✧.* ❝ XVIII. Koniec❞

356 29 98
                                    


✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧

9 stycznia

Zośka

W nocy ponownie nie mogłem zasnąć. Ale nie z powodu dręczącej mnie bezsilności czy koszmarów. Przeciwnie - determinacja ogarnęła całe me jestestwo. Za wszelką cenę pragnąłem wyrwać mojego Janeczka ze szponów oprawcy, którym był nie kto inny, jak Patryk.

Wiadomość ta wstrząsnęła mną niewyobrażalnie; z trudem mogłem pojąć, że przez cały ten czas zatrudniałem u siebie tak groźnego człowieka, który tak naprawdę wżerał się w moją rodzinę i nasze życia, by zdobyć jak najwięcej informacji, które mogłyby nas zniszczyć.

A skąd się o tym dowiedziałem?
Trzeba zacząć od początku.
Wieczorem skontaktowałem się z pewnym starym przyjacielem, który byłby w stanie mi pomóc. Był to Arek, młody policjant.
Poznaliśmy się kilka lat temu w barze dla gejów, oprócz przyjaźni jednak nic z tego nie wynikło.
Całe szczęście, Arek zgodził się, by mi pomóc, za co będę mu chyba dozgonnie wdzięczny.

Ale zaczynając od początku:
Przed północą zadzwoniłem na nieznany numer, a mój tajemniczy rozmówca podał mi adres po czym dodał, że mam czas do godziny dwunastej rano, oraz oczywiście że jakakolwiek interwencja policji poskutkuje śmiercią mnie i moich bliskich.
Zgodziłem się ale zażądałem, by był ze mną przyjaciel - właśnie Arek (oby nie rozpoznali w nim śledczego...), na co osoba po drugiej stronie słuchawki przystała.
Jako że posiadaliśmy adres, Arek poszukał informacji o owej lokalizacji i okazało się, że ów dom należy do Patryka Jaśkiewicza (swoją drogą pewnie jest to jego fałszywa tożsamość, a nie prawdziwe imię i nazwisko).
Następnie zaś pojechał ze swoją ekipą na zwiady, żeby zaznajomić się z terenem, a wcześniej udało mu się zdobyć nawet plan budowniczy domu!

Nad ranem zebrałem w moim mieszkaniu skołowanych przyjaciół: Arka, Alka, Basię, Halę, Pawełka i rzecz jasna Anię.
Wszyscy zauważyli zniknięcie Janka, jednak jednak oprócz Anki i Arka nikt nie wiedział, co było tego przyczyną. Z pewnym ciężarem na sercu (bo przecież ojciec mnie prosił, aby nikt o tym nie wiedział), ale jednak opowiedziałem im pokrótce tą absurdalną historię, od początku do końca.
Wszyscy rzecz jasna przerazili się i nie mogli uwierzyć w to, co mówię. Nie dziwiłem się im: sam zresztą odnosiłem wrażenie, że wydarzenia minionych dni to długi, dziwny i straszny sen.
Pomimo ogólnego niedowierzania i strachu zaglądającego w nasze szeroko otwarte oczy nie było nawet mowy o tym, by zostawić Janka samego na pastwę losu.
Choć istniało ryzyko niebezpieczeństwa czuliśmy że trzeba je podjąć, że trzeba coś zrobić, nie pozwolić sobie na bezczynność.

Kiedy pierwsza fala szoku minęła, zaczęliśmy głowic się, jak odbić Janka.
Po długich ustaleniach tworzących się przy kieliszku wódki dla odwagi i pokrzepienia, nasz plan coraz bardziej nabierał kształtu, choć zdarzały się pewne niedociągnięcia i chwile wahania.

— Gdyby tylko można było się jakoś włamać do tego przeklętego domu bez ryzyka, że w środku ktoś nas złapie... — Wyraziłem swe dość trudne do zrealizowania życzenie.

— Mógłbym załatwić granaty z gazem nasennym — Arkadiusz potrząsnął swą blond czupryną. — Po tym, jak my dwaj wejdziemy tam, ktoś wrzucił granaty przez okno. Janek wraz z tymi typami będzie w piwnicy, która powinna być zamknięta. Wtedy będą w potrzasku: Primo, nie będą mogli wezwać posiłków, bo wszyscy mieszkańcy willi będą słodko spali. Secundo, kiedy spróbują wyjść z piwnicy, uśpi ich środek nasennych. Będą więc tkwić z nami dwoma, nie będą mieli innego wyjścia. A potem wkroczy calutki oddział policyjny, a wtedy po kłopocie. Rozbroimy ich — mówił z rosnącą pasją i podekscytowaniem do mnie.

𝐖 𝐁𝐋𝐀𝐒𝐊𝐔 𝐒𝐋𝐎𝐍𝐄𝐂𝐙𝐍𝐘𝐂𝐇 𝐃𝐍𝐈.  rudy x zośka modern au ff.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz