𝐗𝐕𝐈𝐈. "A ten pocałunek nie był też taki zły"

539 49 110
                                    

Takim sposobem dzień licealnego koncertu nadszedł jeszcze szybciej niż ktokolwiek by się spodziewał

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Takim sposobem dzień licealnego koncertu nadszedł jeszcze szybciej niż ktokolwiek by się spodziewał.

Przygotowania i wszelkie dopracowywania detali szły w błyskawicznym tempie, i mimo tego, że organizacja zajęła dość sporo czasu, to udało się wszystko załatwić w odpowiednim czasie. Vivienne zgrabnie olała temat przypadkowego nocowania u Kastiela tamtego dnia. Wyszło dość niezręcznie, bo chociaż Peirce doceniła gest i machnęła ręką na to, że dosłownie spała z Veilmont'em w jednym łóżku, to nie poruszała więcej tego tematu. A zresztą też nie było kiedy, bo minęło zaledwie kilka dni od tego wydarzenia. Czas leci szybko. 

Tak szybko, że stała teraz w progu drzwi piwnicy i nie mogła się powstrzymać by z ciekawości nie sprawdzić jak przystrojona została piwnica oraz scena, na której - o zgrozo - miała grać już za kilka godzin. Widok naprawdę zaparł jej dech w piersiach bo ujrzała coś kompletnie przeciwnego niż to czego tak właściwie się spodziewała, biorąc pod uwagę fakt, że to głównie Violetta zajmowała się ozdobami. Trzeba było przyznać - widać było siódme poty wylane przez fioletowowłosą by wszystko było w klimacie raczej mroczniejszym, takim, który wpasowuje się w gust Kastiela, Lysandra, no i samej Peirce. Już Nataniela pomijając, bo... gdyby miał zadbać o dekoracje to prawdopodobnie podobałyby się one tylko jemu. 

Standardowo w kolorystyce przeważał czarny, dość spora ilość krwistej czerwieni i gdzieniegdzie złote wstawki, choć prawie niewidoczne. Wiele lamp, a na suficie półkula ledowa, która z pewnością doda jeszcze więcej szału całemu przedstawieniu. Niebieskooka spodziewała się raczej ubogiego wystroju (w końcu to tylko jakiś tam licealny koncert), a jednak cholera, postarali się.

To nie był czas na koniec jej wzdychania i zachwycania się bo chwilę później została szarpnięta przez Rozalię, która w prawej dłoni trzymała - jak mogła się domyśleć przez kształt - stroje. I w tamtym momencie nie była pewna czy się cieszyła, że je w końcu zobaczy, czy raczej obawiała co zobaczy. Nie wątpiła w zdolności modowe jej przyjaciółki, ale dogłębnie miała okazję przekonać się o tym, że jej granica szaleństwa jest nieco bardziej rozciągnięta.

— Viv, słońce! — przywitała ją przytulasem. Dzisiejszego dnia widziały się po raz pierwszy, bo nie wiadomo czemu złotooka nie zjawiła się na dwie pierwsze lekcje; choć teraz właściwie powód był już znany. — Popatrz, co mam! — tu pomachała jej przed twarzą przykrytymi materiałem strojami. — Musisz to zobaczyć, no i przymierzyć oczywiście! Chodź — złapała Peirce swoją wolną dłonią i zaczęła ją wyprowadzać w kierunku łazienki, zanim jeszcze różowowłosa zdążyła się odezwać. 

Na drodze zatrzymał je czerwonowłosy, który z jak gdyby knującym coś uśmiechem zagadał do nich.

— Jak samopoczucie przed debiutem, artystko? — parsknął śmiechem, opierając się o ścianę z założonymi na klatce piersiowej rękami. 

— Dla twojej wiadomości to super — odpowiedziała szybko, posyłając mu przepraszające spojrzenie gdy Rozalia bez skrupułów wciągnęła ją do łazienki. 

𝗦𝗧𝗨𝗖𝗞 𝗪𝗜𝗧𝗛 𝗠𝗘 ; kastielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz