✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧
Zośka
Zerwałem się z pozycji leżącej do siedzącej. Plecy bolały mnie niemiłosiernie, bo mój organizm pozbawiony snu postanowił zdrzemnąć się na twardych, plastikowych krzesełkach w szpitalnej poczekalni. Włosy kleiły mi się do zroszonego potem czoła; wyschnięty język przesunął się po spierzchniętych wargach.
Spokojnie.
To tylko zły sen.
Całe szczęście, to był tylko koszmar.
Żaden z pocisków wystrzelonych przez pomagierów Patryka nas nie dosięgnął. Ja i Arek wycelowaliśmy w nich; kule trafiły w ich ciała, jednak nie na tyle by wyrządzić im poważną krzywdę. Rozbroimy ich i tylko czekaliśmy na oddział policjantów w gazowych maskach.
Choć byłem szczęśliwy, że Janka udało się uratować, to byłem niezmiernie zmartwiony stanem jego zdrowia. Jeszcze przed przybyciem posiłków zemdlał; kiedy opuszczaliśmy willę sam trzymałem jego lekkie i wiotkie ciało, które przelewało mi się przez ramiona.
Natychmiast po przybyciu do szpitala musiał poddać się skomplikowanej operacji, gdyż lekarze mówili, że jego stan nie był zbyt dobry. Ba, wydawało mi się, że był nawet krytyczny, ale nie chciałem dopytywać o to personelu medycznego. Przeżyłem już tyle stresu że bałbym się usłyszeć kolejną złą wieść.
Teraz byłem zły na siebie, po przecież obiecałem sobie dotrwać do momentu, aż operacja się skończy - chciałbym zobaczyć oblicze Janka, nawet jeśli byłoby ono nieprzytomne.
Niedoczekanie - byłem tak zmęczony tym wszystkim, a operacja ciągnęła się tyle godzin, że zasnąłem.
Natychmiast wstałem, poprawiając dłońmi zmięte ubranie na mnie i przeczesując sklejone włosy.
Rozejrzałem się nieprzytomnie po pomieszczeniu - choć zdrzemnąłem się na chwilę, wciąż byłem tak samo zmęczony co przedtem.
Widok szpitalnych korytarzy nie był dla mnie przyjemny, wręcz napawał mnie przeszywającym kości niepokojem.
Szpital za bardzo kojarzył mi się z śmiercią mamy, która wskutek wylewu straciła przytomność na zapleczu naszej restauracji, a ja próbując zapanować nad ogarniającym mnie szokiem i przerażeniem czekałem na przyjazd ambulansu który zabrał ją do szpitala. Jej ciało było takie wiotkie i słabe...
W czasie kilku godzin lekarze walczyli o jej życie, podczas gdy ja wpatrywałem się tępo w odpychająco białe ściany pozwalając siostrze, by wypłakała swe łzy w moje ramię, bo ojca oczywiście wtedy nie było, moze zabawiał sie z kochanką bądź współpracował z mafią.
A potem z sali szpitalnej wyjechał wózek a na nim ciało, przykryte śnieżnobiałym całunem, otoczone ponurym korowodem pielęgniarek i lekarzy.
Straciłem matkę, jedną z dwóch osób, w której miałem choć trochę pociechy i która sprawiała, że życie na tym ziemskim padole stawało się znośniejsze.
Boję się, że historia może zatoczyć koło i to znowu mnie spotka. Tylko że zamiast ciała matki ujrzę zmasakrowaną, martwą łuskę, która kiedyś była Jankiem.
![](https://img.wattpad.com/cover/305776963-288-k508915.jpg)
CZYTASZ
𝐖 𝐁𝐋𝐀𝐒𝐊𝐔 𝐒𝐋𝐎𝐍𝐄𝐂𝐙𝐍𝐘𝐂𝐇 𝐃𝐍𝐈. rudy x zośka modern au ff.
Fanfiction''- Wiesz co, ja chyba jednak wrócę do środka po kurtkę albo przynajmniej bluzę, zimno jest - mruknął Zawadzki po tym, jak wyszliśmy z jego domu i przeszliśmy kawałek. - Nie gadaj głupot, gorąco jest! - wykrzyknąłem. - Sam jesteś gorą... A z re...