my się kochaliśmy.

28 2 0
                                    

Usłyszałam ciche pukanie w drzwi, delikatnie się wzdrygłam. Ukryłam swoje dłonie w dużej bluzie Connora i podeszłam otworzyć drzwi.

- wejdź - powiedziałam cicho.

Jason nie pewnie wszedł do pokoju, z podkrążonymi oczami, jego twarz przypomniała kartkę papieru. Była taka blada i cienka, a to wszystko moja wina....

- nie wiem co chcesz mi powiedzieć, ale musisz wiedzieć, że to mnie wszystko boli... - powiedział, stojąc do mnie tyłem i wpatrując się gdzieś w dal przez okno - twój widok.... Twój głos.... nie dam rady - jego głos się załamał. - dwa miesiące minęły a ty nadal nic nie pamiętasz.

- rozumiem, widok moich świeżych ran też cię wtedy bolał? Po naszym pierwszym razie? - spytałam stając obok.

- co? - popatrzył na mnie zszokowany.

Wbiłam wzrok w jego piękne zielone oczy. Przyjmując to ciepło idące z jego ciała. Nie chcąc się nigdzie ruszyć, zostać obok niego aż do śmierci. Bo to właśnie on mnie naprawia.

- Po pierwszym razie, tutaj. - wskazałam na łóżko, po czym na nim usiadłam, a chłopak ze mną  - rano przyparłeś mnie do drzwi. Spytałeś dlaczego się ciełam, przejechałeś dokładnie po moich rękach i świeżych śladach na udach. Również powiedziałam ci o tym, że uderzam pięściami w ścianę.

- jak? skąd? pamiętasz.... - mówił zszokowany.

- jak jestem bezsilna..

- to uderzasz w ścianę - dokończył za mnie i chwycił moje dłonie, delikatnie jeżdżąc po moich rozwalonych kostkach.

- więc, po moim chwilowym napadzie przypomniał mi się ten jeden fakt. Jestem świadoma, że mi odpowiedziałeś wszystko w szpitalu, ale ja nie miałam wtedy do tego głowy. Nie słuchałam dobrze.

- dobrze. - powiedział cicho.

- wiem, że może boleć. Ale gdy nie dasz rady to nie kontynuuj, dobrze? - chłopak tylko kiwnął głową. - pamiętam dzień jak się poznaliśmy i potem to tutaj, kilka faktów które kompletnie się nie łączą.

- mamy swój dzień 12 czerwca - zaczął chłopak - wziąłem Cię wtedy do stajni bo mieliśmy dill. Nauczyłaś się jeździć na koniu i wręczyłaś mi to  - wyciągnął portfel z kieszeni spodni, a z niego papierową kartkę.

Wręczył mi papier, na którym był on na koniu. W dolnym rogu był mój podpis i data. Przyglądałam się kartce dłuższą chwilę. W mojej głowie pojawiły się obrazy, zaczęły się tworzyć w jeden wielki krótkometrażowy film.

- oglądaliśmy potem filmy, jedliśmy pizzę i truskawki w czekoladzie? - bardziej spytałam niż stwierdziłam.

- tak, tak. Dokładnie tak było.... - potwierdził.

- bo chciałam żeby ten dzień 12 czerwca był nasz....

Blondyn przybliżył się do mnie i zamknął mnie w mocnym uścisku.

- pokazałaś mi mur, pamiętasz to?

- nie....-  odpowiedziałam cicho i z żalem w głosie.

- zabrałaś mnie tam, oglądaliśmy obrazy. Nadal jestem pod wrażeniem twoich zdolności. Później pojechaliśmy do domu, mojego rodzinnego. Musiałem ci coś udowodnić.

- że nie jesteś aniołem..

- dokładnie, mała. - jego głos był przepełniony nadzieja - Byliśmy w moim domku gdzie mieszkałem z moją była dziewczyną. Opowiedziałem ci o tym, że się biłem i zginęła przeze mnie. Miałem walke o nią.

I lost my mind...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz