✦◌⋅ ❝ XXII. Niedługo ❞

368 27 148
                                    


✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧


Rudy


Trwał kolejny dzień, pełen słońca i świergotu ptaków. Wszyscy zajmowali się swoimi sprawami - kontemplowali naturę, spędzali razem czas i korzystali z zalet lata.

Ale w moim sercu nie panowała taka pogoda, co w przydomowym ogródku, gdzie kołysałem się delikatnie na wielkiej huśtawce.

Choć nie wiem jak musiało by być wspaniale, mój umysł i tak zatruwał się bolesnymi wspomnieniami i myślami pełnymi goryczy; każda nakręcała kolejną.

Może nie do końca raniłem samego siebie, bo tak samo jak kaleka przyzwyczaja się do kuśtykania na jedną nogę, tak i ja powoli godziłem się na obecność tych myśli. One były jak gość, którego nie lubisz, ale gościsz go u siebie przez pewien rodzaj przywiązania i konieczności.


— Cześć.

Poczułem, jak bocianie gniazdo się lekko przechyla i jak ciąży, gdyż ciężar utrzymywany przez nie się zwiększył.

Myśląc potrafiłem się tak bardzo odciąć od realnego świata, że nawet nie słyszałem kroków, a czyjąś obecność mogłem odczuć jedynie poprzez oddziaływanie na moje i tak przytępione zmysły.


— Jesteś taki strasznie zamyślony — odzywa się ponownie, a ja nie mogę go dłużej ignorować. Odwracam ku niemu twarz i spoglądam na niego. Tadeusz przygląda mi się z zaciekawieniem; próbuje odgadnąć moje myśli tylko patrząc na moją mimikę.

— Znowu o tym myślisz? 


O tym. O TYM.

Tak nazywamy TE styczniowe wydarzenia. Choć obaj przyzwyczailiśmy się do istnienia tych wydarzeń w naszym życiu, nie potrzebujemy nazywać ich po imieniu.


— Tak. Choć nie czuję już przed tym strachu, to jest to silniejsze ode mnie. I po prostu jest. Wiedziałeś, że myśli myślą się same? — Nie mogę się powstrzymać od tego banalnego, ale i tak piorunującego spostrzeżenia.


— Hmm, masz rację — mruczy, machając lekko nogami, przez co wprawia w ruch huśtawkę. — Ale zawsze można je powstrzymywać. Myślę, że musimy to jeszcze przepracować — mówi, a ja słyszę w jego słowach ukrytą propozycję zwierzenia mu się.

Zośka położył się na bocianim gnieździe, a ja czuję od razu potrzebę zrobienia tego samego. Kładę moją głowę na jego ramieniu, z uchem przy piersi. Jest bardzo wygodną poduszką, a dodatkową przyjemność sprawia mi słuchanie bicia jego serca.


— Nie myślę teraz o samych torturach. Raczej o ich... przyczynie. Albo raczej o tym, co mnie do nich przywiodło.


— Maryna.

To nawet nie pytanie, a stwierdzenie.


Spoglądam w błękitne niebo i w korony drzew, które zwieszają się ponad nami. Kiedy byłem mały a mamy nie było w pobliżu, mocno bujałem huśtawką, tak, że miałem wrażenie że już, jeszcze odrobinka, a dotknę stopami gałęzi obrośniętych liśćmi. Rzecz jasna to było tylko złudzenie, które i tak powodowało we mnie niezwykłą radość i zadowolenie z siebie.

𝐖 𝐁𝐋𝐀𝐒𝐊𝐔 𝐒𝐋𝐎𝐍𝐄𝐂𝐙𝐍𝐘𝐂𝐇 𝐃𝐍𝐈.  rudy x zośka modern au ff.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz