-6- Pojedynek Rona

89 7 67
                                    

Zapraszam do lektury! : )))

- - - -

Po zajęciach, przed szkołą Ron postawił się o umówionej porze. Malfoy już tam na niego czekał wraz z kilkoma innymi Ślizgonami. Pewnie im powiedział, że mają przyjść, aby wywołać niepokój u Rona. Grono przerośniętych chłopców miało przestraszyć Weasley'a i wpłynąć na jego powodzenie w pojedynku.

Hermiona stała w znacznej odległości od Rona i niespokojnie stąpała z jednej nogi na drugą. W pewnym momencie machinalnie wyjęła różdżkę, ale zaraz ją schowała nie chcąc, aby oskarżono ją o oszustwo. Ktoś mógłby pomyśleć, że pomaga Ronowi wygrać i, mimo że bardzo by chciała, nie zrobi tego, bo Ron powiedział jej, że chce wygrać w walce "czystej gry". Osobiście, ona była pewna, że gdyby Malfoy mógł skorzystać z czyjeś pomocy, bez wahania by to zrobił, ale Granger nie zaczynała tego tematu, bo byłaby to niekończąca się dyskusja.

Tym oto sposobem znalazła się na podwórku i ze zmartwieniem przyglądała się walce swojego chłopaka z tym uprzedzonym do mugolaków Malfoyem.

— Ugh! — Na samą myśl o rywalu przeszły ją ciarki obrzydzenia po plecach.

Nastolatka wyjęła opakowanie Fasolek Wszystkich Smaków i nerwowo zaczęła je przeżuwać. Miała wyzbyć się nawyku jedzenia, gdy się denerwuje, ale trudno jej było trzymać się tego postanowienia, szczególnie w zaistniałych okolicznościach.

Pięćset metrów za jej plecami siostry Zervas wyłapywały przechodzących obok studentów i żądały odpowiedzi na temat Komnaty Tajemnic.

— Kto ją otworzył? — Zapytała Millie.

— Jeszcze raz, gdzie się znajduje? — Dociekała Sadie.

— Nie rozumiem. Co się stało z Bazyliszkiem? — Zdziwiła się Ena.

— Dlaczego petryfikuje Puchonów? — Znowu dodała, tym razem znużonym tonem, Millie.

Uczniowie unikali dziewczyn jak egipskich plag, bo nikt nie chciał rozmawiać na temat potwora, który grasuje po korytarzach szkoły. Niektórzy wierzyli, że jeśli nie będzie się rozmawiać o problemach, nie będą one wtedy ich dotyczyć. Tak przynajmniej wmawiała im Umbridge - nie rozmawiają o Bazyliszku, nie spetryfikuje ich. Co prawda było to bardzo naiwne myślenie i nie miało potwierdzonej skuteczności, ale nikt nie poświęcał temu większej uwagi. Strach królował w ich umysłach.

- - - -

A tymczasem Harry wraz z Ginny szperali w bibliotece. Mieli rozłożone na szkolnym stole pięć ksiąg, które Harry nerwowo kartkował, podczas gdy Ginny stała obok i jechała palcem po grzbietach ksiąg, aby znaleźć dodatkowe źródło informacji. Desperacko poszukiwali wszystkiego, co mogłoby zawierać chociażby akapit o petryfikacji.

Potter uznał, że dobrym byłoby podzielenie się informacją o głosie, który usłyszał dzisiejszego ranka. A w szczególności chodziło o to zdanie:

"To dopiero początek..."

Harry doprawdy nie wiedział, co było gorsze: samo to, że usłyszał głos, czy to, że nie potrafił go ponownie namierzyć... Teraz był niemalże przekonany, że będzie mu się śniła owa frasa aż do następnych wakacji. Po prostu świetnie!

Całkiem ironiczne było to, że Dumbledore i Hagrid twierdzili, że nie ma bezpieczniejszego miejsca na ziemi niż Hogwart, a okazuje się, że za KAŻDYM razem, gdy Harry tu wracał, spotykało go coś rodem wyjętego z mugolskich dreszczowców lub horrorów.

— Dlaczego w ogóle to Puchoni są na radarze bestii? Przecież to najbardziej wychowani uczniowie w tej szkole! — Zaśmiała się Weasley wyrywając okularnika z przemyśleń.

Harry uśmiechnął się mimowolnie, ale tylko zaoferował jej w odpowiedzi wzruszenie ramionami.

— Pewnie dziedzicowi Slitherina ktoś złamał serce — kontynuowała. — Prawdopodobnie Puchonka — dodała po chwili wracając do szukania materiałów.

— Lord Voldemort nie może kochać — zaprzeczył jej Harry. — Nie zna miłości i nigdy jej nie pozna.

Ginny spojrzała na Harry'ego poważnie.

— Powinniśmy powiadomić kogoś — odezwała się od razu, jakby zdała sobie sprawę z wagi sytuacji. — Igranie z mordercą jest bardzo niebezpieczne — rzekła przegryzając wargę.

Harry wziął oddech, aby się nie rozpłakać. Był dzisiaj w kiepskim humorze. Jeszcze siniaki nie zagoiły się w całości, a Ron miał dziś stoczyć pojedynek ze swoim szkolnym wrogiem.

— Wszyscy wiedzą! — odparł Harry. — Po prostu nikt nie chce nic z tym zrobić! — Uniósł ręce do góry zdesperowany. — Ministerstwu nie na rękę potwierdzenie, że Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać powrócił. Sam to widziałem...

Urwał, gdyż w tamtej chwili przed oczyma mignęła mu śmierć Cedrica Diggory'ego i powróciły wspomnienia z tamtej nocy, gdy musiał walczyć z Czarnym Panem. Świstoklik zamiast zabrać go na metę, zaprowadził go na cmentarz. Reszta to już historia.

— Przejrzyjmy jeszcze te dwa tomy. — Wskazała na ciemnozielone okładki uczennica. — Bestiariusze powinny nas naprowadzić na pewien trop — rzekła śmiale.

Harry przytaknął jej, wziął jeden z opasłych tomów i zaczął go kartkować, podczas gdy Ginny zajęła się drugą z książek.

- - - -

— DRĘTWOTA! — Wrzasnął Ron celując w Draco, ale ten zwinnie odbił zaklęcie.

Tym razem Ronowi także udało się zrobić unik i już uniósł różdżkę, gdy Malfoy rzucił kolejne:

— EXPELLIARMUS! — Niestety Ślizgon nie wycelował dokładnie, co pozwoliło Ronowi uniknąć czaru.

— LEVICORPUS! — Odwdzięczył się Ron.

— RICTUSEMPRA! — Krzyknął Malfoy.

Zaklęcie ugodziło Rona w klatkę piersiową i zatoczył się kilka metrów do tyłu.

Akurat upadł u stóp Hermiony, która szybko otrząsnęła się z szoku i pomogła rudzielcowi wstać na równe nogi. Gdy go podnosiła, zbliżyła swoje wargi do jego ucha i szepnęła mu wystarczająco głośno, aby usłyszał mimo szoku jakiego doznał przez zaklęcie.

Petryficus Totalus — wycedziła przez zęby. — Ron! Petryficus Totalus... — I popchnęła go do góry.

Ron zachwiał się na nogach, ale wkrótce odzyskał równowagę i mierząc w Draco powiedział mocnym głosem:

PETRYFICUS TOTALUS!

Draco myślał jak odbić zaklęcie, ale nie robił tego na tyle szybko, aby uniknąć ciosu.

Przewrócił się i upadł jak długi.

Rudy czarodziej był jeszcze w szoku od poprzedniego zaklęcia, które go ugodziło, zatem dopiero gdy poczuł ramiona Hermiony na swoich zorientował się, że wygrał.

Poczuł czułe pocałunki na skroni i mimowolnie uśmiechnął się.

Wygrał.

Odwrócił się twarzą do swojej dziewczyny i uścisnął ją na tyle mocno, ile potrafił. Szok wciąż nim kierował.

Prawdopodobnie, dlatego też nie zauważył, jak profesor Severus Snape zmierza w kierunku miejsca potyczki ze wściekłą miną.

— Co tu się dzieje!? — Usłyszeli basowy głos nauczyciela eliksirów.

Snape podszedł do Malfoya i pomógł mu wstać. Obejrzał, czy nie ma ciętych ran, a następnie zapytał się obecnych tu Ślizgonów, co zaszło.

Ron i Hermiona skorzystali z nieuwagi zgromadzonych oraz uciekli z miejsca zdarzenia.

Nie wiedzieli, dlaczego, ale Snape nigdy nie wyegzekwował konsekwencji od Rona ani nawet nie wspomniał o bójce dyrektorce szkoły.

Powrót Bazyliszka | HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz