CHAPTER TWO: Queen Bee & King Confused

537 27 7
                                    

Myśli Xaviera Thorpe'a były zawiłe, jak maźnięcia pędzlem impresjonistów, a jednak wyłaniał się z nich całkiem kompletny obraz. Trzydzieści sekund w jego głowie, dało Candice odczuć, że ma do czynienia z osobą niezwykle wrażliwą, odrobinę egotyczną, emocjonalną i niezwykle skonfundowaną.

Z transu wybudził ją delikatny, acz stanowczy policzek, wymierzony przez Winifred.

— To było to? Nawiedziłaś myśli Xaviera? — spytała podekscytowana Wini.

Candice, zażenowana swoim brakiem kontroli, niemrawo pokiwała głową i od razu zwróciła się do chłopaka.

— Bardzo cię przepraszam! Zrobiłam to zupełnie niechcący! — broniła się. — Naprawdę nie chciałam cię zaatakować.

Xavier był oszołomiony, jak każda z ofiar Candice, ale nie wyglądał na zdenerwowanego. Gdy trochę oprzytomniał, uśmiechnął się, podał jej rękę i przedstawił się:

— Xavier Thorpe, nie wiem, czy dowiedziałaś się tego z moich myśli.

Candice czuła się zawstydzona, ale uścisnęła jego dłoń.

— Candice Crowe, naprawdę, jest mi bardzo przykro!

— Hej, ty musisz być tą Mindreaderką! — dołączyła do nich piękna dziewczyna o ciemnej skórze, głębokich oczach i pełnych ustach. Na jej karku delikatnie lśniły ledwie dostrzegalne, mieniące się łuski.

— Nie da się ukryć — zmieszała się Candice.

— Candice — wtrąciła się Winifred — To jest Bianca, dalej stoi Yaspis, a obok niej — Kent. Poza Xavierem, wszyscy jesteśmy syrenami.

— Miło cię poznać — odparła z uśmiechem Bianca, ale Candice miała wątpliwości, czy mówiła szczerze.

— Niech zgadnę, moc Xaviera ma coś wspólnego ze sztuką — zagaiła Candice.

— Łatwo zgadywać, jak się wcześniej wdarło do czyichś myśli - zażartował Xavier. - Potrafię ożywiać obrazy.

— Są naprawdę imponujące, Xavier jest najlepszy — rozpływała się Bianca, poufale chwytając go za ramię.

— Tutaj ludzie raczej trzymają się grupkami — kontynuowała Wini. — Z racji tego, że jesteś moją współlokatorką, otrzymujesz złoty bilet na dołączenie do naszej paczki. Chyba nikt nie ma nic przeciwko?

Candice zawiesiła wzrok na Biance, a ta uśmiechnęła się pobłażliwie.

— Wini, nie bądź niemądra, oczywiście, że przyjmiemy Candice.

Tak oto, Królowa przemówiła, akceptując, przynajmniej na razie, obecność Candice w swojej grupie.

*

Candice dyskretnie przyglądała się każdej napotkanej osobie, choć często jednostki ginęły jej w tłumie uczniów Nevermore. Niektórzy byli równie przestraszeni, co ona; inni, zdawali się być na swoim miejscu, krocząc pewnie przez mroczne korytarze, zbijając piątki na każdym kroku. Byli też tacy, którzy zdawali się mieć wszystko w głębokim poważaniu.

Bianca niewątpliwie ściągała na siebie uwagę i emanowała energią dziewczyny, która dokładnie zna swoja wartość. Xavier, z kolei, poświęcał bardzo mało uwagi swojemu otoczeniu. Tym bardziej Candice była zaskoczona, przyłapując tych dwoje kilkukrotnie w ciągu tygodnia na trzymaniu się za ręce i całkiem wyraźnych flirtach. Na pierwszy rzut oka było widać, że tempo tej gry nadawała Bianca, ale Xavier też nie był obojętny na jej względy.

Bianca od razu dała jej odczuć, że lepiej dla Candice, jeżeli będzie trzymała się od Xaviera z daleka. Candice zdawało się, że traktowała go tak samo, jak innych chłopców — z uprzejmością i ostrożną rezerwą, ale Bianca widocznie miała na ten temat odmienne zdanie.

Za to Winifred miała serce na dłoni, choć była leniwa do granic możliwości, co Yaspis stale jej wypominała. Obie codziennie się przekomarzały. Kent może nie był najostrzejszym ołówkiem w piórniku, ale był stosunkowo niegroźny, niewiele się odzywał. Candice starała się być otwarta na całą grupę, ale trzymała się Winifred przy każdej możliwej okazji. Siedziały razem na lekcjach, spędzały razem przerwy i czas wolny. Sama chodziła w zasadzie tylko na lekcje z Valerią.

­­­­­­­Valeria nie odpuszczała Candice ani jednego dnia treningu, co więcej, wymyślała coraz to bardziej zmyślne sposoby na testowanie jej spokoju wewnętrznego.

W piątek, po wieczornej lekcji z Valerią, Candice wracała przez dziedziniec cała brudna od sadzy. Nauczycielka podpaliła jej tuż przed nosem jakąś niegroźną bombę domowej roboty i choć nic jej się nie stało, była cała umorusana. Trening bardzo ją zmęczył, szła więc powoli, rozmyślając o niebieskich migdałach.

Usłyszała przed sobą dźwięk przesuwanego przedmiotu i niechętnie odkryła, że to Xavier akurat walczył ze swoją drabiną. Nie od razu ją zauważył. Zdążyła podejść na tyle blisko, aby przyjrzeć się muralowi, który właśnie kończył.

— Piękny — zagaiła, zapominając na moment, że jej aparycja powinna ją raczej skłonić do unikania kontaktu z kimkolwiek, zanim nie weźmie prysznica.

— Dzięki, Can... Na Lucyfera, co ci się stało!? — krzyknął Xavier.

Starała się nie robić z tego wielkiej afery, choć poczuła się odrobinę głupio.

— Miałam trening — odparła beztroskim tonem.

— Z czym, ze smokiem!?

Candice prychnęła; rozbawił ją ten komentarz. Pomyślała, że Valeria raczej przypominała jadowitego pająka albo podstępnego, morderczego węża.

— Moja trenerka od czytania w myślach ma bardzo niekonwencjonalne metody — wyjaśniła.

— A są chociaż skuteczne? — spytał, cały czas przyglądając się jej osmolonej twarzy.

— Obawiam się, że tak — odparła z półuśmiechem. — Od miesięcy nie czułam się lepiej.

— Tyle dobrego — mruknął Xavier. — Ten nasze zdolności parapsychiczne... potrafią dać w kość.

— Zdaje się, że ty radzisz sobie całkiem nieźle — zauważyła.

— Na ogół tak — odparł wymijająco. — Ale czasem wszystko mi się miesza. Często nie mogę spać, bo widzę rzeczy, których nie powinienem.

— I co wtedy robisz?

— Uciekam w moją sztukę.

Candice uśmiechnęła się na odchodnym i ruszyła w swoją stronę, dając Xavierowi dokończyć dzieło. Mimo ciężkiego wieczoru, miło było porozmawiać z kimś, kto dzielił podobne problemy.

*

Candice stopniowo zaczęła odkrywać, że Nevermore stwarzało jej możliwość nabycia zupełnie niezwykłych umiejętności. Oczywiście, większość swojej uwagi poświęcała na opanowywanie mocy, ale równie chętnie ukradkiem zaglądała na zajęcia szermierki i wschodnich sztuk walki. Na razie w nich nie uczestniczyła, ale marzyła o tym skrycie.

Starała się wpasować w życie szkoły i raczej akceptowała ustalony ład, nie sprzeciwiając mu się. Do tej pory nikt, oprócz Valerii rzecz jasna, nie próbował jej zabić ani okaleczyć, brała to więc za dobrą monetę. Nie wychylała się zanadto, za co pochwaliła ją dyrektor Weems. Doceniła też jej wysiłek włożony w próbę zapanowania nad mocami i, jak to określiła, brak skłonności do siania zamętu. 

Oczywiście, że zdarzało jej się nadal zawitać nieproszoną do cudzych myśli, jednak znacznie rzadziej, na krócej i często sama potrafiła wydobyć się z transu. Aby uczcić jej postępy, dyrektor Weems nagrodziła ją wyjątkowym, w jej mniemaniu, prezentem.

— Candice, w przyszłą sobotę udzielam ci przepustki na wyjście do miasta. Jericho może jest niewielkie, ale warte uwagi. Będąc tam, pamiętaj, że reprezentujesz Nevermore. Czy to dla ciebie jasne? — dyrektor Weems spojrzała na nią nieznoszącym sprzeciwu wzrokiem.

— Jak słońce — przytaknęła.

A Penny For Your Thoughts • WednesdayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz