Rozdział XII

55 14 0
                                    

Leżałam na łóżku w swojej celi. Było trochę niewygodne, ale nie przeszkadzało mi to. Myślałam o przepowiedni. Czy to naprawdę ja jestem osobą z tej przepowiedni? Czy losy całego świata spoczywają na moich barkach? Westchnęłam cicho. Jeśli tak to nie mogę pozwolić złu opanować krainy. Nie mogę pomóc wujowi.. Ale czy Sensei o tym wiedział że to ja? Dlaczego mi nie powiedział? Spytam się go jak uda mi się stąd wydostać. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Z tyłu pokoju było okienko z kratami. Podeszłam do niego i wyjrzałam. Byłam na czwartym piętrze. Mówisz potężna moc? Zaśmiałam się. Złapałam za dwa pręty i się skupiłam. Sensei mówił, że by coś zrobić dobrze trzeba być spokojnym, opanowanym i skupionym. Zamknęłam oddech i wzięłam głęboki oddech. Po chwili poczułam ciepło. Bardzo mocne ciepło. Ale było przyjemne muszę przyznać. Otworzyłam oczy, a moje dłonie płonęły niebieskim ogniem. Na poczatku się przestraszyłam, ale potem odkryłam że to mnie nie boli i nie rani. Przełożyłam ręce do krat w oknie, a one się rozpuściły po chwili chciało mi się śmiać, ale nie miałam czasu. Wyszłam przez okienko i znalazłam się na dachu. Szłam ostrożnie. Spojrzałam w dół i się przeraziłam. Nie chciała bym stąd spaść. Przesuwałam się powoli wzdłuż dachu. Nagle jedna z dachówek odpadła i spadła w dół. Ja się poślizgnęłam i wnet poleciałam w jej ślady. Zachwiałam się. Szybko usiadłam i zakryłam oczy. Wzięłam głęboki oddech po czym spojrzałam przed siebie. Była noc więc prawie nic nie widziałam.
-Aira uciekła! Szybko, macie ją znaleźć, bo mistrz się pogniewa!- usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny z pokoju pode mną. Szłam dalej. Wkońcu doszłam do jakiejś drabinki prowadzącej na balkon. Zeszłam i spojrzałam przez szklane drzwi. Nie było nikogo w środku. Weszłam szybko cały czas kontrolując czy nikt mnie nie widzi. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wygladało to jak jakiś gabinet. Na biurku leżał mój sztylet więc go zagrałam i schowałam za pasek spodni. Nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi więc schowałam się za drzwiami.
-Wuju, jesteś tu?- usłyszałam dobrze znany mi głos chłopaka o różnokolorowych oczach. Rozejrzał się i wyszedł. Odetchnęłam z ulgą. Otworzyłam drzwi delikatnie i się rozejrzałam. Nie było nikogo więc wyszłam i szłam wzdłuż korytarza pilnując czy nikogo nie ma.
-Szukajcie ją! -usłyszałam głos zza rogu- wy dwaj tam! Wy trzej na parter. Ty zostań na tym piętrze i pilnuj tego korytarza!- słyszałam jak rozdziela gdzie kto ma iść. Nagle zza rogu wyszedł młody chłopak mrucząc coś pod nosem.
-Dlaczego ja zawsze muszę pilnować miejsca gdzie nic się nie dzieje.. - patrzył w podłogę- może jak ją złapie to mnie zaczną szanować, ale najpierw by musiała tu przyjść..- ukryłam się w koncie i go obserwiwałam. Niestety nie zauważyłam miotły i ją przewróciłam.
-Kurwa mać... Kto zostawia w takim miejscu miotłe- klnęłam sama do siebie cicho. Chłopak na mnie spojrzał i szybko do mnie podszedł. Chciałam się cofnąć, ale za mną była tylko ściana.
-A jednak będą mnie szanować- zaśmiał się. Już chciał złapać moje ręce lecz je cofnęłam.
-Dobra, dobra. Już idę. Chciałam się tylko przejść, bo mi się nudziło..- udawałam poważną choć chciało mi się śmiać. Chłopak wygląda na młodego i niedoświadczonego. Mam już plan.
-No dobrze..- westchnął cicho- to chodź- kiwnął do mnie ręką, że mam iść za nim. Uśmiechnęłam się do niego miło. Ale on jest naiwny. Nie dziwię się że tamci go tak traktują. Jedyne czego mo w nim szkoda to jego ślicznych niebieskich oczek..
Przeszliśmy kilka kroków. Ja szłam za nim. Wyjęłam mój sztylet i rękojeścią uderzyłam chłopaka tak że stracił przytomność.
-Naiwniak- mruknąłam cicho sama do siebie i się zaśmiałam. Ruszyłam szybko do schodów. Na szczęście nikt mnie nie zauważył. Zeszłam na sam dół. Już byłam przy drzwiach wyjściowych gdy..
-Ej ty! Stój!- krzyknął jakiś mężczyzna. Odwróciłam się. Wysoki, umiesciony blondyn o jasnej cerze mierzył we mnie z rewolweru- Stój, bo strzelę- zagroził.
-i co? Zabijesz mnie?- zaśmiałam się szyderczo. W tym momencie sobie uświadomiłam jak się bardzo zmieniłam. On niepozornej, bezbronnej i słabej dziewczyny do silnej, zwinnej, sprytnej i pewnej sobie wojowniczki- Nie możesz. Jestem za dużo warta dla wuja- uśmiechnęłam się pewna siebie.
-To nie prawda! Mogę cię zabić w każdej chwili- słychać było że sam nie wierzy w swoje słowa.
-No to dajesz młody. Spróbuj we mnie trafić- zaśmiałam się. Widać było że jest zdenerwowany. Tak naprawdę widać było że on jest starszy ode mnie. Na oko ma 20-21 lat, ale chciałam go trochę podenerwować. Wystrzelił pierwszą kule, lecz zwinnym ruchem tego uniknęłam.
-Raz..- powiedziałam. Chłopak poraz kolejny do mnie strzelił. Odskoczyłam na bok.- Dwa..- zaśmiałam się. Dwudziestolatek się już denerwował. Wystrzelił tym razem dwie kule. Znów tego uniknąłam. Jedna z nich mnie drasnęła w ramię, ale mimo to sie śmiałam- Trzy i Cztery..- chłopak chyba nie zdawał sobie sprawy dpaczygo ja liczę. Kolejny strzał-Pięć..- gdy robiłam unik on wystrzelił kolejną i nie miałam szans przed tym się uchronić. Padłam na ziemię. Trafił mnie w brzuch. Klęczałam i się w niego wpatrywałam. Spojrzałam na ranę i wstałam- Sześć..- znów powiedziałam. Czułam jak wraz z upływem krwi ucieka moja energia, lecz nie mogłam teraz przestać. Ruszyłam w stronę mężczyzny i wyjęłam mój sztylet zza paska. Mężczyzna mi wycelował w głowę.
-No strzelaj- zaśmiałam się. Już byłam przy nim, a Lufa reworweru dotykała mego czoła, a ja patrzyłam w oczy chłopaka. On nadusił na spust i...
------------------------
No.. kto wie co sie stało?
Dajcie serduszka i komentarze. Chce wiedzieć co o tym myślicie :) Miłego dnia
Na profilu rozdziału macie tego naiwnego chłopaka.

"Drugi wymiar"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz