ona nie miała wypadku.

35 2 0
                                    

Przebudziłam się około 5 i nie budząc chłopaka wyszłam z domu. Poczułam wewnętrzną potrzebę namalowania czegoś. Ruszyłam do domu po swoje farby.

Wyłączyłam silnik i biorąc plecak z miejsca pasażera udałam się w przejście zrobione w murze. Założyłam słuchawki, włączyłam reflektor i chwilę patrzyłam na puste miejsce. Chwyciłam w dłonie paletę farb oraz jeden pędzel. Długo nie musiałam czekać na pomysł w mojej głowie. Pierwszy obraz namalowałam bez zastanowienia, bez namysłu po prostu ręką sama ciągła się po ścianie. Przedstawiłam wycieczkę, po prostu dwie wesołe dziewczyny stojące na środku drogi patrzące przed siebie. Na widok który się przed nimi rozpościera, wiele obrazów. Widoków.
Drugi obraz już szedł mi troszkę gorzej. Na początku nie wiedziałam co chce przestawić. Jednak wkońcu moja dłoń sama zaczęła poruszać delikatnie się po cegłach. Patrzyłam w skupieniu na obraz. Lewa strona to było piekło, po środku świat, na prawo niebo. A ja wraz z blondynem w loczkach staliśmy po swoich stronach. Próbując dosięgnąć się dłonią. Przyglądałam się w skupieniu na to co przestawiłam sama nie wiedząc dlaczego. Nagle poczułam na ramieniu czyjąś rękę, automatycznie się obróciłam wyjmując słuchawki i mierząc do osoby pędzlem.

- spokojnie to tylko ja - powiedział Jason.

- co ty tu robisz? - popatrzyłam jak na wariata.

- a ty? Zniknęłaś mi, myślałem że już uciekłaś. - popatrzył ze smutkiem w oczach. - jak cię nie było przejeżdżałem tutaj codziennie, patrząc czy czasami nie stworzyłaś czegoś nowego, czy może jednak jesteś tu gdzieś i się ukrywasz.

- nie uciekłam.

- wiem, ale pomyśl sobie, że wstaje o 6:30 a ciebie nie ma obok mnie.

- przepraszam - podeszłam do niego i złożyłam krótki pocałunek na jego ustach.

- dlaczego tak nas przedstawiłaś? - wskazał palcem na malunek za nami.

- bo tak to widzę, stoimy po innych stronach, starając się siebie złapać. - powiedziałam spuszczając głowę w dół.

- szczerze piękna interpretacja, ale ja tak nie sądzę.

- dlaczego? Jak ty to widzisz, bo ja widzę taki swój punkt widzenia, nie widzę twojego. Nie mówisz mi jak ty to widzisz - mówiłam z pretensjami.

- rozumiem twoje oburzenie. Już ci tłumaczę. Czas na szczerość.- położył swoje dłonie ma moich ramionach - widzę zagubioną dziewczynę, która przeszła wiele złego, nie widzę cię jako złej osoby, a zatraconej. Widzę w tobie siebie. Mi ktoś stanął do drodze i pomógł, szkoda, że tak późno to sobie uświadomiłem, nie pozwolę ci popełnić tego błędu.

- czemu widzisz we mnie siebie?

- a nie udajesz codziennie kogoś kim nie jesteś? Nie szukasz rozwiązań na swoje popierdolone myśli? Nie próbujesz dzień w dzień uciekać od tego? Nie próbujesz uciec od swojej przeszłości zamiast się z nią pogodzić? - zadawał pytania nie oczekując odpowiedzi, bo je znał - wiesz, że miałem problem z agresją. Albert nie jest moim tatą. Nie biologicznym, jest nim Nikodem. Który gdy miałem 9 lat od nas odszedł do swojej kochanki, był on dla mnie przez całe życie autorytetem. A potem tak o nas zostawił, tak o z dnia na dzień wyszedł i nigdy nie wrócił. Załamało to nas, złamało to mnie. Tak więc 12 letni poszedł pierwszy raz na boks, po to by trzy lata później brać udział w czymś niestosownym, brudnym, pełnym demonów i nieczystości. Trwało to dwa lata. Bo w wieku 17 lat, mój świat się zburzył. Wiesz dlaczego więc nie muszę tego wątku tłumaczyć.

Patrzyłam na blondyna, który opowiadał swoją historię tak spokojnie, jakby nic ona dla niego nie znaczyła.

- ciebie nie rusza to? - patrzyłam na niego skupiona.

I lost my mind...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz