dill to dill.

81 2 0
                                    

Cierpliwość nie jest moja mocną stroną. Ukazuje to na przykład, że od dwóch godzin chodzę po salonie jak pojebana. Zdążyłam wypalić już całą paczkę papierosów. A tych debili dalej nie ma i nie raczą odpisać. Jason został wysłany przeze mnie do sklepu po kolejne dwie paczki. Niechętnie to zrobił lecz gdy na niego krzyknęłam od razu wstał i ruszył do wyjścia. Nie wierzę, że moi przyjaciele są tacy bezmyślni. Co oni sobię wyobrażają, dostaną takie kazanie ode mnie. Nawet nie wiem co chcą zrobić. Czy go pobić. Czy wrzucić pod samochód. Czy sami go rozjechać. Czy przywiązać do torów.

- no kurwa oni są nie obliczalni! - krzyknęłam sama do siebie.

Ktoś przekroczył próg domu a ja od razu poleciałam sprawdzić kto. Widząc Jasona, przebrałam zrezygnowany wyraz twarzy.

- mogłabyś mnie przywitać cieplej, nie po to ci zapierdalałem dwa kilometry do sklepu. Jeszcze z buta - powiedział zirytowany

- mhm - mrukłam jedynie pisząc kolejne groźby w stronę chłopców.

Chłopak podszedł do mnie rzucając paczki papierosów na stół i obejmując mnie mocno tak bym nie mogła się poruszyć. Ze zrezygnowaniem oparłam swoją głowę o jego tors.

- nie musisz się martwić to są duzi chłopcy - powiedział spokojnie.

- a jednak się martwię, nawet nie wiem czy o nich czy o tego dupka - Prychnęłam

- chodź zapalimy razem.

Chłopak pociągnął mnie delikatnie za rękę, po czym wyszliśmy przed dom. Usiedliśmy na schodach i odpaliliśmy papierosy.

- wiesz, jak byłem mały lubiłem konie - powiedział chłopak, a ja spojrzałam na niego zdezorientowana - chce zmienić trochę nastrój - wyjaśnił, na co pokiwałam głowa w zrozumieniu i patrzyłam na niego z zaciekawieniem - miałem nawet małego konika nazywała się Fred.

- nazwałeś konia Fred? - zaśmiałam się

- tak. Było idealne do niego. Był brązowy i bardzo przyjazny. Mama z tatą kupili mi go na 8 urodziny. Był dla mnie wszystkim, poświęcałem mu cały swój wolny czas, dbałem o niego jak mogłem, wydawałem całe swoje kieszonkowe. - widziałam, w jego oczach szczęście, mówił to z taką pasją w głosie - nawet wystartowałem na nim mając 10 lat na zawodach, które wygrałem - uśmiechnął się triumfalnie.

- wow, gratuluję - klepłam go delikatnie w ramię uśmiechając się radośnie.

- ale on kiedyś musiał odejść, tak więc jak miałem 13 lat zrobiłem mu pogrzeb. - powiedział rozbawiony, przez co ja się i zaśmiałam - tak tak wiem taki dzieciak robi pogrzeb koniu.

- urocze w sumie - stwierdziłam.

- potem zacząłem pracę w stajni, po prostu się zakochałem w tych zwierzętach. Są dla mnie wszystkim. Tutaj też pracuje w stajni na obrzeżach miasta. Oddaje każda swoją wolna chwile tym zwierzętom. Chociaż nawet nie wiem czy są jakieś przesadnie doskonałe. Ale ważne, że w moich oczach są. -  na jego usta wpłynął szczery uśmiech ukazujący szereg białych zębów.

- proszę weź mnie tam kiedyś - zrobiłam minę małego szczeniaczka patrząc na chłopaka błagalnie.

- wezmę wezmę, ale chce wiedzieć coś o tobie. Też coś takiego z przeszłości. Jakaś twoja pasję. - chłopak wyjął kolejnego papierosa, wręczając po chwili mi paczkę.

- umm.... - chwile się zastanawiałam i odpalam papierosa - oo okej wiem. Na 7 urodziny rodzice podarowali mi szkicownik, po roku proszenia - prychnęłam - i zajebiste ołówki i kredki. Jak na swój wiek malowałam ładnie, do teraz gdzieś go mam - uśmiechnęłam się szczerze na to wspomnienie.

I lost my mind...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz