-11- Komnata Tajemnic

96 7 136
                                    


Harry i Ginny cicho pod peleryną niewidką przemierzali korytarz. Harry trzymał okrycie nad swoją głową i Ginny tak, aby nie wpadało im w oczy. Gryfonka natomiast ściskała w ręku różdżkę i korzystając z zaklęcia Lumosa oświetlała im dwóm drogę. Potter swoją różdżkę włożył za pas, tak aby jej nie zgubić, ale też, tak aby móc wyjąć ją szybko w kryzysowej sytuacji.

Ich misja była prosta - pójść do Komnaty Tajemnic, znaleźć miecz Godryka, zabrać go i wyjść. Następnie grzecznie na paluszkach wrócić do łóżek i po przeczekaniu kilku godzin, obciąć siostrom Zervas głowy. Harry wątpił, że zmrużyłby oko chociaż na chwilkę, nawet gdyby mógł to zrobić, ale nie mógł się za to zabrać tej samej nocy - zabiją je następnego dnia, tak postanowili.

Doszli do łazienki, zrzucili z siebie pelerynę i bardzo cicho podeszli do umywalek. Niestety kamienna wykładzina, którą była wyłożona łazienka, bardzo wyraźnie nagłaśniała kroki czarodziejów. Harry jeszcze raz szybko obejrzał się za siebie, aby upewnić się, że nikogo za nimi nie ma, a następnie w języku węży wyszeptał do kolumnowych umywalek:

— Otwórz się.

Jak się spodziewał podłoga zaczęła się trzęść, umywalki się rozdzieliły rozchodząc się na boki ukazując wkrótce przejście do Komnaty.

Harry spojrzał na Ginny:

— Gotowa? — Wyszeptał.

Dziewczyna mu przytaknęła.

— Wchodzisz pierwszy? — Spytała go.

— Mogę.

Bez dalszych zbędnych wahań wskoczył do środka i z krzykiem zaczął spadać na dno podziemia. Wylądował z głośnym hukiem na śliskiej i mokrej wykładzinie.

— Eh, fuj! — Wzdrygnął się z obrzydzenia.

— Wszystko w porządku? — Zapytała go z góry, ale Harry był zbyt daleko, aby ją usłyszeć.

Wkrótce Ginny z impetem zjechała do niego i z łomotem wylądowała tuż za nim. Panowała między nimi cisza przez kilka sekund, ale, gdy doszli do świadomości dziewczyna zacisnęła zęby w bólu.

— Au! — złapała się za ramię — Uderzyłam się, gdy zjeżdżałam — poskarżyła się.

Faktycznie, jej łokieć był trochę obdarty z naskórka, a rana się mocno zaczerwieniła, ale na szczęście krew z niej nie leciała.

— Musisz uważać, aby niczego nie dotknąć, żeby nie wdarło się żadne zakażenie — powiedział jej, lecz ona pewnie już o tym sama pomyślała.

Wyjęła krawat ze swojego mundurka (przebrała się wcześniej z piżamy w strój szkolny) i obwiązała go wokół rany. Harry podejrzewał, że owy opatrunek nie będzie starczał na długo i w końcu się rozwali, więc rzekł:

— Im szybciej znajdziemy miecz, tym szybciej stąd uciekniemy. — Uśmiechnął się do niej z otuchą.

Ginny także się uśmiechnęła, aczkolwiek był to trochę wymuszony gest, który bardziej przypominał grymas.

— I pamiętajmy, że musimy wyważyć eliksir przeciw petryfikacji, gdy wrócimy na górę — dodał, aby przerwać ciszę między nimi.

Poszli przed siebie stąpając po centymetrowej wodzie, która śmierdziała siarkowodorem. Ich kroki wydawały donośny dźwięk w tej powszechnej ciszy.

Plusk. Plusk. Plusk.

— Dobrze się czujesz? — Zapytał ją nagle.

— Trochę się boję, — odpowiedziała — ale tylko trochę.

Powrót Bazyliszka | HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz