-13- Zakażenie

86 6 63
                                    


Harry zamrugał kilkukrotnie. Poczuł jak wdziera się w niego zmęczenie. Czysto teoretycznie był teraz chroniony przed petryfikacją, ale i tak czuł się dość niepewnie.

Obejrzał się za siebie - Ginny ścieliła sobie łóżko poszewkami, które zdobyła, gdy zahaczyli o dormitorium Ślizgonów. Wejście do ich pokoju było otwarte, a wszyscy wewnątrz skamieniali. Najwyraźniej gorgony postanowiły nie szczędzić nikogo i petryfikowały już każdego napotkanego czarodzieja, nawet tych ze Slytherinu.

Harry nie chciał się wczytywać za bardzo w ich intencje, ale podejrzewał, że szukają kogoś (Harry'ego i Ginny) lub co gorsza spetryfikowali wszystkich Puchonów, ale wciąż są głodne i nieusatysfakcjonowane tym, co złowiły, więc dobierają się teraz do Gryfonów, Krukonów i Ślizgonów.

W następnej kolejności pomyślał o tym, co Hermiona powiedziała o pucharze Helgi i energii Meles. Czy są bliskie osiągnięcia swojego celu? Czy faktycznie wierzą w to, że mogą się przedostać za granicę świata żywych? Czy chcą przywrócić jakiś zmarłych? Czy to w ogóle miało jakikolwiek sens? Co zrobią jak przywrócą tego, na kim im zależy? Jakie są ich późniejsze plany?

Dlaczego jeszcze nie spetryfikowały tej parszywej Umbridge? I tak mogłyby ją zgładzić w mgnieniu oka. Czy uważają, że jest dla nich zagrożeniem? A może jest im potrzebna? Dlaczego Dolores Umbridge ich wydała? Kierując się jakąkolwiek logiką ministerstwo powinno dążyć do zgładzenia tych potworów. Poza tym już wiadomo, że Lord Voldemort nie ma nic z tym wspólnego, więc czego się mógłby obawiać Knot? Byłoby mu to na rękę - ministerstwo poskromiłoby trzy potwory i miałoby się czym pochwalić po ostatnich wtopach ministra...

— Harry?

— Tak, Ginny?

Dziewczyna wyjęła nowe gaziki i bandarz, które zdobyła z szafki pielęgniarki Pomfrey. Kobieta również była spetryfikowana, tak jak wszyscy Puchoni w skrzydle szpitalnym.

— Potrzymałbyś mi opatrunek, gdy będę bandażowała łokieć? — Zapytała.

Harry podszedł do niej i zrobił to, o co go poprosiła.

Rana była zainfekowana, skóra zielona, a ręka traciła czucie. Infekcja rozwijała się zaskakująco szybko, a Harry nie znał sposobu na zatrzymanie bakterii.

W ciszy pomógł Ginny zmienić opatrunek.

— Boli? — Zapytał bandażyjąc okolice łokcia.

— Trochę, ale nie jakoś bardzo. Głównie czuję się osłabiona niż obolała — wyjaśniła szeptem.

Potter przytaknął.

Drzwi do sali zostały szczelnie zamknięte, prawie wszystkie okna zasłonięte, a na wszelki wypadek Harry i Ginny postanowili usadowić się między parawanami (zajmowali dwa łóżka obok siebie), tak aby nie było ich widać, gdyby ktoś nagle wtargnął do środka.

Każde łóżko było oddzielone parawanem, więc ich kryjówka nie wzbudzała na pierwszy rzut oka żadnych podejrzeń.

Na wszelki wypadek rozmawiali ściszonym tonem i chodzili prawie na palcach, aby nie wydawać głośnych dźwięków.

Plusem skrzydła szpitalnego było to, że miał przyłączoną łazienkę, więc Harry i Ginny mieli okazję wziąć cichy prysznic (osobno rzecz jasna) i odświeżyć się po ciężkim dniu.

Oczywiście, minusem ich kryjówki był ograniczony dostęp do żywności, ale okazało się, że w prywatnej lodówce pani Pomfrey leżały kanapki owinięte w folię z dobrym terminem spożycia. Mieli więc zapas żywności na siedem dni. Pielęgniarka jeszcze miała mugolskie zupki chińskie, ale aby je skonsumować trzeba było zagotować wodę, a Harry bał się narobienia hałasu. Tak trywialna czynność, jak zagotowanie wody wydała mu się ryzykowna w położeniu Harry'ego.

Powrót Bazyliszka | HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz