dostałam cały świat i nadal było mi mało

68 2 0
                                    

Czy się stresowałam? Oczywiście. Czy w tym momencie narażałam swoje prawo jazdy? Jak najbardziej. Jestem pewna, że alkohol nadal buzuje w moich żyłach, patrząc na to że koło godziny 14 zamiast moje "porannej " kawy, skusiłam się na piwo by zajebać tak zwanego klina. Jednak teraz jest 16, a ja jadę na obrzeża miasta z blondynem w loczkach, nie rozmawiając kompletnie. Nasza wymiana zdań podczas dzisiejszego dnia mogłaby trafić do kabaretu przysięgam. Ja się jąkałam, on też ledwo dukał jakieś słowa w moją stronę. W wiadomości wysłałam mu o której jedziemy. Tak wiem, jakże dorośle. Ale okej oddychajmy głęboko. Kliknęłam przycisk drżąca dłonią i uruchomiłam radio. Zaczęłam nucić jakaś piosenkę, paznokciami wyszukując rytm na kierownicy.

- stresujesz się - stwierdził Jason.

- nie stresuje się - wyjęłam papierosa i wsadziłam między usta odpalając. Uchyliłam delikatnie szybę i za ciągnęłam się mocno nikotyną.

- stresujesz się - ponownie powiedział - zaciskasz ręce mocniej na kierownicy, twoje ręce drżą a ty nie potrafisz nad tym zapanować, patrzysz ze skupieniem na drogę jednak twoje myśli są ważniejsze niż ona, nawet muzyka ci nie pomogła więc palisz licząc, że papieros to zaspokoi - mówił spokojnie, patrząc cały czas na mnie.

- no popatrz, mam alkohol nadal we krwi więc tak stresuję się - odpowiedziałam zirytowana.

- mogłem ja poprowadzić - stwierdził, przenosząc swój wzrok za okno.

Nie miałam ochoty wdawać się w dalszą konwersacje, bo miał on skurwysyńską rację, że się stresuje. Jednak nie powodem który mu powiedziałam. Nie wiem dlaczego zabieram go tam, nawet David nie wie o tym miejscu. Po prostu jestem pokręcona, niestabilna emocjonalnie, chwiejna, rozwydrzona, chaotyczna, prowadzę zniszczenie i chaos. A przy nim? Przy nim jestem jak potulna owieczka, czekająca na rozkaz. Definitywnie on źle na mnie wpływa, a może dobrze? Nie wiem. Do niedawna miałam cały świat pod stopami, byłam niezależna i waleczna. Chciałam dotknąć gwiazd, bo piekło było dla mnie małe. Nie pozwalałam nikomu sobą rządzić, budowałam nowe mury, a mosty innych paliłam bez skrupułów, owijałam sobie w około palca każdego kogo chciałam. Potem odcięłam się od tego na rok. Nadal byłam władcza, ale a mniejszym stopniu. Pilnowałam się na każdym kroku. Jednak teraz, teraz chce do tego wrócić. Chce by znów Lucyfer był moim kolegą, a Bóg żeby strzelał piorunami widząc, że wstałam i mam się dobrze. Jestem nie wierząca, owszem może być sobie tam jakiś Bóg, diabeł, anioły czy inne stworzenia w to mogę wierzyć. Jednak ta cała Biblia, naciągane historię nie są dla mnie. Dla mnie to są zwykle bujdy.

Z letargu wyrwał mnie widok starego murku. A dawniej wielkiego muru.

- jesteśmy - powiedziałam drżącym głosem.

- ale gdzie? - spytał niepewnie chłopak - jak chcesz mnie zabić i zakopać to mogłaś zrobić to równie dobrze w mieście - zaśmiał się histerycznie.

- chodź to ci pokaże - wyszłam z samochodu i wpatrywałam się w widok przede mną. Odpaliłam papierosa i spojrzałam na chłopaka obok. - nie bój się nic ci nie zrobię.

Wpatrywaliśmy się w widok przed sobą w ciszy, dopaliłam swojego papierosa i stanęłam twarzą w twarz z blondynem.

- tak więc ten mur, jest jednym z najstarszych rzeczy w tym miasteczku. Dawniej gdy była wojna, po prostu go zbudowali by się od niej odciąć. Każdy mieszkaniec pomagał, było to skuteczne w miarę. Dopóki nie zaczęło tu brakować wszystkiego. Jedzenia, picia i po prostu rzeczy potrzebnych do życia.

- zabrałaś mnie tu żeby dać mi lekcję historii? - zapytał z kpiną w głosie.

- nie. - odwróciłam wzrok i podeszłam bliżej muru - zabrałam żeby pokazać ci wyjątkowe miejsce. Dawniej zabrał mnie tu mój tata, gdy miałam z jakieś 10 lat - do moich oczu napłynęły łzy - opowiedział mi o tym miejscu z taką pasją, mówił że to tu poznał właśnie mamę. Dokładnie trzy lata później zmarł. - po moim policzku potoczyła się łza - miałam jedynie 13 lat kiedy ważna osoba odeszła, stąd liczne rany na nadgarstkach.

I lost my mind...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz