apetytu - odparłam i obróciłam się na bok.

- pamiętasz, że to nie była twoja wina. On strzelił, a potem upuścił tą broń....- zaczął.

- ale ja go tam zabrałam. - odparłam sucho.

- ale to on miał przetargi z ludźmi, którzy chcieli cię wziąść pod zastaw. - powiedział sucho po czym wyszedł.

Niestety, ale miał po części rację. Pewnie i tak czy siak by mnie wzięli pod ten zastaw. Jednak to co wydarzyło się później, było tylko i wyłącznie moją winą...

***
Przeleżałam w łóżku cały tydzień w swoim domu. Nicol nie było więc nie musiałam się z nią użerać. Wychodziłam tylko po papierosy i alkohol. Nie otwierałam nikomu, ani nie odpisywałam. David, Connor czy nawet pierdolony Jason nie dawali mi spokoju. Zasypywali mnie milionem wiadomości, a nawet Lucy, która myślałam, że mnie nienawidzi. Próbowali się skontaktować, ze mną. Jednakże ja byłam w swoim świecie. Gdzieś daleko, nawet nie kontaktowałam zbytnio. Bo po co? Trzeźwość powodowała tylko i wyłącznie, ból. Przypomniało mi się wszystko. Mike, Jason, Cristina, to jak zawodze ludzi na każdym kroku... Po prostu ja nie powinnam istnieć. Delikatnie zataczającym się krokiem ruszyłam do łazienki, usiadłam na zimnych kafelkach. Zdjęłam z siebie bluzę i wyjęłam żyletkę spod szafki. Patrzyłam na nią dłuższą chwilę, po czym przejechałam nią po swoim udzie. W moich oczach pojawiły się łzy.
Jestem okrutnym człowiekiem nie powinnam istnieć. Zrobiłam kolejna kreskę.
Zawodzę wszystkich. Kolejna.
Zabiłam Mika. Kolejna na nadgarstku.
Zniszczyłam Jasona. Kolejna.
Tata nie żyje przeze mnie. Kolejna.
Matka jest mną zawiedziona. Kolejna.
Patrzyłam na krew spływająca po mojej dłoni, oraz nodze. Patrzyłam na tą ciecz i czułam satysfakcję..
Zdjęłam z siebie wszystkie ubrania, żyletkę odłożyłam pod szafkę i wskoczyłam pod prysznic.. Włączyłam zimną wodę, po moich policzkach mimowolnie spływały łzy. Umyłam się szybko, popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze i wyglądałam koszmarnie. Włosy poplątane, oczy podkrążone i zaczerwienione  z braku snu oraz od płaczu, usta pogryzione do krwi, policzki delikatnie czerwone z alkoholu płynącego w moich żyłach, twarz blada jak papier. Popatrzyłam na moje wystające żebra, nie jadłam co odbijało się na mojej posturze. Nie mogłam już dłużej patrzeć na siebie, byłam pierdolonym wrakiem człowieka. Uderzyłam z całej siły pięścią w lustro. Roztrzaskało się na drobny mak. A w tym samym momencie drzwi do mojej toalety zostały otwarte. W progu stał Connor, ilustrował całe moje ciało oraz twarz. Powoli podszedł do mnie, podnosząc mnie z ziemi, na której znajdowało się szkło. Położył mnie na łóżku w ciszy, ubierając mnie. Nie otwierałam oczu, nie mogłam zobaczyć jego zawiedzionej miny.

- mała, otwórz oczy. - powiedział spokojny głosem, gładząc mój policzek.

Zacisnęłam mocniej oczy, nie chcąc ich otwierać.

- proszę - powiedział błagalnym tonem.

Otworzyłam je powoli, odwracając od niego wzrok jak tylko mogłam.

- spójrz na mnie - przekręcił moją twarz w jego stronę. - jest już dobrze.

Popatrzyłam w jego oczy, które ukazywały przerażenie.

I lost my mind...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz