-1- Kolejna ofiara

159 7 25
                                    


Rudowłosa nastolatka siedziała na kamiennym schodku i z rozmarzoną miną rysowała walentynkę dla pewnego czarodzieja.

To Ginny Weasley w zamyśleniu spędzała poranek starannie dekorując karteczkę.

Na czerwonej tekturce widniał napis: "Harry, Harry mój kochany, dlaczego nie jesteś zakochany?".

Dziewczyna westchnęła głośno, co usłyszała przechodząca obok Luna Lovegood. Krukonka zatrzymała się i podeszła do koleżanki. Rzuciła okiem na bazgroły Ginny i już wiedziała, o co chodzi.

— Zamierzasz ją mu wysłać, tak? — Upewniła się.

Ginny przegryzła wargę i lekko zakryła karteczkę rękawem. Wzruszyła ramionami.

— Inne dziewczyny będą szybsze... — Chciała ją uświadomić koleżanka. — Jeśli ty tego nie zrobisz, Harry zainteresuje się inną...

— A nawet gdyby wiedział o moim craszu... i tak wolałby chodzić z kimś ze swojego rocznika...

Luna skrzywiła się na te słowa. Harry prawdopodobnie wiedział o uczuciu, którym darzy go Ginny, ale na tym to się kończyło, bo on nie odwzajemniał jej miłości. Najprawdopodobniej sama Ginny też była tego świadoma, ale nie miała odwagi wypowiedzieć swoich zmartwień na głos.

— Zawsze możesz wysłać walentynkę anonimowo... — zaproponowała blondynka. — Jestem pewna, że każdemu spodobałby się taki gest w dzień miłości...

Weasley przegryzła wargę, rozważała słowa koleżanki, po czym odrzekła:

— Pewnie masz rację. — Oczy jej nagle jakby ożywiły się i zalśniły. — Chodźmy do poczty walentynkowej! — Poderwała się z miejsca i pobiegła do skrzynki.

Luna szybko podążyła za koleżanką, wywracając oczyma.

— Zakochana... - wymamrotała z żartobliwą irytacją.

- - - -

Tymczasem Ron, Harry i Hermiona uczyli się do egzaminów. SUMy już niebawem, a materiału ciągle przybywa, dlatego Hermiona trzymała fiszki z zagadnieniami i przepytywała swojego kolegę Rona.

— No, weź. To było takie proste! — Skarżyła się przemądrzała czarownica. — Jak chcesz zaliczyć klasę? — Spytała Rona dziewczyna.

Chłopak siedział sztywno na kanapie, jąkał się i patrzył w niewidzialny punkt przed siebie. Natomiast Harry rozłożony był na sofie, jakby ta była jego własnością. Na pierwszy rzut oka wyglądał na zirytowanego nadgorliwością Granger, ale tak na prawdę ubolewał nad tym, że nie otrzymał od wuja Vernona zgody na wycieczkę szkolną. Nastolatka bardzo bolał fakt, że jego rodzina robiła wszystko, by utrudnić mu życie i wszystkie decyzje podejmowała na przekór jemu.

— Harry! — Dziewczyna pomachała ręką przed oczyma Pottera, zauważając, że ten nie słucha jej.

Czarodziej otrząsnął się z transu. Przełknął ślinę, mrugnął kilkakrotnie i spojrzał Hermionie w oczy.

— Eeee... Eliksir wielosokowy? Nóżka żaby? Imbir? — nieudolnie próbował podać poprawną odpowiedź.

— Nie! — Westchnęła nastolatka. — Czy ty mnie w ogóle słuchasz? — Zapytała ironicznie.

Zakłopotany Harry podrapał się z tyłu głowy.

— Nie do końca...

Czarownica przewróciła oczyma.

Nagle drzwi do pokoju wspólnego Gryfonów otworzyły się z hukiem. Stał tam pierwszak - Harvey i cały zdyszany próbował obwieścić informacje.

— Kolejna ofiara! Samantha z Hufflepuffu zaliczyła spotkanie z Bazyliszkiem!!!

Wszyscy westchnęli, niektórzy zaczęli wiercić się na swoich miejscach i z niepokojem patrzeć sobie nawzajem w oczy. Inni nerwowo przegryzali wargę, choć chcieli udawać, że nie boją się wężowatej bestii. Do tych osób należały przeważnie pierwszaki, które chciały dowieść, że są prawdziwymi Gryfonami, więc próbują zebrać w sobie odwagę i udawać, że nic je to nie rusza. Nawet pradawny i potężny wąż.

— To nie nowość — skwitował Ron Weasly. — Niedługo spetryfikuje cały rocznik Puchonów.

Hermiona szturchnęła swojego chłopaka za te nieczułe słowa.

— Ronald! — szepnęła oburzona.

Czarodziej uniósł ręce na znak poddania się i nie odezwał się przez następne piętnaście minut.

— To trochę dziwne, że Bazyliszek petryfikuje wszystkich Puchonów po kolei, nawet tych z czystą krwią — wypowiedział na głos Harry, co go dręczyło od chwili spetryfikowania Tammy Finchley - pierwszej ofiary od czasu pokonania Bazyliszka w Komnacie Tajemnic pięć lat wcześniej.

— Może węże nie lubią borsuków... — odparł Ron. — Słyszałem, że w Kanadzie boa udusił jednego z nich. Gajowy przybiegł ssakowi na ratunek, spłoszył gada, ale borsuk już nie żył — powiedział, strzepując z pobrudzonej szaty masło ze śniadania.

Hermiona pokręciła głową ani trochę nie wierząc w spekulacje rudzielca.

W pewnym momencie do pokoju wspólnego weszła młodsza siostra Ronalda - Ginny Weasley. Kobieta rozejrzała się po pokoju, a dostrzegłszy Złotego Chłopca, spłoszyła się, zarumieniła po uszy i błyskawicznie przeniosła wzrok w inne miejsce.

Harry usłyszał wybuch śmiechu u Rona, co spowodowało, że on sam się zarumienił.

— Ma na tobie obsesję — powiedział to tak, jakby był to pewnego rodzaju skandal.

Harry doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale nie podejmował żadnych kroków w tej kwestii, gdyż nie odwzajemniał uczucia Ginny. Poza tym co miałby powiedzieć? "Sorry, ale nie podobasz mi się?" - Brzmiało to tak nie czule, że nie miał serca tego zrobić. Odrzucenie jej zanim ona wyznała jemu uczucia było według niego tak zuchwałe, że nigdy na to by się nie zebrał.

Harry potrząsnął głową, jakby chciał się pozbyć wszystkich myśli, które opętywały jego umysł. Następnie wstał z kanapy i grzecznie pożegnał się z Hermioną oraz Ronem i poszedł do łazienki spryskać twarz wodą z kranu.

— Skup się, Harry! — syknął do swojego odbicia w lustrze ściskając umywalkę. — Masz egzamin do zaliczenia!

Szybko jednak opuścił toalety, bo na tym samym piętrze, tylko w łazience damskiej wciąż było przejście do Komnaty Tajemnic, a w niej potencjalne zagrożenie życia Harry'ego (i innych uczniów).

Powrót Bazyliszka | HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz