✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧
Tik, tak.
Tik, tak.Zegar w kuchni wskazał godzinę dwudziestą pierwszą.
Czyli Janek kończy teraz pracę, przemknęło mi przez myśl.
Westchnąłem cicho, odrywając wzrok od papierów dotyczących restauracji. Miałem podpisać co nieco, obliczyć wydatki i dopełnić formalności. Mimo to coś ciągle odrywało mnie od pracy.
Nie chodziło zbytnio o to, że matematyki nie znoszę całym sercem. Bardziej o to, że pewna osoba coraz częściej wita w moich myślach.Przymknąłem lekko błękitne oczy pod którymi widniały delikatne sińce od pracy. Kuchnia rodziny Zawadzkich rozpłynęła się, a ja ponownie dostrzegłem kasztanowe włosy, mieniące się rudawym refleksem w blasku sierpniowego słońca, czy też jego dołki w policzkach, kiedy obdarowywał mnie swoim śmiechem.
Nie należę do osób bujających w obłokach, czy też pogrązonych w marzeniach, ale ostatnimi czasy zdarza mi się to częściej.
Przez niego.
Jana Bytnara.- Boże, to takie głupie - jęknąłem cicho z zawstydzeniem, odrywając się od zamyślań.
Co się w ogóle ze mną dzieje? Dlaczego w ogóle on... podoba mi się? Ukryłem twarz w dłoniach.
Trudno mi było nawet przyznać to przed sobą.
Miłość zdecydowanie nie była w moim życiu priorytetem.
Przekonałem się o tym raz w liceum i zdecydowanie odgarnąłem to na daleki plan.Czemu więc zdradzam samego siebie?
Nic dobrego z tego nie wyniknie.
Dobre sobie - zakochać się w swoim pracowniku. Dodatkowo chłopaku. I niezbyt zamożnym.
Gdyby tylko ojciec się dowiedział...Westchnąłem ciężko.
Po śmierci mamy było nam wyjątkowo trudno.
W końcu to ona prowadziła restaurację. Leona Zawadzka znała się na kuchni jak nikt inny, a żadna osoba by temu nie zaprzeczyła.
Restauracja w czasach, kiedy żyła miała się wyjątkowo dobrze. Talent kulinarny matki przyciągał masę klientów.
Fakt, Leona prowadziła biznes razem z ojcem, choć on był odpowiedzialny za formalności.Aż nagle wszystko zaczęło się sypać.
Dwa lata temu u mamy zdiagnozowano nadciśnienie. Chcieliśmy, aby ograniczyła pracę, lecz wciąż się upierała, po mimo tego że męczył ją ból głowy, krwotoki z nosa i duszności.
Wciąż pamiętam, jak w trakcie swojej zmiany wyszła po cichu na zaplecze.
Znalazłem ją leżącą na podłodze w całkowitej ciemności.
W moim umyśle zaczęły się rodzić najgorsze przeczucia, które niestety okazały się być prawdą.
Natychmiast zapaliłem światło i zobaczyłem, że mama jest półprzytomna. Doznałem takiego szoku, że wszystko pamiętam jak przez mgłę. Nie pamiętam nawet, kiedy drżącymi dłońmi zadzwoniłem po pogotowie. To działo się tak szybko.
Pamiętam ratowników medycznych zabierających mamę do karetki na noszach i szloch Anki wypłakującej się w moje ramię.Tej nocy pojechałem do szpitala nie mrużąc nawet oka.
Nawet nie płakałem. Moja twarz była martwa, pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu. A w sercu ziała pustka.
Nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Mama zawsze była obecna w moim życiu. Do niej szedłem, kiedy nie powodziło mi się, kiedy potrzebowałem pomocnej dłoni albo potrzebowałem choć trochę czułości jako dziecko. Wciąż wspominam jej dobrotliwe oczy, wokół których tworzyły się zmarszczki za każdym razem, kiedy uśmiechała się.Następnego dnia, kiedy wszyscy ledwo trzymali się na nogach podszedł do nas lekarz w białym kitlu, z niezbyt pogodną miną.
W głębi duszy wiedziałem, co to oznacza, ale nie dopuszczałem tej wiadomości do siebie.
Potrzebne mi były jego dosadne słowa jasno mówiące o śmierci matki i godzina czasu, abym wreszcie zrozumiał.Powód śmierci - wylew. Nie mogłem się z tego otrząsnąć. Nie mogłem pojąć, czemu zabrano mi najważniejszą dla mnie osobę na świecie. Widok półprzytomnej matki prześladował mnie jeszcze przez kilka miesięcy. Na jej pogrzebie tępo wpatrywałem się w tabliczkę głoszącą, że zakończyła życie pierwszego grudnia dwa tysiące dwudziestego roku.
CZYTASZ
𝐖 𝐁𝐋𝐀𝐒𝐊𝐔 𝐒𝐋𝐎𝐍𝐄𝐂𝐙𝐍𝐘𝐂𝐇 𝐃𝐍𝐈. rudy x zośka modern au ff.
Fanfiction''- Wiesz co, ja chyba jednak wrócę do środka po kurtkę albo przynajmniej bluzę, zimno jest - mruknął Zawadzki po tym, jak wyszliśmy z jego domu i przeszliśmy kawałek. - Nie gadaj głupot, gorąco jest! - wykrzyknąłem. - Sam jesteś gorą... A z re...